Niebezpieczne odesłania

P2P a linki

Z pewnością więcej trudności sprawiałaby ocena dopuszczalności umieszczania linków prowadzących do programów służących rozpowszechnianiu pirackich kopii dzieł.

Warto zaznaczyć, że już w 2003 r. norweski sąd w sprawie Phonofile kontra ABC Startsinden rozstrzygnął, iż odsyłanie do oprogramowania peer to peer pozostaje działaniem legalnym. Sąd wskazał, iż tego typu aplikacje mogą służyć do różnych celów, a powód nie udowodnił związku przyczynowego pomiędzy umieszczeniem odnośników a przypadkami naruszeń praw autorskich.

Z drugiej strony, w 2003 r. webmasterzy serwisu DonkeyMania.com zostali zobowiązani do zaprzestania dalszej działalności, choć ograniczał się on do prezentowania zbioru odnośników do plików pobieranych za pomocą aplikacji P2P. Nie pomogła argumentacja, że strona faktycznie sprowadzała się jedynie do zbioru informacji, a webmaster nie udostępniał za jej pośrednictwem żadnych nielegalnych utworów. Rok później władze szwajcarskie doprowadziły do zaprzestania funkcjonowania popularnego serwisu ShareReactor, będącego w istocie zbiorem linków prowadzących do danych wymienianych w ramach programu eMule.

Z perspektywy rodzimych przepisów można bronić tezy, iż webmaster umieszczający na swej witrynie jedynie linki do nielegalnych materiałów może być kwalifikowany jako pomocnik i ponosić odpowiedzialność cywilną na podstawie roszczeń przewidzianych w prawie autorskim.

Linki informacyjne zabronione?

Ciekawym zagadnieniem pozostaje dopuszczalność stosowania linków w celu obrazowania treści artykułów publikowanych w Internecie. Wykorzystanie odesłań to przede wszystkim możliwość zweryfikowania wiarygodności informacji bądź uzupełnienia ich. Problem powstaje, gdy publikacja odnosi się do kontrowersyjnego tematu.

W 2004 r. niemiecki Federalny Trybunał Sprawiedliwości miał okazję zmierzyć się ze wspomnianą kwestią w kontekście odesłań prowadzących do austriackiego wirtualnego kasyna, które nie posiadało licencji na prowadzenie działalności na terenie Niemiec. Sprawę zainicjowała internetowa publikacja tekstu poświęconego tworzeniu kasyn, opatrzonego linkiem do austriackiej strony WWW, przeznaczonej dla miłośników hazardu. W zachowaniu takim naruszenia porządku prawnego dopatrzyła się niemiecka firma oferująca usługi związane z elektronicznymi kasynami.

Sąd uznał, że jeśli odnośniki prowadzą do powszechnie dostępnych źródeł informacji, to należałoby je traktować jako przejaw wolności prasy. Istotnie w omawianym przypadku linki stanowiły swego rodzaju suplement do tekstu, po który mogli sięgnąć zainteresowani użytkownicy. W zachowaniu pozwanego nie dostrzeżono więc naruszenia przepisów prawnych.

Racjonalnie rzecz ujmując, nałożenie ograniczeń na możliwość stosowania linków jako uzupełnienia tekstów prasowych byłoby działaniem niezrozumiałym. Trzeba mieć na uwadze, że podstawowym ich zadaniem jest cel informacyjny, a nie promocja bądź reklama.

Do odmiennych wniosków doszedł jednak w lipcu br. Sąd Apelacyjny w Monachium. Rozpatrywał on dopuszczalność "ilustrowania" artykułu, umieszczonego w serwisie Heise Online, odnośnikami prowadzącymi do witryny firmy Slysoft.com, która oferuje oprogramowanie pozwalające na kopiowanie zawartości płyt CD i DVD wyposażonych w zabezpieczenia techniczne. Zgodnie z rozstrzygnięciem, wspomniane zachowanie uznano za sprzeczne z przepisami prawa autorskiego, zakazującymi obchodzenia mechanizmów technicznych utworów. Wyrok spotkał się z krytycznymi uwagami w prasie niemieckiej, czemu trudno się dziwić.

Ograniczenie swobody linkowania w powyższej sytuacji pozostaje chybione, biorąc pod uwagę dwie kwestie. Po pierwsze, może ono wypaczać rozumienie wolności prasy w realiach Internetu. Po drugie, stanowi restrykcyjną interpretację przepisów zabraniających obchodzenia środków technicznych służących zintensyfikowaniu ochrony uprawnień twórców. Umieszczenie samego linku nie przesądza o złych intencjach autora tekstu, zwłaszcza jeśli odpowiada on publikacji tematycznie. Z pewnością nie można automatycznie przyjmować, że mamy do czynienia z reklamowaniem sprzecznych z porządkiem prawnym usług. Dochodzi do tego fakt, iż Heise Online umieściło link prowadzący jedynie do strony głównej witryny firmy, a nie bezpośrednio do oferowanych przez nią narzędzi informatycznych. Zresztą zakaz stosowania linku jako dodatku do tekstu, w którym wskazywana jest pełna nazwa firmy będącej tematem opracowania jawi się jako zabieg sztuczny, który nie przyniósłby w praktyce oczekiwanych skutków. Zaciekawieni czytelnicy bez większych problemów mogą dotrzeć do witryny przedsiębiorstwa za pomocą wyszukiwarki internetowej. Eliminacja linków nie zmienia więc wiele, wywołując jedynie konsekwencje w zakresie wolności mediów.

Omawiane rozstrzygnięcie pozostaje o tyle interesujące, iż w bieżącym roku został ostatecznie uniewinniony operator witrynyhttp://censorship.odem.org , poświęconej zwalczaniu cenzury w Internecie. Wśród przykładów przemawiających za zbędnością stosowania mechanizmów blokujących na stronie znalazły się odnośniki do witryn organizacji neonazistowskich. Doprowadziło to do ukarania we wrześniu 2004 r. twórcy serwisu - Alvara Freude karą grzywny. W czerwcu bieżącego roku operator kontrowersyjnej strony został jednakże uniewinniony przez sąd wyższej instancji.

W uzasadnieniu wyroku wskazano, iż wprowadzenie odnośników stanowiło wyraz swobody wyrażania opinii w kontekście krytyki mechanizmów blokujących dostęp do niektórych zasobów internetowych.

Wskazane uwagi to jedynie niewielki wycinek problemów pojawiających się w kontekście stosowania odnośników w Internecie. Okazuje się więc, że nawet najprostsze rozwiązania techniczne budzą zainteresowanie prawników i mogą przysporzyć web-masterom kłopotów.


TOP 200