Nowa sieć i nowy świat

Zapewne więc zbyt wiele sobie obiecywaliśmy, zapominając o tym, że nowe technologie nie od razu ujawniają swe janusowe oblicze. Od początku rewolucji przemysłowej niosły dobrodziejstwa, dopiero z czasem dawały o sobie znać negatywne skutki. Tak było z samochodem czy telewizją, by podać przykłady pierwsze z brzegu. Na tym podłożu rodziła się wiara w postęp. Ale przecież nie od dziś konstatujemy, że postęp i regres są splecione ze sobą jak syjamskie bliźnięta. Rzadko daje się oddzielić jedno od drugiego, a jeśli nawet, to koszty tego są olbrzymie.

Być może wyolbrzymiam problemy. Jak dotąd większość jakoś sobie radzi ze spamem, choć z rosnącą irytacją. Ale z drugiej strony ciężko się oprzeć wrażeniu, że każdy z nas korzystający intensywnie z technik informacyjnych staje się przeciążonym węzłem informacyjnym.

Da się znaleźć wiele argumentów na poparcie tezy, że kapitalizm epoki informacyjnej staje się gorszy, niż był w epoce przemysłowej z powodu erozji kapitału społecznego, niszczenia zaufania między ludźmi, bezwzględnej walki na rynku. Ale z drugiej strony może tylko wydaje się gorszy, bo nieoswojony? Może to tylko złudzenie nieprzyjazności zaspamowanego świata?

A może ludzie i system są tacy sami, tylko narzędzia są bardziej niebezpieczne, bo mogą wyrządzić więcej szkód? Internet w rękach nieodpowiedzialnego użytkownika to brzytwa w rękach małpy. A olbrzymi potencjał Internetu klonuje je do niewyobrażalnej liczby. Możliwe, że Internet przerasta już ludzką skalę, co sprawia, że tracimy kontrolę nad narzędziem, które raz użyte wyrządza szkody wbrew intencjom tych, którzy je uruchamiają.

Może po prostu technologie informacyjne jako narzędzie globalne muszą być takie. Kapitalizm jest globalny, ale nie ma globalnej moralności, która zapewniałaby governance. Jest wprawdzie netykieta, ale to bardziej kodeks drogowy niż system etyczny. Nie można jej nie doceniać, ale też i przeceniać.

Wiemy już na pewno, że sieć nie jest wolną od konfliktów Arkadią. Są i będą wojny sieciowe, a spam będzie częścią naszej codzienności. Musi być więcej konfliktów, bo coraz więcej aktorów gra na scenie świata - a to dzięki technologiom, które dają im doń dostęp. To między innymi sprawia, że świat staje się strukturą złożoną, a spam to jeden z jej emergentnych objawów, produkt chaosu, zamulania informacyjnego. Lewis Mumford powiedział już o telegrafie, że stworzył "świat rozbitego czasu i rozbitej uwagi", a co dopiero dziś w cyberdobie chaosu, w której - zdaniem Neala Postmana - już coraz mniejsza liczba nas oczekuje jakiegoś ładu, jak w nietasowanej talii kart do gry. Oczekujemy ładu, gdy wiemy, że są ułożone według jakiegoś kodu: koloru, hierarchii figur itp. Kapitalizm przemysłowy był w porównaniu z dzisiejszym strukturą relatywnie prostą, w epoce mechaniki świat był policzalny i bardziej przewidywalny.

Rabunkowe gospodarowanie kulturą

Pozostaje jeszcze odpowiedzieć na pytanie, czy kultura wytworzy jakieś antyciała? Tak naprawdę, jest to temat na zupełnie osobny dyskurs. Teraz można jedynie pokusić się o stwierdzenie, że kultura je wytworzy, jeśli nie zostanie zniszczona. Są obawy, że może ją to spotkać. Chodzi o rabowanie symboli, które są potrzebne do odtwarzania kultury - ciągu znaków odwołujących się nieprzerwanie do innych znaków.

Warunkiem witalności każdego systemu społecznego jest utrzymywanie i wzbogacanie zasobów kulturowych, z których czerpie. Czy kultura Zachodu nie eksploatuje w ten sposób swych zasobów? "Sukces kapitalizmu był produktem szczególnej kombinacji nowego skoncentrowanego na sobie materializmu i wzorów kultury odziedziczonej z wcześniejszych epok, która uchroniła kapitalizm przed samozniszczeniem. Pchany wewnętrzną logiką ekonomicznego mechanizmu konkurencji kapitalizm zniszczył te moderujące wzory kultury, zanim społeczeństwa zdążyły rozwinąć nowe wzory, które utrzymywałyby jego nową formę, a jednocześnie podtrzymywały jego progresywne elementy" - jak pisał Y. S. Brenner w wydanej na początku lat 90. książce The Rise and Fall of Capitalism. Z tego powodu kapitalizm może być skazany na klęskę mimo technicznych zdolności wytworzenia dostatku dla wszystkich. Jedyną nadzieją jest to, że ludzie będą tego świadomi i zaczną myśleć inaczej.

Na razie wydaje się, że cywilizacja wymusza na nas coraz więcej kompetencji technicznych, ale nie kultury i duchowości. Ta jest malowana raczej cienkim werniksem, spod którego wyziera coraz więcej biologii - popędów, które cywilizacja rynkowa ochoczo eksploatuje.

Strach myśleć, co będzie, gdy pojawi się następna generacja telefonii komórkowej już w pełni sieciowej. Czy złe doświadczenia ze spamem w Internecie będą jakąś nauczką?

Reklama komercyjna w "realu" torowała drogę politycznej i społecznej, która czerpała z komercyjnej pełną garścią w zakresie technik wywierania wpływu. Obawiam się, że może się to powtórzyć w sieciach stacjonarnej i komórkowych działających w jednym środowisku cyfrowym. Reklama społeczna może przynieść pewne korzyści, ale raczej nie można tego oczekiwać po politycznej. W sieci krąży coraz więcej e-maili, które niosą treści rasistowskie, są pełne nietolerancji i nienawiści. Walkę polityczną w Internecie nazywa się haktywizmem, myślę jednak, że jest to coraz częściej ordynarny spam polityczny.

Co robić?

Od kilku lat działają rządowe amerykańskie systemy monitorowania sieci komputerowych znane pod nazwami Echelon, Carnivore i Global Information Awareness, ale daleko im do objęcia kontroli nad całą cyberprzestrzenią. Można sobie jednak wyobrazić sieć informatyczną, w której obowiązuje cenzura. Dziś wydaje się to nieprawdopodobne. Ale jutro?

W takiej sieci anonimowość byłaby zakazana, przepływ informacji i pieniędzy monitorowany. Wielu uważa taki scenariusz za nieunikniony, jeśli chcemy bezpieczeństwa obrotu informacyjnego. Lecz inni się buntują - przecież Internet miał być odporny niemal na wszystko, nie tylko na kontrolę, dyktaturę, ale nawet na wybuchy jądrowe. Miał być rajem kontestacji i wolności ekspresji, stanowić przeciwwagę dla potęgi koncernów i rządów. Wierzono, że w Internecie uda się odbudować społeczeństwo obywatelskie, dzięki temu, że da się zwykłemu użytkownikowi tyle samo środków kontroli nad rządami i biznesem, ile one mają nad nami. Panowało przekonanie, że Internet jako otwarta sieć zrekompensuje niedostatki społeczeństw otwartych w realu, jak to sobie wymarzył Karl Popper.

Wizja takiego rozwoju Internetu powoli jednak się "zwija". W ciągu ostatnich kilku lat zauważa się, że postęp w technologii, prawodawstwie i handlu ogranicza otwartą naturę sieci. Powstaje jakby nowy Internet, zwiększa się możliwość kontrolowania i monitorowania cyberprzestrzeni przez rządy i biznes.

Takim obawom dał niedawno upust John Walker z frimy AutoDesk w dokumencie Digital Imprimatur (http://www.fourmilab.ch/documents/digital-imprimatur ). Powiada Walker, że istnieje silna pokusa uczynienia z sieci przestrzeni uniemożliwiającej anonimowość, do której dostęp będzie miał tylko użytkownik na podstawie cyfrowego certyfikatu. Znaczyłoby to, że żadnego listu nie będzie można wysłać anonimowo bez opatrzenia go e-podpisem. Czegoś takiego nie można było osiągnąć w komunikacji analogowej, ale w cyfrowej jest to możliwe. Pozwoli to uporać się z kradzieżą tożsamości, zabezpieczyć handel elektroniczny i wreszcie okiełznać hydrę spamu. Ale coś za coś - pamiętajmy o tym, że jeśli będzie mniej wolności dla spamerów i hakerów, to musi być jej mniej dla wszystkich innych. Tak było zawsze w historii. Jeśli się chciało mieć więcej bezpieczeństwa, to za cenę mniejszej wolności. Ale może być też tak, że nie będzie ani jednego, ani drugiego. Nie mówiąc już o tym, że jak dotychczas każda innowacja ograniczająca wolność rodziła potrzebę kontrinnowacji.

Wszystko, co żyje, działa na podstawie przetwarzania informacji, społeczeństwa też, a wszelkie zakłócenia obiegów informacyjnych zagrażają systemom. Starałem się pokazać, że jednym z tych poważnych zagrożeń staje się hydra spamu. Jak uciąć jej łeb?

Profesor Kazimierz Krzysztofek jest wykładowcą w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie.


TOP 200