Mit postępu informacyjnego

Dlaczego tak jest i co decyduje o złym obrocie rzeczy? Sądzę, że kluczowe w tej sprawie są kwestie wychowania, edukacji i nauki. Stan, w jakim te newralgiczne dla postępu cywilizacyjnego zjawiska się znalazły, jest wystarczającym kryterium mojej negatywnej oceny. W tym obszarze życia każdego z nas z osobna, jak i całych społeczeństw oraz narodów następują niepokojące zmiany.

Intensywny rozwój zasobów informacji, stałe ich aktualizowanie, nade wszystko zaś łatwość i swoboda w dostępie do nich (na czym opiera się dzisiaj edukacja i kształcenie), nie oznaczają tak naprawdę postępu w znaczeniu doskonalenia i rozwoju osobniczego uczących się, o jakim mówili myśliciele starożytności i nowożytnych czasów. Uczeń lub student, konfrontowany w "usieciowionej edukacji" z przepastnymi zasobami informacji, która nie jest ani pewna, ani wiarygodna, ani gwarantowana przez osobowe lub instytucjonalne autorytety, nie ma wyraźnych kryteriów jej selekcji i oceny. Biorąc udział w tak ochoczo (powiedziałbym, że wręcz bezrefleksyjnie, niemądrze) promowanych przez szkolnictwo prywatne, a nawet uniwersytety, kursach zdalnego uczenia czy studiowania (?), wcale nie nabywa wiedzy, lecz co najwyżej sprawność w myśleniu porównawczym i odtwórczym, na ogół zaś tylko w obsłudze programów i narzędzi informatycznych, które są zaledwie środkiem, a nie celem edukacji. A nawet jeśli nabierze wprawy i ochoty w obsłudze takich systemów czy programów edukacji i szkolenia, to nie wynosi z tego umiejętności myślenia refleksyjnego, krytycznego, twórczego. Przenosi do tej sfery zgubne nawyki namiętnego, jakże czasochłonnego używania komputera do gier i zabaw multimedialnych, co nie oznacza wcale w tym wypadku, że przez zabawę czegoś się uczy. (Rację miał w tym względzie Herbert Simon, noblista z ekonomii i autor heurystycznych programów komputerowych, mówiąc, iż "bogactwo informacji wytwarza niedostatek uwagi"). Umie więc taki uczeń lub student obsługiwać i przyswajać informację, ale nie potrafi jej używać we właściwy i twórczy sposób. Za taki zaś uznać należy rozumienie i poszukiwanie znaczeń oraz sensów odbieranych przekazów. Tego zaś nie można nauczyć się przeszukując zasoby internetowych serwerów czy baz danych, będąc przy tym kierowanym jedynie internetowymi przeglądarkami, które indeksują przecież informację według kryteriów handlowych, a nie edukacyjnych. Zapowiadanych narzędzi informatycznych, które poradziłyby sobie z wartościowaniem informacji wciąż nie ma. Nie zapewni też zrozumienia zaglądanie do Wikipedii, gdyż wiarygodność tego źródła wiedzy, pomimo całego hałasu medialnego wokół niej, wciąż nie jest ustalona, o ile kiedykolwiek będzie.

Wiedzę pełną i wiarygodną, samodzielnie i krytycznie przyswojoną, refleksyjną i podatną na zmianę zapewniają tylko tradycyjne sposoby i instytucje wychowania i edukacji, od przedszkola po uniwersytet. Nic lepszego ludzkość nie wymyśliła niż bezpośredni kontakt uczącego się z nauczającym. Oczywiście, zawsze był on zapośredniczony przez rozmaite narzędzia i instrumenty, jak tabliczki i rysiki, kajety, kredę i tablice szkolne, telewizory i magnetowidy, a teraz przez komputerowe narzędzia. Tak było i tak będzie, co nie oznacza jednak, że jakiekolwiek medium przekazujące treści spostrzeżeń, wyobraźni, pamięci czy abstrakcyjnych myśli ma być na tyle samodzielne i wyłączne, aby na sobie samym tylko koncentrowało nasze myśli i czyny.

Daleko od wiedzy

Proces uczenia się, sprowadzający się w dobie skomputeryzowanej edukacji do stosowania się do metodycznych wskazówek i reguł, coraz bardziej przesłania treść nauki. W wielu przypadkach treści schodzą na plan dalszy, a na pierwszy wysuwają się metody obsługi narzędzi informatycznych, które mają, jak mówią prorocy nowej edukacji, zapewnić niewątpliwy dostęp do informacji i wiedzy.


TOP 200