Nie wszystko złoto, co Internet

Ostatnie dwa tygodnie były ciężką próbą dla podmiotów inwestycyjnych w tzw. spółki technologiczne i internetowe. W tym czasie indeks elektronicznej giełdy NASDAQ ustanawiał rekordy punktowych oraz procentowych wzrostów i spadków. Analitycy zastanawiali się już, jak z twarzą odwoływać składane wcześniej hołdy Nowej Ekonomii.

Ostatnie dwa tygodnie były ciężką próbą dla podmiotów inwestycyjnych w tzw. spółki technologiczne i internetowe. W tym czasie indeks elektronicznej giełdy NASDAQ ustanawiał rekordy punktowych oraz procentowych wzrostów i spadków. Analitycy zastanawiali się już, jak z twarzą odwoływać składane wcześniej hołdy Nowej Ekonomii.

Sesję 14 kwietnia indeks giełdy NASDAQ, na której notowane są tzw. firmy zaawansowanych technologii, zakończył na poziomie o prawie 35% niższym niż rekordowe 5046 pkt., ustanowionego 10 marca br. Nie był to dobry dzień również na New York Stock Exchange, gdzie handluje się akcjami renomowanych spółek, symboli amerykańskiej gospodarki. Inwestorzy desperacko pozbywali się papierów wartościowych, a zwłaszcza tych należących do spółek internetowych. Uciekali w kierunku najpewniejszych przyczółków "starej ekonomii" i rządowych obligacji. Wielu obserwatorów rynku uznało, że właśnie pęka "internetowa bańka", przed czym sceptycy ostrzegali już od wielu miesięcy.

Huśtawka

Kiedy na początku ub.r. pisaliśmy o szaleństwie zakupów akcji spółek internetowych po niebotycznie wygórowanych cenach (artykuły Ziemia obiecana, Hossa nierozsądku, CW 6/99), był to dopiero początek. 8 lu- tego 1999 r. sesja na NASDAQ zakończyła się wynikiem na poziomie 2400 pkt. Trzeba było czekać dziewięć miesięcy, by indeks NASDAQ przekroczył poziom 3000. Półtora miesiąca później, 29 grudnia ub.r., osiągnął 4000 pkt., 9 marca przekroczył granicę 5000, by dzień później osiągnąć najwyższy w historii poziom 5048,620. Ponownie znalazł się na poziomie poniżej 4 tys. już 12 kwietnia br., by feralnego 14 kwietnia spaść do 3321,290 pkt. Światowe giełdy opanowała panika wyprzedaży akcji.

Wyprzedaż w Azji i Europie trwała do czasu, gdy Amerykanie znowu zaczęli kupować akcje firm technologicznych. Na ostatniej, przed zamknięciem tego numeru CW, sesji giełdy NASDAQ (18 kwietnia) indeks osiągnął najwyższy dotychczas przyrost punktowy w ciągu jednego dnia (prawie 255 pkt.) i zatrzymał się na poziomie 3793,57, niższym od rekordowego o prawie 25%. Mimo to inwestorzy odetchnęli. Na razie nerwowo poklepują się po plecach, mając nadzieję, że "będzie dobrze". Komentatorzy ponownie próbują przywołać uspokajające uśmiechy, ale trzeba przyznać otwarcie - nikt nie wie, czego po tym rynku można się spodziewać.

Ile jest wart dot.com?

"Akcje notowanych w Stanach Zjednoczonych spółek zaawansowanych technologii są przewartościowane do granic wytrzymałości. Ten sektor wzrastał bardzo ekspansywnie przez ostatnich 6 miesięcy" - mówi Małgorzata Dominiczak-Zielińska, prezes Polskiego Domu Maklerskiego Pionier. "Nie chce używać słowa ÇprzewartościowaneČ, bo w rzeczywistości trudno jest ocenić wartość tych firm. Analitycy nie są zgodni w ocenie poszczególnych walorów, opinie są niejednorodne" - twierdzi z kolei Jacek Tyszko, kierownik zespołu rynku giełdowego Centralnego Domu Maklerskiego Banku Pekao SA.

Na tym właśnie polega problem inwestorów zarówno instytucjonalnych, jak i indywidualnych. Akcje spółek reprezentujących starą ekonomię można wyceniać na podstawie struktury przychodów czy poziomu zysków. Spółek internetowych w ten sposób wycenić się nie da, ponieważ 80% z nich zysków nie wykazuje. A większość z nich nawet nie ma dwóch lat historii. Doradcy giełdowi zapowiadają, że będą się baczniej przyglądać wchodzącym na giełdę spółkom internetowym, oceniać je na podstawie dogłębnej analizy fundamentalnej, posługując się racjonalnymi przesłankami. Są to jednak na razie wypowiedzi bez wartości, ponieważ w przypadku firm internetowych nie istnieje coś takiego, jak racjonalne przesłanki. Po załamaniu na giełdzie inwestorzy zaczęli napomykać o tym, iż spółki internetowe powinny w ciągu roku lub dwóch lat wykazać konkretne zyski. "Gdyby zacząć domagać się od spółek internetowych zyskowności w perspektywie roku, 99% z nich popadłoby w tarapaty. One w tej chwili inwestują, walcząc o udział w rynku. Oczywiście, część z nich nie ma konkretnej strategii, tylko strategię marketingową, skierowaną do inwestorów" - mówi Rafał Plutecki. Inwestorzy próbują szacować wartość internetowych spółek na podstawie np. wartości klienta (spółka X.com ma 30 tys. klientów, a każdy z nich wyceniamy jest na 600 USD, kapitalizacja spółki powinna więc wynosić 18 mln USD) lub np. badań popularności portalu. Takie szacunki wydają się jednak bardziej zbliżone do zaklinania rzeczywistości niż racjonalnych wyliczeń.

Liczy się kadra

"Cóż, niezwykle trudno jest przewidywać, kto właściwie przetrwa na tym rynku" - stwierdził Brian Grove, zarządzający portfelem GIF Multimedia Fund w wywiadzie dla telewizji CNBC. Po rekordowym spadku wydawało się, że inwestorzy na długo zniechęcą się do spółek internetowych, zwracając się w kierunku przedsiębiorstw o bardziej sprawdzonym modelu biznesowym. Gdy tuż po upadku nastąpił rekordowy wzrost, inwestowano głównie w "wiarygodne" spółki, takie jak Intel, IBM, Oracle czy Cisco. Faworyzowani byli zwłaszcza producenci sprzętu sieciowego i procesorów. Jednak niedługo później znów największy wzrost ceny akcji notowały Frisco Bay Industries, PerfectData, NetZero czy ZeroPlus.com. Nazwy te nie są powszechnie znane. "Na NASDAQ jest mnóstwo firm, które nikomu z niczym się nie kojarzą, ale rzuciły kiedyś hasło Internet" - mówi Jacek Tyszko. Po pewnym czasie największy wzrost rejestrował ponownie sektor internetowy, a dopiero za nim firmy produkujące sprzęt sieciowy i oprogramowanie. "Spółki są warte tyle, ile ludzie są skłonni za nie zapłacić. Trzeba starać się wyławiać z internetowej mgły firmy, które mają jakieś znamiona sukcesu. Tak naprawdę jednak jedynym stabilnym elementem takiej spółki jest kadra zarządzająca" - uważa Rafał Styczeń, prezes Internet Investment Fund.

Kiedy w IV kwartale ub.r. indeks giełdy NASDAQ zaczął gwałtownie rosnąć, poszły w górę notowania przytłaczającej większości znanych na rynku internetowych spó-łek. Jednocześnie jednak hossa zainspirowała wiele firm z nie sprawdzonym modelem biznesowym do wejścia na giełdę i próby przyciągnięcia gigantycznych funduszy. Na ich określenie Anglosasi jak zwykle opracowali nową nazwę: me-too-dot-coms, co w luźnym tłumaczeniu mogłoby brzmieć: "Ja też chce się załapać na pieniądze z rewolucji internetowej". Popyt zwiększyło pojawienie się indywidualnych inwestorów, podążających za "modą na Internet". Obecnie wejść na NASDAQ zamierza ok. 80 firm. Na ubiegły tydzień zaplanowano 21 emisji, ale po załamaniu notowań na giełdzie aż 9 spó-łek wstrzymało wejście na giełdę. Wśród nich znalazła się AltaVista, internetowy portal wspierany przez CMGI i Compaq Computer. "Ten rynek rósł tak szybko, że nikt nie miał czasu na szczegółowe analizy. Na giełdę wchodziły słabe spółki bez wartości. Może teraz zastanowią się trzy razy dłużej, czy rzeczywiście mają coś, co może przynieść korzyści inwestorom" - mówi Rafał Plutecki, prezes Internet Venture Poland.

Kto zawinił

Jakie czynniki spowodowały trwający od połowy marca tego roku spadek indeksu NASDAQ? Takich czynników można wymienić wiele: krytyczną wypowiedź analityków olbrzymiego banku inwestycyjnego Merrill Lynch na temat budowania portfela akcji z przewagą spółek hi-tech, pesymistyczne prognozy Forrester Research, dotyczące perspektyw rozwoju internetowych detalistów i nieuniknionej konsolidacji rynku, wyższe niż przewidywano wskaźniki amerykańskiej inflacji i prognozowane na maj podniesienie stóp procentowanych, wreszcie przegranie przez Microsoft procesu antymonopolowego.

Co spowodowało powrót zaufania do sektora technologicznego na początku poprzedniego tygodnia? Można się domyślać: uspokajające komentarze analityków największych domów maklerskich czy ogłaszane wyniki finansowe firm informatycznych za ostatni kwartał, z których ponad 70% przekroczyło oczekiwania.

Analitycy, obserwatorzy, przedstawiciele funduszy typu venture capital są zdania, że za wcześnie odwoływać Nową Ekonomię. "Sektor teleinformatyczny w najbliższej przyszłości będzie rozwijał się najszybciej. Trzeba tylko bardziej trzeźwo na niego spojrzeć. Z drugiej jednak strony, nawet nasze krajowe spółki teleinformatyczne to wielka niewiadoma. W każdej z nich wejście inwestora strategicznego może oznaczać olbrzymie szanse rozwoju" - zastanawia się Małgorzata Dominiczak-Zielińska.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200