O arogancji megabitowych intelektualistów

Często i chętnie mówi się, że informatyka niesie ze sobą głębokie przemiany cywilizacyjne, nie precyzując jednakowoż, na czym owe przemiany tak naprawdę miałyby polegać. Wiadomo tylko, że w odróżnieniu od siermiężnej epoki przedinformatycznej, nowy wspaniały świat skrzyć się będzie bielą klawiatur, migotać 48-bit. kolorystyką ekranów monitorów i szeptać szmerem laserowych i elektronowych drukarek. N-bitowe procesory będą wysyłać i przyjmować NN-megabajtowe pakiety danych, które światłowodowymi traktami spenetrują cały świat po to, by zdobytą informację rzucić do stóp swego Użytkownika.

Często i chętnie mówi się, że informatyka niesie ze sobą głębokie przemiany cywilizacyjne, nie precyzując jednakowoż, na czym owe przemiany tak naprawdę miałyby polegać. Wiadomo tylko, że w odróżnieniu od siermiężnej epoki przedinformatycznej, nowy wspaniały świat skrzyć się będzie bielą klawiatur, migotać 48-bit. kolorystyką ekranów monitorów i szeptać szmerem laserowych i elektronowych drukarek. N-bitowe procesory będą wysyłać i przyjmować NN-megabajtowe pakiety danych, które światłowodowymi traktami spenetrują cały świat po to, by zdobytą informację rzucić do stóp swego Użytkownika.

Człowiek ery informatycznej to człowiek poinformowany. Ale czy nadal będzie to człowiek myślący?

Są pewne wątpliwości.

Pytanie: czy korzystanie z komputera może być samo w sobie działalnością twórczą?

Analizując istotę pracy informatyka nietrudno zauważyć, że ma ona wiele wspólnego z budowaniem konstrukcji z klocków, które już ktoś wcześniej wyciosał. W gruncie rzeczy, dobry komputerowiec to ktoś, kto zna odpowiednią ilość dokumentacji użytkownika. Wiedza informatyka stoi na niezwykle twardym gruncie - każda reguła, którą posługuje się komputerowiec, jest zapisana w jakimś podręczniku, instrukcji czy helpie i jest bezwzględnie prawdziwa. Problem tylko w tym, żeby ją znać lub umieć do niej dotrzeć. Gdy informatyk X mówi o koledze Y, że jest ignorantem, to ma na myśli, że tamten nie przeczytał jakiegoś rozdziału w dokumentacji, albo że zapomniał jego treść. Prowadzenie prac rozwojowych (naukowych?) w informatyce przypomina wchodzenie po schodach odlanych z betonu: wystarczy pokonywać kolejne stopnie, nie trzeba obawiać się o trwałość fundamentów.

O wiele mniej komfortowo prezentuje się sytuacja badacza w naukach przyrodniczych i humanistycznych. Odkrywanie nowych obszarów przypomina tam raczej błądzenie w ciemnym tunelu, zastawionym mnóstwem pułapek, ostrych kantów i sterczących żerdzi. Można łatwo nabić sobie guza, a nie ma żadnej gwarancji, że natrafi się na szkatułkę z klejnotami.

Ta gnoseologiczna różnica między informatyką a tradycyjnymi obszarami nauki nieuchronnie prowadzi do istotnej odmienności postaw intelektualnych ich adeptów. Z samej istoty rzeczy wynika bowiem, że postawa komputerowca ogranicza się do tego by WIEDZIEĆ. Posiadanie większej ilości informacji oznacza wyższą pozycję w zawodzie, społeczeństwie i na liście płac. Tymczasem tradycyjna postawa intelektualisty, nie negując bynajmniej wartości wiedzy, zawiera w sobie bardzo silny nakaz WĄTPIENIA. Bez wątpliwości, bez kontestacji uznanych praw nie byłoby przełomów poznawczych, takich jak prawo Newtona czy teoria ewolucji.

Pierwsza z wymienionych postaw z żelazną konsekwencją prowadzi adepta od przyczyny do skutku, od zamysłu do realizacji. Informatyka wypracowała sobie recepty rozwojowe, które wystarczy tylko stosować. Jest coraz mniej miejsca na indywidualne, odkrywcze iluminacje, wystarczy racjonalnie zorganizowana praca zespołu kwalifikowanych specjalistów.

Postawa druga nie daje żadnych gwarancji sukcesu, zaś planowanie drogi prowadzącej do rozwiązania problemu nie podlega żadnym recepturom.

Jest więc zrozumiałe, że postawa pierwsza niesie w sobie zalążek butnej arogancji, mającej swe źródło w pewności sukcesu. Postawa druga każe stale poddawać w wątpliwość własną wartość, jest więc u podstaw sprzężona z kompleksami.

Powyższy wywód znajduje potwierdzenie w życiu. Na przykład, niedawno na łamach CW pewien zaprzyjaźniony z redakcją filozof wyraził wątpliwość (biorącą się z własnych obserwacji), czy nadmiar komputeryzacji w humanistyce nie sprowokuje jej intelektualnego wyjałowienia, przy zachowaniu wszelkich pozorów witalności i rozwoju, wyrażonych tonami opracowań porównawczych pisanych lekko, łatwo i przyjemnie przez akademików korzystających z ogromnych baz danych całego świata, dostępnych dzięki komputerowi i telekomunikacji. W odpowiedzi otrzymał on gniewne listy od dwóch luminarzy uniwersyteckiej humanistyki wspomaganej komputerowo, którzy obcesowo odsądzili go od czci i wiary, obstając właśnie przy swoim prawie do tego, by lekko, łatwo i przyjemnie pisać opracowania porównawcze, korzystając z baz danych całego świata dostępnych dzięki komputerowi i telekomunikacji. Niby mają rację, bo jaki sens być biednym i nieszczęśliwym?

Czy nadchodząca epoka informatyczna będzie sprzyjać mnożeniu się pewnych siebie arogantów i wytrzebi chwiejnych intelektualistów, którzy najchętniej są i za, i przeciw? Czy cywilizacja informatyczna niesie ze sobę nowy kolektywizm, w którym indywidualny zryw twórczy nie ma znaczenia ani szans wobec zgodnego wysiłku zespołu specjalistów? Czy rozwój cywilizacji wszedł wraz z komputerem multimedialnym w koleiny, z których ani nie da się już wyjść, ani też nie ma takiej potrzeby?

Woląc zaliczać się do schyłkowej grupy zdolnych do posiadania wątpliwości, powinienem napisać, że nie znam odpowiedzi na powyższe pytania. Obawiam się jednak, że wszystkie trzy odpowiedzi brzmią po prostu: tak.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200