Moje zwątpienie

Nie znam firm dobrze zarządzanych, znam wiele firm, które wkładają wielki wysiłek w dobre zarządzanie. Kiedyś, kilka lat temu, kiedy zainteresowałam się zarządzaniem, mówiono mi, że nie warto. Jedni argumentowali, że to nie jest żadna dyscyplina naukowa, że to uboga krewna prawdziwej wiedzy.

Nie znam firm dobrze zarządzanych, znam wiele firm, które wkładają wielki wysiłek w dobre zarządzanie. Kiedyś, kilka lat temu, kiedy zainteresowałam się zarządzaniem, mówiono mi, że nie warto. Jedni argumentowali, że to nie jest żadna dyscyplina naukowa, że to uboga krewna prawdziwej wiedzy.

Drudzy pogardzali zarządzaniem, ponieważ uważali je za "gwiazdę jednego sezonu", no może paru sezonów bezwarunkowej akceptacji kapitalizmu i zachwytu marketingiem. Inni zwracali uwagę, że zarządzanie jest tak nieokreśloną dziedziną, że wszystko w nią można włożyć, ale też wszystko pominąć, a odnajdzie się w innych ściśle zdefiniowanych obszarach, np. finansów, logistyki, psychologii, socjologii itd.

Zgadzałam się ze wszystkimi tymi argumentami i zgadzam do dzisiaj. Zajmowałam się jednak zarządzaniem, ponieważ nie interesowała mnie naukowa strona tego zagadnienia ani zgodność z teoretycznymi klasyfikacjami i koncepcjami, ani nawet jej - być może tymczasowe - triumfy w rankingach wiedzy, którą warto zdobyć. Fascynowała mnie praktyka. Ale nie praktyka zarządzania jako takiego, jako osobnej działalności w życiu zawodowym człowieka. Fascynowało mnie to, w jaki sposób ludzie układają swoje sprawy z innymi ludźmi - z którymi muszą być blisko ze względu na swoją pracę. Tak zwane zarządzanie jest bowiem idealnym językiem zastępczym do wyrażenia tego, co ludzie o sobie nawzajem myślą, co czują, na ile sobie ufają, na ile chcą lub muszą się nawzajem kontrolować, jest idealnym narzędziem do suchego wyrażania swoich nadziei, ambicji, sympatii, celów życiowych i niepokojów egzystencjalnych.

Wychodząc do pracy nikt nie zostawia w domu swojego "ja", swoich emocji, swoich idei. Praca jest dalszym ciągiem realizowania jego "ja" tylko w innej sieci powiązań. To, co człowiek buduje w pracy, jest jego przedłużeniem, tak jak dziecko jest naszym wkładem w dalszy ciąg, w nieskończoność. Tworząc organizację i zabezpieczając jej byt, jej przewagę na świecie, zostawia się i zabezpiecza cząstkę samego siebie na tym świecie.

Ale przecież w pracy nie można posługiwać się takim emocjonalnym, idealistycznym językiem. Nie wypada, nie umiemy, nie jest to wskazane. Praca zawodowa, biznes jest jednym wielkim tabu naszego świata. Udajemy, że tam jesteśmy kimś innym i przyszliśmy w innym celu niż naprawdę.

Ale jest jeszcze jedna prawda. Aparat stworzony przez zarządzanie jest w stanie służyć naszemu "ja", naszemu życiu, naszemu powołaniu. Jest skuteczny. Ale tenże aparat nie jest w stanie wytworzyć tego powołania. Jeśli go nie ma, to nie ma i już i żadne mechanizmy zarządzania nie nasycą nas ideą, nie wywołają emocji, nie wskażą własnego "ja".

Zwątpiłam w zarządzanie, nie dlatego że czegoś innego się po nim spodziewałam. Zwątpiłam, bo nic mi po tej wiedzy, kiedy nie widzę człowieka. Być może więc przyszedł czas na budowanie człowieka, a nie tylko uczenie się i pokazywanie sposobu odczytywania jego losu i osobowości poprzez pracę i zarządzanie.

To jest mój ostatni felieton o zarządzaniu.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200