Nie takie opcje straszne

Kiedy podejmować ryzyko

Spółki znając kursy budżetowe, które użyte zostały w prognozach, oraz oferty banków w zakresie dostępnych struktur opcyjnych miały do wyboru dwie ścieżki.

Pierwsza z nich to ta, z której wynikają aktualne straty. Spółki dążąc do zabezpieczenia kursu budżetowego, decydowały się na lewarowane struktury opcyjne, opierając się na historycznie realizowanych zyskach z tego typu transakcji. W takim wariancie wszystko działałoby zgodnie z planem, gdyby kurs złotówki faktycznie się umacniał. Sytuacja stała się jednak zdecydowanie gorsza, ponieważ złoty z dnia na dzień traci na wartości (a niekiedy także z godziny na godzinę). Oczywiście, z punktu widzenia przychodów ze sprzedaży eksportera (zakontraktowanych w walucie) jest to zjawisko pozytywne, gdyż wpływy operacyjne wzrastają, jednak w odniesieniu do posiadanych struktur opcyjnych stanowi to duże obciążenie finansowe.

Zobacz również:

  • GenAI jednym z priorytetów inwestycyjnych w firmach
  • Szef Intela określa zagrożenie ze strony Arm jako "nieistotne"
  • International Data Group powołuje Genevieve Juillard na stanowisko CEO

Druga ścieżka pojawia się w sytuacji, gdy spółka dostosowuje się krokowo do możliwych do uzyskania kursów terminowych w zawieranych transakcjach. Wówczas co prawda kurs terminowy nie jest na poziomie kursu budżetowego, ale zawierane struktury opcyjne będą miały charakter symetryczny.

Powstaje zatem pytanie, czy warto ustalać kurs realizacji na poziomie kursu budżetowego, kosztem lewaru na poziomie 200% czy 300%. Odpowiedź wydaje się jasna: jeśli waluta, w której zawieramy transakcje ma tendencję do umacniania się, to na pewno. W przypadku jednak, gdy złotówka umacniała się, osiągając rekordowe poziomy, to już niekoniecznie. Kurs walut jest jednak wskaźnikiem, którego zaprognozowanie jest niezwykle trudne, stąd w analizowanym przypadku najbardziej spójnym rozwiązaniem jest wdrożenie w spółce strategii zabezpieczeń. Skorzystanie z doradztwa wyspecjalizowanych, niezależnych podmiotów przy jej sporządzaniu jest także rozwiązaniem wartym rozważenia.

Ujemne wyceny instrumentów pochodnych

Powołując się na przedstawione argumenty, nasuwa się pytanie dotyczące przyczyn upadłości niektórych firm. Oczywiste jest, że ujemna wycena faktycznie na dzień bilansowy osiągnęła wysokie rozmiary, ale skoro jest to skuteczne zabezpieczenie przepływów na kolejne kilkanaście miesięcy, to z punktu widzenia realizacji planu finansowego wszystko wydaje się pod kontrolą. I faktycznie tak by było, gdyby nie zabezpieczenia, które spółki muszą ustanowić w związku z ujemnymi wycenami. Zgodnie z zapisami umów banki wymagają wniesienia zabezpieczenia liczonego od wartości ujemnej wyceny. W przypadku istotnych ujemnych wycen instrumentów, które zabezpieczają przepływy na kilka lat, może to się stać problemem.

Dramatyczne osłabienie kursu złotego sprawiło, że instrumenty pochodne będące w posiadaniu spółek przynosiły ogromne straty. Jak szacuje Komisja Nadzoru Finansowego, dla całej polskie gospodarki mówimy o wycenie otwartych pozycji na kwotę około kilkunastu miliardów złotych. Tak istotne straty wpływają na to, że zabezpieczenie, które należy ustanowić na rzecz banku, również ma znaczną wartość. Jest to duży problem dla spółek, których większość majątku stanowi już zabezpieczenie pod kredyty bankowe, a okres dekoniunktury sprawia, że zapasy gotówki są tylko w sferze marzeń. Zgodnie z podpisywanymi przez bank umowami niewniesienie przez spółkę zabezpieczenia skutkuje tym, że bank może dokonać rozliczenia opcji w dowolnym momencie, a to jest już gwoźdź do trumny i nic nie pomoże fakt, że przecież z punktu widzenia przyszłych wyników wszystko idzie zgodnie z planem.


TOP 200