Nie ma wolności bez anonimowości

Anonimowi twierdzą, że nie ma już w obywatelskim rynsztunku środków, którymi można by skrócić smycz elitom politycznym. Każdy, kto znajdzie się w obrębie systemu prawnego państwa, podlega instytucjonalizacji. Każdy, kto jest zinstytucjonalizowany, musi szanować prawo - chyba że jest to NSA. Pytanie: czy znajdą się chętni, aby z nowych możliwości skorzystać? O uruchomieniu własnego serwisu przeciekowego poinformowała pozaparlamentarna czeska Partia Piratów, która postuluje dużo większą przejrzystość pracy parlamentu oraz administracji samorządowej i rządowej. Brzmi banalnie? Osobiście chętnie przywitałbym taki pomysł w Polsce. Być może poznalibyśmy nazwiska osób z właściwych urzędów, które podpisują się pod odbiorem naszych drogowych fuszerek, fachowo nazywanych autostradami i obwodnicami. Dobrze byłoby, aby osoby, które określają specyfikacje przetargów publicznych, miały świadomość, że ich nazwiska mogą znaleźć się na czołówkach gazet, a im samym zostaną postawione nieprzyjemne pytania.

Nikt poza szefem WikiLeaks nie wie, na jak długo starczy obecnych dokumentów, aby wstrząsać czołówkami wiadomości. Niedawno ujawnione przez WikiLeaks informacje o potężnych wydatkach rodziny Saudów pochodzą z 1996 r. Z odsieczą przychodzą Anonimowi, którzy ostatnio ujawnili zawartość skrzynki pocztowej Aarona Barra, prezesa firmy HBGary Federal. Skrzynka ta na zlecenie rządu USA zajmuje się szeroko pojętymi projektami bezpieczeństwa w Internecie. Jak się okazało, firma pracowała nad internetową kampanią mającą na celu oczernianie i dyskredytację osób, które krytykowały działalność amerykańskiej izby handlowej (U.S. Chamber of Commerce). Planowano zastosować między innymi takie metody, jak rozpowszechnianie fałszywych dokumentów oraz włamania do skrzynek pocztowych. Z informacji, które ujawnili Anonimowi, wynika, że HB Gary Federal pracowało nad narzędziami do sztucznego generowania opinii publicznej. System nazwany Persona Management miał za zadanie utrzymywanie w gotowości setki tysięcy wirtualnych osób - posiadaczy kont e-mailowych, na Twitterze, Facebooku i innych opiniotwórczych miejscach w sieci. Wygląda to na próbę zhackowania Web 2.0.

Polityczny długi ogon

Skoro dotarliśmy do tematu Anonymous, nadeszła pora, aby wyjaśnić drugą część tytułu tego tekstu. Gdy toczy się dyskusja o zainteresowaniu i zaangażowaniu młodego pokolenia w politykę, wszyscy wiemy, jakie wnioski można usłyszeć: młodych polityka nie interesuje, tak samo jak plebiscyty wyborcze. Proste wytłumaczenie? Niby tak, ale chciałbym zaproponować nieco inne i skorzystam przy tym z koncepcji "długiego ogona" Chrisa Andersona. Młodych już nie interesuje, co ma do zaoferowania polityczna lista przebojów i sztucznie pompowane w kampaniach wyborczych hity. Standardowy podział lewica-centrum-prawica oraz libertarianie-centrum-narodowcy mieści się i zamyka tylko w czole całej politycznej podaży. Ale w żadnym wypadku nie zaspokaja politycznych potrzeb wszystkich obywateli, które dzięki rosnącej świadomości politycznej stają się coraz bardziej zróżnicowane.

Odejście młodych od politycznego czoła jest związane także z produkowanym przez media masowe dyskursem, który skupia się na wewnętrznych problemach samej elity politycznej lub kwestiach, które nie interesują pokolenia współczesnych dwudziestolatków. Anonimowość w sieci, piractwo, wolne oprogramowanie, prawne uwarunkowania sieci p2p - to tematy, które w określonych kręgach wzbudzają dużo większe zainteresowanie niż odgórnie narzucany telewizyjno-prasowy dyskurs polityczny. Nawet samo WikiLeaks jest przez niektórych komentatorów w naszych rodzimych mediach rozpatrywane w ramach starego paradygmatu (Leopold Unger nie tak dawno pytał na łamach GW: "W jakim teatrze te lalki grają? No i kto pociąga za sznurek?"). Chciałoby się powiedzieć: być może razem z teatrem i lalkami trzeba wymienić i widownię.

Tak ujawnia się zjawisko niedopasowania politycznej podaży oferowanej w mediach z politycznym popytem niektórych obywateli. Zjawisko to chciałbym nazwać "politycznym długim ogonem" - na poparcie tej tezy przedstawiam dowód w postaci The Anonymous i WikiLeaks.


TOP 200