Nie tylko Amazon

„Największa księgarnia świata” - informuje tablica na piętrowym pawilonie w centrum Toronto. To oczywiście trudny do zweryfikowania chwyt reklamowy. Wprawdzie regały i stoły są tam zapełnione książkami ze wszystkich możliwych dziedzin, ale to chyba nie wystarcza, by palmę pierwszeństwa przyznać akurat tej księgarni. I to tym bardziej, że już przed paru laty w szranki wstąpiły księgarnie wirtualne, obecne i dostępne tylko w Internecie. Na ich czele - amerykański Amazon reklamujący swoją ofertę jako „największą w skali globu”.

„Największa księgarnia świata” - informuje tablica na piętrowym pawilonie w centrum Toronto. To oczywiście trudny do zweryfikowania chwyt reklamowy. Wprawdzie regały i stoły są tam zapełnione książkami ze wszystkich możliwych dziedzin, ale to chyba nie wystarcza, by palmę pierwszeństwa przyznać akurat tej księgarni. I to tym bardziej, że już przed paru laty w szranki wstąpiły księgarnie wirtualne, obecne i dostępne tylko w Internecie. Na ich czele - amerykański Amazon reklamujący swoją ofertę jako „największą w skali globu”.

Tu jednak pojawia się nowa trudność, bo pretendentem do nr 1 w tej branży jest również amerykańska firma Barnes & Noble. Nawet wytoczyła ona Amazonowi proces o prawo do tego miana - prestiżowego, ale ważnego zwłaszcza marketingowo - zakończony zresztą ugodą. A i tak nie podobna ustalić, jakie są rzeczywiste rozmiary ofert obu konkurentów: 2,5 czy 8 milionów tytułów? Prawdę osłania tajemnica handlowa.

Twórcą i głównym właścicielem Amazona jest Jeff Bezos, dziś zaledwie 35-latek. W roku 1994 porzucił dobrze płatną i jeszcze lepiej rokującą posadę na Wall Street, w samym sercu światowej finansjery i biznesu, i ruszył - jakby szlakiem dawnych pionierów - na Zachód. Oparł się aż w Seattle, gdzie do dzisiaj ma swoją siedzibę. Zaczął od książek, trafnie kalkulując, że jest to towar stosunkowo niedrogi, a do jego sprzedaży nie są potrzebne żadne magazyny, skoro rozmaite wydawnictwa prowadzą komputerowe listy swoich zasobów - wystarczy wejść z nimi w alians. I w tej dziedzinie stał się niezaprzeczalną potęgą, niezależnie od tego, jak wysokie miejsce można mu przypisać w hierarchii rynkowej.

Wkrótce było mu tego mało i krok po kroku zaczął rozbudowywać swoje imperium o coraz nowe działy: płyty, kasety i multimedia, sprzęt rtv i zegarki, biżuterię i zabawki, lekarstwa i artykuły żywnościowe, wreszcie - wszystko, czego potrzebują domowe zwierzęta. Nie na tym koniec, bo zajął się też aukcjami, przedmiotów bardzo wartościowych i najzupełniej banalnych. Tak powstał jedyny w swoim rodzaju i chyba wyjątkowy w skali globu internetowy megastore Bezosa.

Nadal przecież firmowym produktem są w Amazonie książki. O tym, jak się sprzedają, jakie tytuły są bestsellerami, a jakie spadającymi gwiazdami, informują listy rankingowe, aktualizowane kilka razy dziennie. Nie trzeba chyba dodawać, że działa tu swoiste sprzężenie zwrotne: znana jest uwodzicielska siła bestsellerowych nominacji. Szczególną rolę odgrywają przy tym recenzje, ale - i to był pomysł rewelacyjny - autorstwa nie zawodowych krytyków, lecz zwykłych klientów-czytelników. Do ich opinii odwołują się, co prawda, również inne wirtualne księgarnie, ale tylko Amazon zamieszcza bez kontroli i cenzury wszystko, co na temat oferowanych książek mają do powiedzenia, i przekazania e-mailem, internauci. Takich recenzji nadchodzą setki tysięcy, a ich cechą wspólną jest, by tak rzec, absolutna szczerość: nie ma w nich środowiskowych podtekstów i interesów, nie ma rewerencji wobec wielkich nazwisk i renomowanych wydawców. Natomiast jest to niejednokrotnie punkt wyjścia dla ważnych decyzji handlowych, wielkości nakładów, dodruków, wznowień.

Konkurent Amazona, wspomniany już Barnes & Noble, nie ma aż tak uniwersalnych ambicji i pozostaje jedynie gigantyczną księgarnią. I to o bardzo szerokim wachlarzu gatunków i rodzajów piśmiennictwa, od beletrystyki, poprzez książki naukowe i fachowe, albumy i poradniki, po kolorowe periodyki.

W najświeższej ofercie ma też prawdziwego asa atutowego - magazyn Winnie Oprah, słynnej gwiazdy telewizyjnej, która swoimi ciętymi opiniami nieraz kreowała bestsellery lub przesądzała o niepowodzeniu wydawniczych nowości. Co ciekawe, na jej zdanie powołuje się na swojej stronie WWW również Amazon!

W odróżnieniu od obu tych internetowych księgarni niemiecki koncern medialny Bertelsmanna reklamuje się jednocześnie jako największy wydawca świata. Tę pozycję zapewniają mu ścisłe związki z wieloma domami wydawniczymi na kilku kontynentach, zwłaszcza z Random House w Stanach Zjednoczonych (co dnia rynek otrzymuje spod pras drukarskich milion egzemplarzy), a także z innymi znanymi firmami w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii czy Argentynie. Wśród autorów znakomici nobliści sąsiadują z autorami modnych bestsellerów literatury popularnej, wśród tytułów - dzieła klasyczne obok nowości, wielka literatura i literatura popularna, leksykony i poradniki, książki z najrozmaitszych działów wiedzy, gospodarki, techniki. I takie, których filmowe wersje należą do pierwszej dziesiątki sukcesów kasowych ostatnich lat, jak „Park Jurajski”, „Forrest Gump”czy „Gwiezdne wojny”.

BOL czyli Bertelsmann On Line, przedstawia się jako najbardziej wielojęzyczna księgarnia w świecie. Za jej pośrednictwem można skorzystać z oferty wspomnianego Barnes & Noble i dowiedzieć się, co się ukazuje i jak się sprzedaje w Niemczech i w Anglii, we Francji i Hiszpanii czy w Holandii. I co można sobie zamówić w tej księgarni, ma się rozumieć, za pomocą e-maila. Sieć klubów miłośników dobrej (i tańszej) książki, którym patronuje firma, obejmuje 25 milionów czytelników w Europie, Ameryce i... Chinach. Warto zauważyć, że na liście partnerów niemieckiego Der Club jest m.in. polski Świat Książki.

Na tym tle polski Merlin (35 tysięcy tytułów w ofercie) uchodzić musi za karzełka, co nie może dziwić, zważywszy na zasięg języka i wielkość kapitałów na naszym rynku. Ale przecież i znacznie zamożniejsza Francja, której politycy tak bardzo zabiegają o zachowanie czy wręcz ocalenie pozycji kultury francuskojęzycznej wobec wszechpotęgi Anglosasów, nie liczy się wysoko w tej globalnej grze kapitałów i interesów. Zapewne uświadomienie sobie tej niezbyt komfortowej sytuacji skłania francuskich wydawców i księgarzy do działań mających wzmocnić ich konkurencyjność. Niemal sensacyjna wiadomość nadeszła właśnie przed paru tygodniami: Gallimard, jeden z najbardziej szacownych i tradycyjnych wydawców Francji, ogłosił przejęcie internetowej księgarni Bibliopolis i swoje wejścia na giełdę. To stanowi rzeczywiście pewien punkt zwrotny. Szef wydawnictwa, Antoine Gallimard, nie ukrywa, że jego zamierzeniem jest stawić czoła - przynajmniej na rynku francuskim - Amazonowi i co najmniej zrównoważyć na polu literatury dotychczasową dominację krajowych konkurentów - internetowych firm księgarskich i multimedialnych, takich jak Fnac czy Alapage.

Tak czy inaczej, wciąż gwiazda Amazona świeci najjaśniej. I tylko zagadkową wymowę ma informacja, że wartość jego akcji rośnie z roku na rok w zawrotnym tempie, ale również rok w rok przedsiębiorstwo wykazuje deficyt. To jednak jest czymś charakterystycznym dla ekonomiki całej branży internetowej: niezachwiana wiara w przyszłe wielkie zyski, w świetlaną przyszłość.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200