Niemoc kalifornijska

Mimo formalnego stanu wyjątkowego w Kalifornii, tamtejsze kłopoty z energią elektryczną są bagatelizowane przez jednych i wyjaśniane jako forma nacisku lobby energetycznego na podniesienie cen urzędowych. Inni zaś uważają, że w ten sposób rozpoczyna się exodus firm Nowej Gospodarki z Doliny Krzemowej, które muszą mieć niemal 100-proc. gwarancję nieprzerwanych dostaw prądu.

Mimo formalnego stanu wyjątkowego w Kalifornii, tamtejsze kłopoty z energią elektryczną są bagatelizowane przez jednych i wyjaśniane jako forma nacisku lobby energetycznego na podniesienie cen urzędowych. Inni zaś uważają, że w ten sposób rozpoczyna się exodus firm Nowej Gospodarki z Doliny Krzemowej, które muszą mieć niemal 100-proc. gwarancję nieprzerwanych dostaw prądu.

Kalifornia jest wyjątkowo pięknym stanem. Plaże wzdłuż wybrzeża Pacyfiku, nadmorskie góry porośnięte sekwojowymi lasami, granitowe doliny Sierra Nevada - nie mówiąc już o urokach cywilizacji, takich jak Krzemowa Dolina czy San Francisco. Wszystkie te naturalne i cywilizacyjne atrakcje sprawiają, że jak magnes przyciąga ona poszukiwaczy lepszego życia nie tylko ze Stanów, ale także z Meksyku i reszty świata. Ta migracja doprowadziłaby już pewnie dawno do groźnego przeludnienia Złotego Stanu, gdyby nie kilka czynników działających na rzecz zachowania pewnej równowagi. Tak więc natura ulokowała najcenniejsze parcele budowlane na tektonicznym uskoku zwanym San Andreas Fault, który co pewien czas się uaktywnia, powodując trzęsienie ziemi. W najsłynniejszym z nich, które w 1906 r. zniszczyło kompletnie 1200 hektarów centrum San Francisco, śmierć poniosło ok. 500 osób - ale wtedy była to właściwie prowincjonalna mieścina... Poza trzęsieniami ziemi Kalifornię nawiedzają gigantyczne pożary lasów i buszu, a przy okazji leżących wśród nich domów. Kiedy pada deszcz, obsuwa się ziemia, przerywając drogi, zaś wezbrane rzeki zrywają mosty. Do tego dodać można jeszcze burze, które "oczyszczają" wybrzeże z ekskluzywnych rezydencji, oraz śnieżne lawiny blokujące przejazdy przez górskie przełęcze. Do arsenału tych naturalnych mechanizmów kontroli demograficznej dołączył ostatnio jeszcze jeden, tym razem ludzkiego autorstwa - kryzys energetyczny, który w ostatnich dniach przybrał formę tak zwanych "toczących się zaciemnień" (rolling black-out). Po prostu co pewien czas wyłącza się kilku milionom Kalifornijczyków prąd.

Ciemność, widzę ciemność

Co jest przyczyną tej energetycznej zapaści? Dużo łatwiej wyjaśnić, skąd się biorą trzęsienia ziemi... Otóż, kalifornijski kryzys energetyczny nie jest po prostu efektem braku mocy w krajowej sieci. Przynajmniej jej niedobór jest tylko jedną z jego przyczyn. Ważniejszą może jest podjęta przed czterema laty próba oparcia gospodarki energetycznej w tym stanie na zdrowych, kapitalistycznych zasadach. W dawnych czasach producenci elektryczności, jej dystrybutorzy oraz konsumenci zawierali długoletnie kontrakty na dostawę energii i wszyscy z góry wiedzieli, ile będzie ona kosztować. Kalifornijscy legislatorzy uznali jednak, że system ten eliminuje zdrową konkurencję, i dokonali tak zwanej deregulacji. Dystrybutorzy energii zamiast zawierać kontrakty z wieloletnim wyprzedzeniem, mieli odtąd kupować energię z dnia na dzień na energetycznej giełdzie zwanej California Power Exchange. Ale jednocześnie, dla ochrony konsumentów przed wahaniami cen, stawki płacone przez nich dystrybutorom pozostały pod kontrolą rządu. Aby nie komplikować sprawy, wystarczy powiedzieć, że efektem owej deregulacji było to, że dystrybutorzy, którzy nie mogą sprzedać energii po cenie wyższej niż 70 USD za MWh, muszą dziś kupować ją na giełdzie od producentów za ponad 1000 USD. Ich długi urosły do miliardów, co z kolei sprawia, że producenci obawiając się ich bankructwa, niechętnie sprzedają im energię.

Ogólny niedobór energii nie jest może bezpośrednim źródłem kalifornijskiego kryzysu. W skali krajowej jednak jest on przyczyną rocznych strat rzędu 50 mld USD. Fakt, że w Kalifornii ten niedobór przybrał katastrofalne rozmiary, będzie miał jednak konsekwencje o trudnych jeszcze do przewidzenia rozmiarach. W końcu, kiedy mówimy "Kalifornia" - myślimy "Dolina Krzemowa". A właśnie Dolina Krzemowa, mówiąc ogólniej nowoczesna technologia informacyjna, jest główną ofiarą, jak też, w pewnym sensie, sprawcą tego niedoboru.

Stopniowa transformacja gospodarki amerykańskiej i zastępowanie tradycyjnego, ciężkiego przemysłu nową technologią uśpiły czujność energetycznych strategów, którzy - jak większość z nas - żyli w złudnym przeświadczeniu, że nowoczesna elektronika nie wymaga wiele energii. Ile w końcu potrzeba mocy, by elektrony latały sobie po układach scalonych... Kiedy więc ostatnio oszacowano, iż za 10 lat nowoczesny przemysł elektroniczny będzie zużywać aż 30% krajowej energii elektrycznej, było to niemałym zaskoczeniem.

Czy prąd tyka informatyka?

Infrastruktura informacyjna "nigdy nie śpi." Sprawne działanie Internetu zapewniają niewidoczne dla zwykłych użytkowników, pracujące dzień i noc "farmy serwerów", które w miastach, takich jak Seattle - będącym siedzibą Microsoftu - już dziś potrzebują 50% elektryczności niezbędnej do funkcjonowania całego miasta. W Nowym Jorku farma serwerów zajmująca jedno piętro będzie zużywać ponad dwukrotnie więcej energii niż oba 110-piętrowe wieżowce Światowego Centrum Handlu (World Trade Center).

W tym przemyśle straty, jakie może spowodować przerwa w dostawie prądu, są gigantyczne. Nawet krótkotrwałe zaciemnienie - takie jak to, które w czasie ostatniego lata zaskoczyło producenta układów scalonych, firmę Zilinx - kosztuje przedsiębiorstwa miliardy dolarów. Standardy niezawodności w dostawie energii muszą być więc niezwykle wysokie. Przeciętny amerykański konsument energii elektrycznej jest zadowolony, jeśli ma prąd przez 99,9% czasu. Dla firm high-tech nawet 99,99% nie jest standardem zadowalającym. To, czego one wymagają, to tak zwane sześć 9-tek, czyli sytuacja, w której ciągła dostawa energii jest zapewniona przez 99,9999% czasu. Trudno się temu dziwić, skoro na przykład dla firmy Sun Microsystems koszt jednej minuty bez prądu szacuje się na milion dolarów.

Farmy serwerów są tak wrażliwe na przerwy w dostawie mocy, że są one zaopatrzone we własne generatory awaryjne. W ciągu następnych dwóch do pięciu lat, jak przewidują eksperci, mogą się one stać całkowicie niezależne od krajowej sieci energetycznej. Ale i własne generatory też mogą niekiedy zawieść, dlatego zapewne będą one zawsze miały podwójny system zasilania.

Ucieczka z Kalifornii

Powróćmy jednak do Kalifornii. W ciągu ostatnich dziesięciu lat nie zbudowano w tym stanie ani jednej wielkiej elektrowni - w dużej mierze za sprawą obrońców środowiska naturalnego i bardzo surowych przepisów zapobiegających jego zeszpecaniu. Sześć nowych elektrowni jest obecnie w budowie i do końca roku do energetycznej sieci popłynie dodatkowych 2400 megawatów. Jednak i to może okazać się za mało. Firma Intel ogłosiła już na początku stycznia br., że zamraża swe operacje w Kalifornii na dotychczasowym poziomie i nie planuje powiększenia miejscowej produkcji ani budowy nowych fabryk.

To publiczne oświadczenie szefa firmy Craiga Barretta było dość nietypowe. Plany innych kompanii utrzymywane są w tajemnicy ze względu na konkurencję. Jak twierdzi jednak Carl Guardino, szef Silicon Valley Manufacturing Group - stowarzyszającej 190 miejscowych firm - wiele innych kompanii z Doliny Krzemowej po cichu pracuje nad strategiami "wycofywania się na z góry upatrzone pozycje". Tymczasem wiele firm na apel władz podjęło kroki mające zmniejszyć chwilowe zużycie prądu. Pracownicy Hewlett-Packarda wieczorami pracują po ciemku, a fontanna przed główną kwaterą Cisco Systems została wyłączona.

Kto wie, może ostateczne konsekwencje kryzysu nie będą wcale takie fatalne - exodus z Doliny Krzemowej sprawi, że cała Ameryka stanie się Krzemowym Kontynentem. Mam nadzieję, że któraś z kalifornijskich firm znajdzie tanią parcelę gdzieś niedaleko od Saratogi w malowniczej północnej części stanu Nowy Jork. W ciągu ostatniej dekady rozwój gospodarczy starannie omijał nasze strony. Czas, by to nadrobić. To znakomite zadanie dla naszej nowej pani senator - Hillary Rodham-Clinton.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200