Lilia weneda, czyli o wyższości tego nad tamtym

Co jakiś czas to tu, to tam odzywa się u nas dyskusja o potrzebie kształcenia większej liczby inżynierów, a pośród nich - i informatyków.

A w jej trakcie, prędzej nawet niż później, pojawiają się argumenty mające dowodzić przewagi wykształcenia ścisłego nad humanistycznym i zbytkowności, czy wręcz zbyteczności tego drugiego. Bo w tym pierwszym wszystko jest poukładane, policzone i nikt nie ma wątpliwości, kiedy jest zero, a kiedy jeden. Humanista zaś nie dość, że dostrzega jakieś dziwne stany w rodzaju "prawie jeden" albo "z pewnością nie zero", to jeszcze często wyraża je ezopowym językiem, z czego dla inżyniera w ogóle już nic nie wynika.

Pamiętam wieczorne spotkanie integracyjne podczas pewnej konferencji, na której aż gęsto było od profesorów, nawet belwederskich, Integracja owa polegała tam na tym, że politechniczni próbowali wykazać uniwersyteckim, że to, czego oni uczą, to nie jest żadna informatyka, a co najwyżej - jej bardzo peryferyjne okolice. Ponieważ strony bliskie były rękoczynów, więc sam przezornie chowałem się za plecami ekonomistów, którzy zachowywali się, jakby sprawa ich nie dotyczyła, a po cichu myśleli zapewne o swojej informatyce, którą nazywają ekonomiczną albo stosowaną. No bo gdyby tylko tamci to usłyszeli! Natychmiast zwarliby szyki i ruszyli do wspólnego ataku: Stosowana? A czy niestosowana w ogóle ma jakiś sens?

Strony latami pozostają na swych pozycjach, a skutki są opłakane dla jednych i drugich. Chociaż lepszy jest chyba niedouczony informatycznie humanista niż informatyk, który nie potrafi zrozumiale napisać instrukcji do swego programu. Tak czy inaczej - na popisy stać obie strony: pewna gazetowa reporterka donosiła niedawno z miejsca uszkodzenia rury z gazem, że stężenie gazu w powietrzu wynosiło tam kilka atmosfer, zaś ogólnopolski szef pewnej firmy informatycznej zapraszał uczestników seminarium na obiad w restauracji "Lilia weneda".

A już bardziej serio - człowiek myśli, działa i odczuwa analogowo przecież, a nie cyfrowo, więc trzeba nam humanistów, którzy potrafią również wspinać się na wyżyny ścisłości.

Takich jak John Karlin, wieloletni pracownik Laboratoriów Bella, gdzie pełnił rolę psychologa przemysłowego i kierował zespołem inżynierów i socjologów. Gdy zaraz po wojnie trzeba było oszczędzać deficytową wtedy miedź, kazano im zbadać, o ile można skrócić liczący wówczas trzy stopy kabel od słuchawki telefonu. Zamiast sięgać po antropologię i statystykę, skracali oni te kable potajemnie kolegom z sąsiedniego pokoju, co trzy dni o jeden cal,. Protesty zaczęły się dopiero, gdy zabrakło całej stopy.

Za największe osiągnięcie Karlina uchodzi układ klawiatury telefonu, której 50 lecie wynalezienia obchodzimy w tym roku. Gdy klawiatura miała zastąpić tarczę do wybierania numerów, wcale nie było oczywiste, jak względem siebie ułożone mają być poszczególne klawisze. Pierwszy, opatentowany nawet przez Bella, pomysł zakładał klawiaturę dwurzędową, z klawiszami 1-5 na górze. Pomysł się nie przyjął, a dopiero wnikliwe badania Karlina przyniosły prostokątny układ klawiszy z rewolucyjnym - w stosunku do istniejących już wtedy kalkulatorów - przeniesieniem klawiszy 1-2-3 z dolnego do górnego rzędu. Badania takie polegały przede wszystkim na wnikliwej obserwacji zachowań ludzi i ich interakcji z maszynami. Wynikiem było ich dostosowanie do przeciętnych możliwości i umiejętności człowieka. Nigdy odwrotnie.

A do tego nie wystarczy zwykły humanista ani niezwykły nawet inżynier. Tu trzeba interdyscyplinarnego człowieka renesansu, takiego właśnie jak John Karlin. Urodzony w RPA, uzyskał tam licencjat z filozofii, a potem magisterkę z psychologii. Studiował też muzykę i został skrzypkiem tak dobrym, że grał w orkiestrze symfonicznej w Cape Town i w tamtejszym kwartecie smyczkowym. Już po przeniesieniu się do Stanów Zjednoczonych zrobił doktorat na Uniwersytecie w Chicago i studiował potem jeszcze na wydziale elektrycznym MIT.

John Karlin zmarł w końcu stycznia, w wieku 94 lat i pewnie dlatego w ogóle o nim się dowiedzieliśmy.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200