Mity, pieniądze, przyszłość

I choć liczba Amerykanów, mających dostęp do internetowych rachunków operacyjnych, rośnie w imponującym tempie, to wg wszystkich szacunków jest ich nadal mniej niż 10 mln. Biorąc pod uwagę to, że połowa dorosłych Amerykanów posiada dziś papiery wartościowe, grono obracających akcjami przez Internet pozostaje w wyraźnej mniejszości.

Dramatyczny spadek marż, zapoczątkowany przez tzw. maklerów rabatowców, a następnie pogłębiony przez maklerów działających poprzez sieć, najwyraźniej wpłynął na częstotliwość transakcji giełdowych i czas przetrzymywania akcji. Z badań przeprowadzonych przez bostońską firmę konsultingową Bain & Co. wynika, że tradycyjna szkoła długookresowego zakupu akcji jest właściwie w zaniku.

Nie powinno chyba dziwić, że inwestorzy mają skłonność do częstszego obracania akcjami firm internetowych niż przynoszącymi dywidendę akcjami pierwszorzędnej wartości (tzw. blue-chip). Dla przykładu, statystyczna akcja firmy Lycos pozostaje w portfelu inwestora zaledwie 4 dni. Ale i akcje tradycyjnie kupowane na resztę życia nie oparły się karuzeli: analitycy Baina stwierdzili, że statystyczna akcja General Electric trzymana jest obecnie przez zaledwie 2 lata i 4 miesiące, zaś akcja Forda tylko przez rok i 8 miesięcy.

Nowa waluta

Gospodarka Internetowa dzieli się na dwa wyraźne poziomy. Na górnej półce znajdują się firmy sprzętowe, programistyczne i sieciowe (np. Cisco, Intel, Microsoft) i garstka firm internetowych o sprawdzonej formule działania (np. America Online, eBay, Yahoo!). Na dolnej zaś zalegają dziesiątki firm sieciowych, które być może mają wspaniałe pomysły, fascynujące produkty i bystrych szefów, ale nie mają wyraźnych perspektyw na wypracowanie jakiegokolwiek zysku w dającej się przewidzieć przyszłości.

Akcje firm sieciowych funkcjonują jako waluta na obu poziomach. Dość powszechnie uznaje się przy tym, że wartość akcji na obu poziomach jest często przeszacowana. Jednak przeszacowanie przeszacowaniu nierówne. Pojawienie się akcji firm sieciowych, jako wspólnej waluty w obrocie gospodarczym, doprowadziło do sformułowania groteskowego wniosku: firmy, których akcje wycenione są zbyt wysoko, wydają więcej, by dotrzymać kroku tym, których akcje są oszacowane w sposób już zupełnie nieprzyzwoicie wysoki. Zjawisko to jest szczególnie widoczne w przypadku firm medialnych. Niedoszła do skutku fuzja Lycos z USA Networks z lata 1999 r. dostarczyła być może czegoś w rodzaju kursu wymiany między ceną akcji firm sieciowych a wartością rzeczywistych zysków. Nauka płynąca z tego wydarzenia nie była krzepiąca: posiadacze akcji Lycos byli nastawieni wrogo do fuzji, głównie z powodu przeczucia, że połączenie z firmą przynoszącą zyski przyniesie spadek wartości posiadanych przez nich akcji. Należy przypuszczać, że przeciwnikami transakcji byli inwestorzy, którzy przetrzymywali akcje Lycos dłużej niż wspomniane 4 dni.

Ostatni szaniec tradycyjnego biznesu

Rok 1999 zapadnie w pamięci nie tylko jako czas umocnienia się zmiany sposobu inwestowania przez Amerykanów, ale także jako rok, w którym nareszcie padły niektóre z najsilniejszych bastionów obrony przed Internetem. Najgłośniejszy przypadek ma związek z uwagą wiceprzewodniczącego firmy Merrill Lynch, Johna "Launny" Steffensa, że handel internetowy stanowi "poważne zagrożenie finansowego życia Amerykanów", które wylądowałoby na śmietnisku historii w czerwcu tego roku, gdy Merrill Lynch ogłosił uruchomienie usługi handlowej oferowanej właśnie przez Internet.

Także i tradycyjnie działający detaliści tłumnie zwracali się w kierunku Internetu. Jeszcze na początku 1999 r. sformułowanie clicks and mortar (kliknięcia i cegły), oznaczające połączenie sprzedaży za pośrednictwem Internetu i tradycyjnego detalu, było mało znanym wyrażeniem, a pod koniec roku znajdowało się w czołówkach New Yorkera. Dziś trudno byłoby znaleźć detalistę, który nie uznawałby Internetu za podstawową broń w swym arsenale metod handlowych.

Być może jesteśmy świadkami sezonu e-handlowego, w którym wartość sprzedaży wyniesie 4-6 mld USD, jeśli nie więcej. Choć liczby te wydają się imponujące, należy pamiętać, że sprzedaż za pośrednictwem Internetu to mniej niż 1% łącznej sprzedaży detalicznej w USA, liczonej w bilionach dolarów.


TOP 200