Napełnić eter muzyką

Z wiceministrem łączności Markiem Rusinem rozmawia Urszula Szymerska

Z wiceministrem łączności Markiem Rusinem rozmawia Urszula Szymerska

-Dla łączności "zaczął się właśnie ciekawy, ale i niezwykle trudny okres. Nowa ustawa o łączności, zrywając z monopolem państwowej jednostki organizacyjnej ,Polska Poczta Telegraf i Telefon", stwarza równocześnie możliwości prawne do rozpoczęcia działania w nowym stylu. Jak Pan Minister ocenia tę ważną zmianę podstawowych przepisów prawnych obowiązujących w kierowanym przez Pana resorcie?

- Ważne, jak tę ustawę oceniają inni. Wypowiedzi zachodnich ekspertów na jej temat są na ogół pochlebne. Uważają, że spełnia ona wymagania, jakie stawia współczesna telekomunikacja. Przestrzegają nas też, że w kilku miejscach nowe przepisy prawne są zbyt liberalne, co może nam przysporzyć mnóstwo kłopotów. Chodzi zwłaszcza o artykuł 16 tej ustawy.

Nowa ustawa porządkuje sferę prawną łączności oraz zarządzanie telekomunikacją i pocztą. Wprowadza zmiany w samym Ministerstwie

Łączności, w PPTT i w innych jednostkach bezpośrednio z nimi nie związanych. Nasze nieprzygotowa-nie; brak doświadczeń powodują, że do pewnych spraw podchodzimy być może zbyt ostrożnie. Trudno też oprzeć się na wzorcach zachodnich, bo nie bardzo wiado-mo, co wybrać: ostre, restrykcyjne przepisy obowiązujące w Anglii i Niemczech czy bardzo liberalne włoskie lub francuskie.

- Dziś podmioty gospodarcze spoza PPTT mogą już podejmować działalność w sferze łączności. Mówi się nawet, że wiele renomowanych firm zachodnich chce włączyć się w rozbudowę i unowocześnianie naszej telekomunikacji, angażując znaczne kapitały, najnowsze technologie, własny sprzęt i ludzi.

Jak duże jest faktyczne zainteresowanie obcego kapitału wkroczeniem na polski rynek?

- Odpowiem na to pytanie nie wprost. Nasza wieloletnia strategia polega na tym, by osiągnąć w 2000 roku taki stan, jaki dziś panuje w Europie, tj. gęstość telefoniczną wynoszącą 33 aparaty na stu mieszkańców. Oznacza to, że każda rodzina ma telefon w domu,a są i tacy, co mają go też w samochodzie i daczy. Sieć powinna zostać powiększona o 12 mln abonentów stacjonarnych. Konieczna będzie jej modernizacja, choć właściwie trudno to tak nazwać, bo nasza sieć nadaje się właściwie do wyrzucenia. Patrząc realnie, obecny monopolista - PPTT - a po reorganizacji jeden z członów przedsiębiorstwa Polska Telekomunikacja SA, jest w stanie dla dzisiejszych 3,5 miliona abonentów w ciągu dziesięciu lat od nowa stworzyć sieć zdolną obsłużyć 12 mln abonentów i dołączyć do niej około 4 mln oczekujących. Jak łatwo policzyć, brakuje środków na przyłączenie pozostałych 8 mln abonentów. To już jest zadanie dla kapitału spoza PPTT zarówno prywatnego polskiego, jak i zagranicznego. Oczekujemy od zachodnich firm, że będą wkraczały w najtrudniejsze sfery, cechujące się najdłuższym - ponad dwudziestoletnim - okresem zwrotu poniesionych kosztów. Chodzi o inwestycje na wsi, gdzie potrzeby telefoniczne są największe. Na razie jednak zainteresowanie budzi świadczenie usług o niewielkiej kapitałochłonności, szybko się zwracających i dlatego obcych inwestorów drażni to, że łączność międzynarodowa, która jest najlepszym „kąskiem", została na mocy ustawy zarezerwowana dla kapitału polskiego. Ale są też usługi, np. sieć przywoławcza, dla których żadnych ograniczeń nie stawiamy.

Ostatnio na możliwości udziału obcego kapitału w rozwoju naszej telekomunikacji można patrzeć bardziej optymistycznie. Wynika to ze stabilizacji sytuacji w Polsce. Firmy zachodnie zgłaszają oferty kompleksowego rozwoju telekomunikacji na pewnych obszarach. O to nam właśnie chodzi. Pierwsze wstępne porozumienie podpisaliśmy w Londynie 5 grudnia 1990 r. W jego wyniku gdańska strefa numeracyjna zostanie przekazana firmie brytyjskiej Cable End WIRELESS. Nie jest to jeszcze przesądzone, być może dojdzie do przetargu, bo znaleźli się też inni chętni na tę strefę. Na naszym rynku jest wiele miejsca dla różnych konkurentów. Przedmiotem ich zainteresowań są też województwa: przemyskie, szczecińskie, legnickie. Żadna z ofert nie została jeszcze sfinalizowana. To, że chcemy rozwój telekomunikacji na tych terenach powierzyć kapitałowi zagranicznemu, nie ma nic wspólnego z wyprzedażą Polski. W ten sposób oddajemy pod opiekę tylko ten obszar, którego sami i tak nie jesteśmy w stanie obsłużyć.

Cieszyć może to, że pojawiają się firmy, które mają w stosunku do nas długoletnie plany. Nie musimy w kontaktach z nimi być zbyt skromni. W światowej telekomunikacji panuje obecnie ogromna nadprodukcja towarów. Toteż na każdy nasz przetarg zgłasza się co najmniej kilkanaście zachodnich firm. Dziś taki rynek, jak polski szacowany na 12 mln abonentów to rzadkość. Nic dziwnego, że oferenci są skłonni iść na wszystkie możliwe rozwiązania, aby go zdobyć. Trzeba jednak bardzo uważać i stale pamiętać o tym, czym się później spłacimy.

- Jakie podstawowe warunki muszą spełniać firmy ubiegające się o zezwolenie na działalność w telekomunikacji czy radiokomunikacji?

- Przede wszystkim muszą one odpowiadać wymogom ustawy o łączności. Są one specyficzne dla każdej z dziedzin działalności telekomunikacyjnej, ale niezbyt ostre -zwłaszcza na poziomie abonenckim. W ustawie (art. 16, 17 i 18) jest mowa zarówno o polityce państwa w tej sprawie, jak i o tym, co należy podać, ubiegając się o zezwolenie, oraz kiedy minister może odmówić zezwoleń. Od każdej decyzji odmownej przysługuje prawo odwołania się do Sądu Administracyjnego-

- Jak Pan ocenia możliwości prywatyzacyjne w radiu i telewizji?

- Tu jestem największym optymistą. Moim celem jest napełnienie eteru muzyką, wizją i fonią. Maksymalny 33-procentowy udział kapitału zagranicznego dopuszczalny przy ubieganiu się o zezwolenie na działalność w radiokomunikacji stanowi jedynie zaporę przed napływem obcej kultury. Obecnie mamy już prawie 400 zgłoszeń. Dotyczą one głównie radiofonii. Jest więc z czego wybierać. Obawiam się tylko, czy odbiorcy będą mogli utrzymać tak wiele massmediów przy życiu.

- W polski krajobraz na dobre wpisały się talerze anten satelitarnych. Coraz więcej firm oferuje też mieszkańcom osiedli telewizję kablową, a w jej ramach kilka programów zachodnich. Jak długo może jeszcze trwać taka sytuacja, że za retransmisję tych programów nic nie płacimy, i co będzie, gdy nagle wystawiony nam zostanie słony rachunek?

- To nie jest prawda. Z kilkoma właścicielami programów zachodnich mamy podpisane porozumienia. Mówią one bądź o nieodpłatnym rozpowszechnianiu, bądź stawiają pewne warunki. Większość prywatnych firm oferujących dziś telewizję kablową działa jeszcze po pi-racku. Telewizja kablowa będzie jako system telekomunikacyjny licencjonowana. Z biegiem czasu podejmiemy tę sprawę. Tym bardziej że taka telewizja nie jest obojętna dla środowiska: może na przykład uniemożliwić innym odbiór z eteru czy odtwarzanie z magnetowidu. Przy dawaniu zezwoleń na duże sieci kablowe chcemy zadbać o inne usługi telekomunikacyjne, zwłaszcza że włókno światłowodowe stosowane w telewizji kablowej może służyć także do przesyłania rozmów telefonicznych.

- W konsekwencji dotychczas prowadzonej polityki inwestycyjnej pod względem telefonizacji zajmujemy dziś ostatnie miejsce w Europie, a sieć telekomunikacyjna jest wręcz w opłakanym stanie. Jakie są szansę na to, że polski abonent będzie się mógł dodzwonić nie tylko z jednej dzielnicy miasta do drugiej, ale też sprawnie i szybko uzyska połączenie z dowolną miejscowością w kraju i za granicą.

- Nasza taktyka doraźna to stworzenie nowoczesnej sieci wyższego rzędu. W ramach programu ratunkowego chcemy wybudować w Polsce sieć złożoną z dwunastu węzłowych central tranzytowych połączonych cyfrowym pierścieniem światłowodowym. Pozwoli to dołączać do niej wielu nowych abonentów. Pierścień ten to zaledwie początek. Później w miarę potrzeby uruchamiane będą połączenia bezpośrednie na liniach największego ruchu. Taka jest koncepcja odtworzenia telekomunikacji międzymiastowej.

W największych centrach telekomunikacyjnych, tj. w Waszawie i Katowicach, na istniejącą sieć zostanie nałożona sieć cyfrowa. Dla stolicy przewidziano osiem central węzłowych, a dla Katowic -cztery. Trzeba będzie w krótkim czasie przygotować pomieszczenia pod dalsze urządzenia. Jeżeli dostaniemy dodatkowe kredyty, to problemy telekomunikacyjne Warszawy zostaną rozwiązane już do połowy przyszłego roku. Jeżeli będziemy zdani na własne siły, potrwa to około trzech lat. Mogę przyrzec, że obie te sieci -warszawska i katowicka - będą gotowe do 1994 r. To najpóźniejszy termin.

- Polska łączność nie tylko daleko odbiega pod względem jakości usług od standardów europejskich, ale i jej oferta jest nader skromna. Na jakie nowości usługowe możemy liczyć w najbliższym czasie?

- Mamy już sieć przywoławczą, m.in. w takich miastach, jak Warszawa, Kielce, Kraków. W jej uruchomieniu pomogli specjaliści z Instytutu Łączności i z firmy POLPAGER. Sieć ta daje bardzo interesujące możliwości. TESA od kilku miesięcy oferuje swoim abonentom usługi poczty elektronicznej. Ostatnio PPTT też przymierza się do wprowadzenia takiej „komputerowej poczty". W ostatnim kwartale tego roku powinna ruszyć radiotelefoniczna sieć komórkowa.

- Posumowując naszą rozmowę, zapytam na koniec, kiedy Polak będzie mógł odczuć, że w naszej łączności zaszły nareszcie pozytywne zmiany?

- Jestem niestety pesymista. Nastąpi to nie wcześniej niż za pięć lat. Na przełomie lat 1993 i 1994 powstanie zaledwie sieć podstawowa. Równocześnie budowane będą dalsze jej poziomy. Dopiero, gdy oddane zostaną I i II poziom sieci telekomunikacyjnej - przewiduję, że nastąpi to w latach 1994/1995 - możliwy stanie się lawinowy wzrost liczby abonentów. Ale znaczne polepszenie sytuacji w Warszawie i Katowcach jest realne nie później niż za trzy lata.

- Dziękuję Panu Ministrowi za rozmowę.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200