Niedozwolone strony

O tym, czym jest Singapur, krąży wiele mitów. Jeden z nich mówi, że to najczystsze miasto świata. Generalizując, trzeba przyznać, że miasta południowo-wschodniej Azji

O tym, czym jest Singapur, krąży wiele mitów. Jeden z nich mówi, że to najczystsze miasto świata. Generalizując, trzeba przyznać, że miasta południowo-wschodniej Azji

są brudne. Taki też był, jak wieść niesie, Singapur. Jednak przeprowadzona w 1968 r. akcja Keep Singapore Clean i wprowadzone po niej drakońskie kary za śmiecenie, zmieniły oblicze miasta. Rzeczywiście, jest tu dzisiaj czysto. Nawet największa plaga Azji, spluwanie gdzie popadnie, została tutaj wypleniona.

Kolejny z mitów głosi, że jest miastem tanich zakupów. Ile można wybudować sklepów, by zadośćuczynić konsumenckim pragnieniom? Spacerując po Orchard Road, ma się wrażenie, że nieskończenie wiele. Budynek w budynek sąsiadują ze sobą coraz to większe i bardziej okazałe centra handlowe. Trudno nawet powiedzieć czym się różnią. I co ciekawe, w każdym pełno klientów niezależnie od pory dnia.

Ale nawet najczystsze miasto i najtańsze sklepy mogą oczarować tylko na chwilę. Po paru dniach pobytu lecimy już dalej. W samolocie jeszcze ostatni rzut oka na lokalną prasę. Moją uwagę zwraca artykuł Rodzice zbyt ufający dzieciom w sieci. Singapurska organizacja PAGi (Parents Advisory Group for the Internet,http://www.pagi.org.sg ) dzieli się swoimi spostrzeżeniami odnośnie do odpowiedzialności rodziców za internetowe wędrówki ich pociech.

Jak donosi organizacja, aż 80% rodziców ufa dzieciom na słowo, że pozostają z dala od stron pornograficznych i promujących przemoc. Dezinformacja, kontakt z brutalnymi treściami czy deprawacja nie są - jak się okazuje - głównym zmartwieniem singapurskich rodziców. Za wroga numer jeden uważają oni uzależnienie się dzieci od Internetu.

PAGi doradza, jak chronić się przed zagrożeniami płynącymi z sieci. Promuje wprowadzone przez tutejszych dostawców Internetu ograniczone serwisy, które filtrują predefiniowane strony i określone treści. Opisuje możliwości wynikające z zakupu i zainstalowania programów monitorujących wędrówki po sieci. Ale przyznaje, że są to tylko półśrodki, które nie zastąpią rodzicielskiego oka. Za najlepsze zabezpieczenie bezwzględnie uznaje umieszczenie komputera w pokoju używanym przez wszystkich domowników, z ekranem monitora zwróconym do wnętrza pomieszczenia i wspólne spędzanie czasu z dziećmi podczas ich internetowych wycieczek.

Sami zapewne wiemy z własnego doświadczenia, co potrafią instalowane w naszych firmach filtry i jak je skutecznie obchodzić. Zresztą zdajemy sobie sprawę, że rzecz nie w tym, jak uniemożliwić korzystanie z Internetu, ale w tym, jak skutecznie motywować do jego właściwego użycia.

Jest taka historyjka z Dilbertem w roli głównej, która doskonale obrazuje ten paradoks. Przy stole siedzą Dilbert i pewien jegomość, który zza trzymanej w ręku kartki papieru pyta Dilberta: "I jaki to był powód, dla którego straciłeś swoją ostatnią pracę?" Dilbert, chciałoby się powiedzieć bez zmrużenia oka, odpowiada: "Zwolniłeś mnie wczoraj z pracy za pozasłużbowe wykorzystywanie Internetu". Na to jegomość tryumfując mówi: "No widzisz, zbrodnia nie popłaca". Ale Dilbert ze stoickim spokojem odpowiada: "Poczekaj, aż usłyszysz moje nowe, akceptowalne przeze mnie, minimalne wynagrodzenie".

Udanego surfowania!

Singapur, 17 maja 2001 r.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200