Najemnicy

Szczęście jako cel przemysłu IT?

Rozważania etyczne zmuszają też do zastanowienia się nad celem istnienia firm, zwłaszcza informatycznych. Obecnie zgodnie z dogmatami gospodarki rynkowej przyjmuje się, że celem firmy jest generowanie zysku. Zazwyczaj przyjmuje się to za rzecz oczywistą, którą mało kto kwestionuje. Jeżeli jednak nadrzędnym celem firmy jest zysk, to podporządkowane są mu inne rzeczy, takie jak wartości moralne. Oczywiście prawo narzuca ograniczenia na działanie firmy i wymusza pewne minimum norm etycznych, ale zwróćmy uwagę, że prawo działa też w drugą stronę, w niektórych przypadkach wymusza podporządkowanie zasad moralnych zasadzie maksymalnego zysku. Załóżmy, że do firmy informatycznej zgłasza się klient, którego działalność budzi wątpliwości moralne. Na przykład podejrzewamy, tak jak w przypadku z początku artykułu, że zamówiony przez niego system będzie służył do działalności przestępczej, bądź jest to koncern tytoniowy czy firma wytwarzająca uzbrojenie - firmy, których działalność może być w sprzeczności z zasadami moralnymi wyznawanymi przez niektóre osoby. Powiedzmy, że jestem w zarządzie firmy i mam podjąć decyzję, czy przyjąć zlecenie klienta. Z jednej strony sumienie mówi mi, że nie powinienem wspierać działalności klienta, z drugiej, jeżeli odrzucę zlecenie, firma poniesie straty finansowe, co można podciągnąć pod niegospodarność, za co grozi, o ile dobrze wiem, do trzech lat więzienia (nie mówiąc o tym, że udziałowcy pewnie szybko zmienią zarząd, który podejmuje takie decyzje). Innymi słowy obowiązujący system prawny może wymuszać decyzje sprzeczne z moim sumieniem. Oczywiście w rzeczywistości sprawa może nie być tak jednoznaczna moralnie, na przykład jeżeli odrzucenie zlecenia naraża firmę na upadłość, co z kolei pociągnie utratę źródła utrzymania przez pracowników. Nie zmienia to jednak faktu, że obowiązujące prawo wymusza zawieszenie niektórych norm moralnych. Można się zastanowić, czy nie wynika to z próby traktowania gospodarki jako obiektywnej maszyny, neutralnej pod względem wartości.

Czy można zatem wyobrazić sobie inne cele dla firmy (informatycznej)? W PRL-u na przykład celem firm nie był zysk, lecz realizacja planu. Czy celem może być dobro ogółu, samorealizacja, szczęście, samopoznanie, rozwój duchowy? Chyba wszystkie te podejścia były (są) stosowane, niestety nie znam ścisłych badań, jaki wpływ ma to na funkcjonowanie firmy i życie pracowników, na ile taka firma ma szansę zaistnieć i przetrwać w obecnych realiach rynkowych. Na pewno jednak warto się nad tym zastanowić.

Czy dominacja firm nastawionych na zysk jest oznaką wyższości takiego podejścia, czy tylko rezultatem dominującego paradygmatu i niedostrzegania innych możliwości? Czy nie jest tak jak z edukacją współczesną? Zarówno jej zakres, jak i forma w oczywisty sposób nie wynikają z tego, że są najlepsze, lecz raczej z inercji (a w latach minionych zapewne też z działań celowych). Wydaje się, że pozostają one kilkadziesiąt lat za aktualnym stanem wiedzy na temat edukacji. Pytanie do czytelników, komu przydała się w życiu wiedza, ile węgla brunatnego wyeksportowała Polska w 1987 r., a komu przydałaby się umiejętność komunikacji interpersonalnej lub znajomość sposobów rozwiązywania konfliktów? Ile jest uczelni - chociażby informatycznych - które szkolą swoją kadrę dydaktyczną w pracy z grupą albo nowoczesnych sposobach nauczania? Można powiedzieć, że są to instytucje nie zawsze działające na zasadach rynkowych, ile zatem komercyjnych firm prowadzących szkolenia IT stosuje tego rodzaju techniki. Oczywiście czasami trenerzy w takich firmach przechodzą szkolenia miękkie, ale rzadko są to szkolenia trwające dłużej niż dzień lub dwa, pomijając, że często są traktowane jak zło koniczne w rodzaju szkoleń BHP.

Ponownie nie jest to temat nowy, ani dotyczący tylko branży IT. Przydałaby się jednak głębsza refleksja i dyskusja na temat celów firm informatycznych, nie tylko w kontekście biznesowym, ale również społecznym, ludzkim i etycznym.

Gwiezdne wojny a sprawa inżynierii oprogramowania

W latach 80. ubiegłego wieku Ronald Reagan ogłosił Inicjatywę Obrony Strategicznej (Strategic Defence Initiative - SDI) - popularnie znaną jako program gwiezdnych wojen. Miał to być system chroniący Stany Zjednoczone przed zmasowanym atakiem rakietowym ze strony Związku Radzickiego. W ramach programu miał powstać najbardziej złożony system informatyczny jaki kiedykolwiek stworzono. W 1985 r. David Parnas - jeden z twórców inżynierii oprogramowania - miał ogromny wpływ na wiele jej działów, kilka lat temu ukazał się w Polsce zbiór jego artykułów, pod tytułem "Podstawy oprogramowania", można tam znaleźć też historię SDI - chociaż na początku uczestniczył w programie, po przeanalizowaniu założeń technicznych doszedł do wniosku, że projekt jest technicznie niewykonalny (ani wtedy, ani w najbliższej przyszłości) i takiemu systemowi nie będzie można zaufać. Zrezygnował z pracy w projekcie (właśnie ze względów etycznych) i rozpoczął informowanie szerszej publiczności o swoich przekonaniach. Program związany był z ogromnymi funduszami i wielką polityką, więc media szybko podchwyciły temat i rozgorzała dyskusja na temat odpowiedzialności zawodowej inżyniera oprogramowania. Dyskusja była o tyle zażarta (i nie zawsze uczciwa), że część funduszy została już rozdysponowana.

Program gwiezdnych wojen ciągle wraca, pod taką lub inną postacią, wywołał on jednak w Stanach Zjednoczonych powszechną dyskusję nad aspektami etycznymi zawodu inżyniera oprogramowania. Powstały nawet próby "standaryzacji" norm etycznych, które powinny obowiązywać inżyniera oprogramowania. Jedną z poważniejszych inicjatyw tego rodzaju jest rekomendowany przez IEEE Computer Society i ACM Software Engineering Code of Ethics and Professional Practice, czyli kodeks etyczny inżynierii oprogramowania. Jest to część szerszej inicjatywy mającej na celu przekształcenie inżynierii oprogramowania w dojrzałą profesję na wzór zawodów takich jak lekarz czy prawnik. Kodeks opiera się na ośmiu zasadach dotyczących: interesu publicznego, klienta i pracodawcy, produktu, profesjonalnej oceny, zarządzania, profesji, współpracowników i samego siebie. Organizacje te chcą zrobić z kodeksu normę obowiązującą inżynierów oprogramowania. Na przykład osoby przystępujące do egzaminu na certyfikat Certified Software Development Professional (zaawansowanego certyfikatu inżyniera oprogramowania wprowadzonego przez IEEE Computer Society kilka lat temu) muszą podpisać zobowiązanie, że będą postępować zgodnie z kodeksem. Inna sprawa, ile z tych osób przynajmniej dokładnie przeczytało kodeks. Na ile takie inicjatywy są skuteczne? Trudno powiedzieć, przynajmniej zwracają uwagę środowiska na ten aspekt i wywołują dyskusję w środowisku.

Etyka i moralność w pracy inżyniera oprogramowania to niewątpliwie ważny, choć trudny temat. Na wiele pytań nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Brakuje jednak w środowisku dyskusji i refleksji nawet nad podstawowymi zagadnieniami. Tworząc system informatyczny, rzadko zadajemy sobie pytanie, czy to co robimy sprawi, że świat będzie lepszy. Może czasami warto?


TOP 200