Misja nie specjalna

Sejm odrzucił sprawozdanie z działalności Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji za 2007 r. Wcześniej zrobił to Senat. Było to 15. sprawozdanie od utworzenia KRRiT, nominalnie niezależnej od innych ośrodków władzy w państwie, ale nieodmiennie politycznej.

Sejm odrzucił sprawozdanie z działalności Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji za 2007 r. Wcześniej zrobił to Senat. Było to 15. sprawozdanie od utworzenia KRRiT, nominalnie niezależnej od innych ośrodków władzy w państwie, ale nieodmiennie politycznej.

Uwikłanie w polityczne spory międzypartyjne bywało już sześć razy przyczyną odrzucania sprawozdań. Dotąd najczęściej robił to Senat, a tylko raz, w 2004 r. Sejm. Nigdy dotąd obie izby równocześnie. Odrzucenie sprawozdania przez Sejm i Senat skutkowałoby automatycznym zakończeniem kadencji członków Rady, ale tylko teoretycznie, bo wymaga kontrasygnaty Prezydenta, na co nikt nie liczy, skoro główny zarzut wobec KRRiT to... nadmierna przychylność wobec PiS. Sympatie polityczne członków KRRiT teraz i w wielu poprzednich składach to chroniczna choroba.

To też przekleństwo systemu nadzoru nad rynkiem mediów elektronicznych w Polsce. Najwyższe z możliwych umocowanie konstytucyjne i sposób wyboru członków zamiast gwarancji niezależności i wolności słowa, skutkuje utrwalaniem się stanu, w którym mamy do czynienia nie z tradycyjnym, demokratycznym trójpodziałem władzy w państwie, ale istnieniem czwartego ośrodka, w którym przewaga poszczególnych partii wpływa na media publiczne, dając politykom magiczne poczucie wpływu na wyborców.

Polityk misyjny

Parlamentarne dyskusje nad sprawozdaniem KRRiT krążą prawie wyłącznie wokół polityki, również w zakresie tego, co zdaniem posłów dzieje się nie tak w mediach publicznych. Postulowanie zmian w przepisach dotyczących powoływania członków Rady, wybór uznanych autorytetów, np. wyłącznie z rekomendacji stowarzyszeń twórców lub środowisk akademickich, jest wciąż wołaniem na puszczy, bo - abstrahując od tego, czy możemy w warunkach młodej, polskiej demokracji liczyć na dojrzałą bezstronność organizacji wysokiego zaufania - przy obecnym sposobie uprawiania polityki zawsze znajduje się hamulec na którymś z etapów legislacji. Tak się też stało z przygotowaną przez rząd, radykalną propozycją przebudowy prawa dla mediów elektronicznych, którą Sejm przyjął kilka miesięcy temu.

Sporo naiwności, aby nie powiedzieć hipokryzji, jest w dezyderacie dookreślenia w ustawie misji mediów publicznych, której jakoby ich zarządy same nie potrafiły zrozumieć. Nie ma wątpliwości, że debata na ten temat jest potrzebna. Jest to jednak kwestia aksjologiczna, która dotyczy tego, jak usunąć przyczyny, dla których telewizja publiczna tak często błądzi, wmawiając nam z jednej strony, iż popularne telenowele wypełniają misję publiczną tylko dlatego, że nie propagują przemocy lub pornografii, a z drugiej strony karmiąc nas na co dzień w programach informacyjnych i publicystyce immunitetem chamstwa osób, które uważają się za wybrańców narodu.

W oderwaniu od tego, co każdy sam może widzieć lub słyszeć, wypełnianie misji publicznej wygląda irytująco dobrze w statystykach sprawozdania KRRiT, z których przy okazji dowiadujemy się, że rozliczana z nich jest nie tylko publiczna radiofonia i telewizja, ale również media komercyjne, którym wpisano stosowne zobowiązania do koncesji. Czy z tego nie wynika, że misyjne programy mogłyby być przedmiotem otwartych konkursów? Ostatecznie i tak często decyduje o tym sam rynek, bo np. jednoznacznie "misyjny" wobec polityki, jednocześnie najlepszy serial ostatnich lat - "Ekipa" zrealizował Polsat, bo go wcześniej odrzuciła TVP.

Cyfrowy świat regulacji

Bardzo charakterystyczne w parlamentarnej debacie o prawie dla mediów elektronicznych jest zmarginalizowanie problemów merytorycznych, a przede wszystkim gospodarczych i społecznych skutków cyfryzacji. Niektórzy przebąkują wprawdzie o tym, że telewizja cyfrowa będzie epokowym przedsięwzięciem, wymagającym wskazania przez rząd środków prawnych i ekonomicznych, ale debata o wpływie tych zmian na gospodarkę wydaje się być ciągle tematem na jutro. Posłów nie zainspirowała końcowa część dokumentu informacyjnego załączonego do sprawozdania, gdzie KRRiT sygnalizuje ewolucję unijnego stanowiska wobec roli usług audiowizualnych oferowanych przez media elektroniczne w Internecie.

Z drugiej strony, KRRiT czytając dokumenty unijne jest skłonna, aby się zastanawiać, czy uzasadnione byłoby wprowadzanie przepisów ograniczających stosowanie na konkurencyjnym rynku aplikacji handlu elektronicznego w Internecie przez telewizję, finansowaną z publicznych środków publicznych. Pamiętając jednak wcześniejsze enuncjacje Rady na temat potrzeby regulowania Internetu, można dywagować, czy to nie droga do objęcia pośrednią kontrolą całego Internetu. Tymczasem, analizując kontekst dyskusji na forach Komisji Europejskiej wyraźnie widać, że chodzi głównie o wpływ rynku nowych, interaktywnych usług audiowizualnych na praktycznie wszystkie dziedziny gospodarki, działalność administracji, ochrony zdrowia, edukacji, relacji kulturowych i społecznych.

To, co dotyczy konstytucyjnych kompetencji KRRiT, wolność słowa i interes publiczny w radiofonii i telewizji to ważny, ale tylko jeden ze specyficznych aspektów tego, co wyniknie z szerokopasmowej transmisji informacji w sieciach telekomunikacyjnych. O tym, że przynajmniej niektóre osoby w KRRiT nie mają pojęcia o technikach usług audiowizualnych na platformie IP w sieciach następnej generacji, świadczyć może, że starczy im wyobraźni, by proponować objęcie obowiązkiem płacenia abonamentu posiadaczy komputerów z kartą telewizyjną. Nie ma wątpliwości, że dotychczasowy system koncesyjny, pozwalający ingerować w sposób prowadzenia działalności gospodarczej przez nadawców staje się anachroniczny, wraz z rozwojem interaktywnych usług audiowizualnych.

Dodatkową praktyczną trudnością w wypracowaniu wspólnego podejścia jest to, że dla sektora telekomunikacji wypracowano odmienną, nastawioną na postępującą liberalizację politykę regulacyjną. Niezależna od bieżącej polityki kontrola zawartości programowej może uzasadniać bezwzględną, konstytucyjną niezależność od rządu, ale rozwój jednego z najważniejszych obecnie sektorów gospodarki wymaga wieloaspektowej koordynacji polityki, której w obecnym układzie prawnym nie da się sprawnie zorganizować tym bardziej, kiedy polityków różnych partii wciąż dzielą złośliwe emocje.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200