Łyk Tequilli w redakcji Computerworld

W sobotę, późnym wieczorem, zadzwonił telefon: "Wiesz, że mamy zawirusowane wszystkie komputery w redakcji? Jadę do ciebie z programem antywirusowym. W poniedziałek musisz zrobić wielkie porządki na dyskach".

W sobotę, późnym wieczorem, zadzwonił telefon: "Wiesz, że mamy zawirusowane wszystkie komputery w redakcji? Jadę do ciebie z programem antywirusowym. W poniedziałek musisz zrobić wielkie porządki na dyskach".

O tym, że coś jest nie w porządku z redakcyjnym sprzętem komputerowym, wiedziałem od kilku dni. Ni z tego, ni z owego psuły się dyskietki i to, jak na złość, w trakcie przenoszenia tekstów z dysku twardego na miękki poprzez overwrite, co oznaczało całkowite zniszczenie i starej i nowej wersji. Redakcja ma w tej chwili do dyspozycji jeden jedyny komputer z dwiema kieszeniami na dużą i małą dyskietkę. Numer do składu oddajemy na małej, sekretarz ma komputer z kieszenią na dużą a naczelny - na małą. Wszelkie kontakty sekretarza z naczelnym i ze studiem odbywają się via komputer PC/486, zwany przez nas "wodopojem". Gdy na moich oczach zaczęła się psuć dyskietka z ostateczną wersją numeru - ogarnął mnie strach. Kopiowanie odbywało się tylko dzięki zasadzie bezwładności, jeden zbiór zniszczony, drugi da się przeczytać, trzeci siłą rozpędu również, ale liczba zniszczonych plików rosła w postępie geometrycznym. Jak pracować w takich warunkach? Oddałem dyskietki do sprawdzenia kolegom, starym wygom komputerowym i oto ich diagnoza. Wirusy!

W poniedziałek rano wpadłem zdyszany do redakcji, dzierżąc w garści dyskietkę z programem antywirusowym "MKS_VIR" autorstwa Marka Sella, podarowanym redakcji przez twórcę.

Zacząłem od swego komputera. Co za ulga! Tablica partycji dysku - czysta, boot sektor dysku lokalnego również, ostatnie sektory dysku O.K. Zarażony tylko jeden program NE (edytor Nortona), używany często przeze mnie do szybkiego przeglądania tekstów. Zaatakował go wirus 1701, ponoć nieszkodliwy. Szybko się go pozbyłem.

W komputerze sekretarki wirus zagnieździł się w tablicy partycji dysku. Tym razem był to wirus o nazwie Stoned i wydawał się groźniejszy. Wezwany na pomoc przybył firmowy magik, złota rączka od komputerów. Nie przejął się zbytnio naszymi kłopotami, natomiast koniecznie chciał podejrzeć wirusa. Siadł więc do trzeciego komputera PC 486, włączył program antywirusowy i... na ekranie pojawił się napis - "Zlokalizowałem TEQUILLĘ. Próba unieszkodliwienia wirusa może się skończyć zniszczeniem dysku!" W tej samej chwili do redakcji wkroczył jeden z użytkowników tego komputera. "Znasz tequillę?" "Nie, nigdy nie piłem". Sytuacja stawała się podbramkowa. Jeden komputer wyłączony z użytku, dziennikarze nie mają na czym pisać, numer w proszku. Nasz magik pieczołowicie przeglądał zbiór po zbiorze chcąc wykryć wroga , reszta z napięciem czekała na okrzyk: mam cię! Trwało to dosyć długo, ale magikowi nie udało się znaleźć kryjówki wirusów. Pozostało jedynie posłużyć się programem antywirusowym MKS_VIR. Ten interweniował aż 30 razy i musimy mu wierzyć na słowo (napisane ), że oczyścił dyski.

Spokój trwał aż do piątku, kiedy to w trakcie edycji tekstu duch wirusa dał znowu znać o sobie. Pisząc tekst zerkam na klawiaturę i co widzę? Pisane przeze mnie zdanie jest 2 linie wyżej lub właśnie znika; piszę dalej - okazuje się, że wyszedłem do DOSu. Mylą mi się klawisze, czy co? Czyżby znowu wirusy? Ale dlaczego atakują teksty? Na dodatek sekretarka lamentuje, że jej komputer wcale nie ma ochoty się włączyć.

Tym razem wirusy okazały się silniejsze nawet od programu MKS_VIR. Pozostawała już tylko konsultacja z autorem programu. Na podstawie jego wskazówek dopiero po 2 dniach udało się uruchomić komputer sekretarki.

Od tego czasu stale nurtuje nas pytanie: kto nam podrzucił konia trojańskiego? Może to X? Nie, to pewnie Y. A może konkurencja, z zemsty? Być może, to wirusy były przyczyną dość częstych w ostatnich numerach błędów drukarskich, które pojawiały się już po korekcie, lub poprawiane - odradzały się jak feniks z popiołów? Szkoda, że w druku nie ujawnił się odcisk diabelskiej stopy albo pijane literki dla zaznaczenia: tu działał wirus złośliwy, podszywający się pod chochlika drukarskiego, który jak wiadomo jest nieszkodliwy i wynika li tylko z gapowatości sekretarza redakcji.

Do następnego wirusa.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200