Nie bójmy się zmian!

Niechęć do zmian jest rzeczą ludzką. Problem ten ma wymiar ponadczasowy i bezpośrednio wiąże się z dylematem hamletowskim.

Niechęć do zmian jest rzeczą ludzką. Problem ten ma wymiar ponadczasowy i bezpośrednio wiąże się z dylematem hamletowskim.

Jak pamiętamy ze szkoły, sławny szekspirowski bohater zastanawiał się czy lepiej jest znosić cierpliwie zło, które dobrze znamy i do którego jesteśmy przyzwyczajeni, czy też może lepiej porywać się na zmiany w naszym bycie i z kolei cierpieć niepokoje niepewności. Nie wiedząc, jak nam będzie w przyszłości odczuwamy lęk nawet wtedy, gdy skądinąd wiadomo, że odmiana losu przyniesie nam same profity.

Nie jest dobrze

Ogólnie znane są korzyści, jakie przynosi przedsiębiorstwu prawidłowo przeprowadzona informatyzacja. Nie zawsze jednak prawdy znane stosowane są w rzeczywistości. Polska pospolitość ma w tym temacie pewne cechy szczególne, z których najbardziej rzuca się w oczy niechęć do wprowadzania zmian w systemie informatycznym nawet wtedy, gdy jest on ewidentnie nienowoczesny, niewydolny, albo zainstalowany nieoptymalnie (lub wcale go nie ma!).

Wśród konsultantów zajmujących się projektowaniem złożonych systemów informatycznych panuje dość zgodna opinia, że polskie firmy są już w większości skomputeryzowane, ale NIE ZINFORMATYZOWANE. W popularnym scenariuszu komputeryzacji najpierw kupuje się sprzęt, instaluje sieć, następnie każdy dział zaopatruje się w potrzebne mu oprogramowanie, na końcu zaś zakładowi informatycy usiłują to razem zintegrować, aby użytkownicy mogli współpracować ze sobą.

Jak się zinformatyzować?

Oczywiście nie jest to system informatyczny, którego prawidłowe zaprojektowanie i wdrożenie wymaga wielkiej pracy specjalistów-analityków, integratorów czy architektów systemowych. Jeśli firma nie zatrudnia tego typu pracowników na etacie (zdarza się to tylko w największych przedsiębiorstwach) ma w zasadzie dwie drogi, jeśli chce godnie wkroczyć w nowe tysiąclecie: zamówić projekt w firmie konsultingowej, albo zatrudnić specjalistów w innej firmie, zajmującej się "oddelegowywaniem". Oddelegowany zespół fachowców pracuje jakiś czas u klienta, rozpoznając strukturę przepływu danych i wszystkie potrzeby użytkowników, po czym wykonuje projekt ze wskazaniem optymalnych narzędzi, które potrzebne będą do końcowej implementacji.

Pospolitość skrzeczy

Dobrze wykonany projekt jest dość kosztowny, co może być czynnikiem powstrzymującym szefów przed zmianą status quo w swoich zakładach. Bywa też, że zmiany nienowoczesnej struktury informatycznej mogą zagrażać pozycji niektórych pracowników firmy. Może się też zdarzyć, że użytkownicy tak bardzo przyzwyczają się do drapania prawą ręką za lewym uchem, że nie potrzebują żadnych zmian - inaczej mówiąc przystosowują się do środowiska.

PRZYKŁAD 1: Duża firma będąca w dawnym ustroju monopolistą na przydzielony jej zakres usług handlowych i produkcyjnych. Zainstalowany tam przed laty system kiedyś sprawował się nieźle, jednak zmieniające się wymagania użytkowników wymusiły wprowadzenie wielu poprawek do kodu źródłowego głównego programu obsługi baz danych. Poprawek i poprawek do poprawek jest już tak dużo, że program wymknął się spod kontroli i narzekają nań wszyscy jak jedna żona (operatorami terminali są przeważnie kobiety). Informatycy zakładowi wykonują szereg działań pozornych typu "pracujemy nad tym", albo "poprawimy, jeśli się da" lub bardziej kategorycznie "z powodów technicznych TEJ funkcji nie będziecie mieli". Wymiany systemu nikt nie bierze pod uwagę, bo operacja taka przysporzyłaby informatykom kolosalnej pracy, a skoro można nic nie robić i mimo to firma działa...

PRZYKŁAD 2: Renomowane wydawnictwo zajmujące się publikacją specjalizowanych katalogów. Istniejący system oparty na serwerach unixowych jest tak wyeksploatowany, że dosłownie trzyma się "na włosku". Newralgiczne połączenie zrealizowane jest przy pomocy kabla, który z łatwością może zostać urwany w czasie sprzątania. Dyski charczą i rzężą z przepracowania. System regularnie pada i wtedy prezes obiecuje, że już teraz NA PEWNO pomyśli o nowej instalacji. Zatrudnieni w firmie informatycy "złote rączki" kosztem nie przespanej nocy podnoszą serwer. "No to kiedy zakupimy nowy system?" - pytają nazajutrz. "Rzeczywiście, trzebaby - ale skoro ten stary udaje się jakoś naprawiać, to na razie jeszcze się wstrzymamy" - odpowiada prezes.

PRZYKŁAD 3: Duża fabryka mebli. Przepływ informacji jest tak wielki, że w każdym węźle schematu produkcyjnego usłyszeć można to samo: "Panie, gdybym ja miał tu dostęp do bazy danych takiej a takiej, to oszczędziłbym mnóstwo czasu, a i produkcja zwiększyłaby się tak, że ho ho". Zarząd przedsiębiorstwa zamawia pilotażowy projekt w jednej z najlepszych firm konsultingowych. Ta przygotowuje ZA DARMO projekt wstępny (zajmuje to kilka miesięcy), liczy bowiem na dobry kontrakt - wszakże klient jest renomowanym, bogatym producentem. Po jakimś czasie fabryka wycofuje się ze współpracy - "musimy poczynić jeszcze wiele inwestycji produkcyjnych, przykro nam, ale na razie nie mamy pieniędzy".

Nie bójmy się zmian

Czytając powyższe opisy można się zdenerwować - widać tu całkowity brak myślenia strategicznego i brak klasy. Nie warto nawet przypominać, że trafnie dobrany system informatyczny, choć kosztowny, może przynieść firmie ogromne oszczędności, zwiększyć produkcję i polepszyć relacje międzyludzkie.

Być może doczekamy czasów, w których polskie firmy będą mieć optymalne, nowoczesne systemy informatyczne, jest to jednak zadanie na wiele lat. Aby mogło się udać, potrzebna jest zgoda wszystkich zainteresowanych stron. Na razie proponuję, aby w środowiskach informatyków i zarządów, którym zależy na zmianach, stworzyć lobby domagające się prawidłowej informatyzacji w swoich zakładach pracy. Podpowiadam stosowne hasło: "Informatycy wszystkich firm, zamiast komputeryzować, informatyzujcie się".

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200