Może ożywienie, może złudzenie

Wiele zależy rzecz jasna od koniunktury międzynarodowej, która, mimo pozytywnego scenariusza w wojnie z Irakiem, nie przedstawia się korzystnie. Zdaniem Komisji Europejskiej nie dojdzie do gospodarczego przyspieszenia w Europie Zachodniej, a PKB w krajach "15" wzrośnie tylko o 1,3%. Gorzej, niż oczekiwano, będzie także w Stanach Zjednoczonych i Azji. W największej gospodarce świata wzrost wyniesie (wg szacunków MFW) 2,4%. Nie ma więc mowy o recesji, ale ożywienie nie jest duże. Zdaniem MFW wzrost gospodarczy na całym świecie nie wyniesie 3,6%, jak wcześniej sądzono, ale 3,2%. W roku przyszłym wskaźnik ten będzie wynosił 3,7%, a nie 4%, jak szacowano przed kilkoma miesiącami. Powodem zaniepokojenia jest epidemia SARS, która zniechęca inwestorów do rynków Azji Wschodniej, i rosnący deficyt budżetowy USA, uniemożliwiający dalsze stymulowanie tej gospodarki za pomocą metod fiskalnych.

Niskie tempo wzrostu na świecie, a w szczególności w Unii Europejskiej, negatywnie wpływa na możliwość szybszego wzrostu polskiego eksportu, którego wyniki są wprawdzie w ostatnich latach zadowalające, ale nie jest on w stanie wpłynąć na lepsze wyniki całej gospodarki. Jeszcze większym problemem jest mała aktywność inwestorów zagranicznych, wywołana m.in. słabymi nastrojami panującymi na rynkach światowych. Szybkie zwycięstwo koalicji w wojnie z Irakiem przyniosło wprawdzie krótkotrwałą hossę na giełdach, ale skończyła się ona po kilku dniach, zanim jeszcze ustały ostatecznie strzały w Bagdadzie. Nie wydaje się, by program odbudowy tego kraju, na który amerykańscy podatnicy wyasygnują 30 mld USD, był impulsem do długotrwałego boomu. Gdyby było inaczej, boom już by trwał.

Długookresowy smutek

Ministerstwo Finansów prognozuje w swym programie przyspieszenie wzrostu gospodarczego w roku przyszłym do 4,9%, a w dwóch kolejnych do 5,4 i 6,0%. A zatem dobra koniunktura, zdaniem Grzegorza Kołodki, jest na wyciągnięcie ręki. Problem w tym, że przedstawione przez niego symulacje wskaźników makroekonomicznych są wewnętrznie niespójne. Przyspieszony wzrost gospodarczy będzie, wg założeń programu, wynikiem przede wszystkim wzrostu popytu krajowego, a w szczególności inwestycji, które po głębokim spadku w dwu poprzednich latach mają rosnąć w tempie: 5,6% w tym roku, w kolejnych trzech latach: 12,2, 12,8, 13,5%. Rosnąć ma również eksport w tempie ok. 8-9%.

Łatwo zauważyć, że kluczem do sukcesu będzie wzrost inwestycji. Ekonomiści są zresztą zdania, że gospodarka polska powoli wyczerpuje możliwości bezinwestycyjnego wzrostu (tzn. wzrostu dzięki lepszemu wykorzystaniu majątku). Kłopot w tym, że Grzegorz Kołodko nie pokazuje źródeł sfinansowania nowych inwestycji, które, wg niego, mają rosnąć w tempie zbliżonym do tego z połowy lat 90.

Mogą być tylko trzy takie źródła: wzrost oszczędności, obniżenie "oszczędności ujemnych" (tzn. deficytu budżetowego) i napływ inwestycji zagranicznych. Udział inwestycji w PKB, wg prognoz MF, zwiększy się do roku 2006 o ok. 5 pkt. procentowych. Tymczasem saldo na rachunku bieżącym ma się pogorszyć o niespełna 2 pkt. procentowe, co oznacza konieczność wzrostu oszczędności krajowych o ponad 3 pkt. Ale program nie przedstawia żadnego sposobu stymulowania oszczędności. Zwykle takim sposobem jest obniżenie podatków dochodowych - CIT i PIT, a zwłaszcza górnych stawek. Dobrym pomysłem byłoby także zachęcanie do rozwoju prywatnych kont emerytalnych przez zwolnienie z podatku kwot przekazywanych na te konta. Jednak pomysły te musiałyby uszczuplić dochody budżetu. Konieczna byłaby głęboka redukcja wydatków, czego w programie G. Kołodki nie ma.

Program MF nie przewiduje też obniżenia deficytu budżetowego (ujemnych oszczędności), a to znaczy, że jedynym źródłem finansowania ekspansji inwestycyjnej może być napływ kapitału zagranicznego.

Rząd spodziewa się napływu kapitału z dwóch źródeł: funduszy pomocowych UE i tzw. środków offsetowych (transakcji wiązanych przy zakupie sprzętu wojskowego). Dotychczasowe przetargi na sprzęt wojskowy nie wskazują na to, by źródło to mogło być znaczne. Z kolei środki pomocowe będą zależeć od zdolności naszego państwa i samorządów do sformułowania rzetelnych programów i ich współfinansowania. W roku 2006 do Polski może napływać z Brukseli 5,2 mld euro - ale to maksymalny pułap. Będzie dobrze, jeśli uda się wykorzystać połowę tej kwoty.

Wielu ekonomistów zwraca uwagę na to, iż motorem rozwoju kraju doganiającego czołówkę europejską mogą i powinny być prywatne inwestycje zagraniczne, szczególnie lokowane w branżach najbardziej innowacyjnych (jak przewiduje program PAIZ). To jednak wymaga znacznie bardziej spójnej polityki gospodarczej i sprawniejszego państwa.

Witold Gadomski jest publicystą Gazety Wyborczej.


TOP 200