Łatwość Macintosha nie jest wadą!

Z Gilles Mouchonnetem, dyrektorem Apple Computer Europe rozmawiają Andrzej Dyżewski i Andrzej Horodeński

Z Gilles Mouchonnetem, dyrektorem Apple Computer Europe rozmawiają Andrzej Dyżewski i Andrzej Horodeński

- Wszyscy dobrze wiemy, że rynek komputerów w Polsce to przede wszystkim klony IBM PC. Gdzie Apple widzi możliwość zaistnienia na tym rynku?

- Trzeba pamiętać o historii. Jeszcze w latach 1988-90 z powodu ograniczeń COCOM-u było niemożliwe sprzedawanie naszych wyrobów w Waszym kraju.

- Czy te ograniczenia były tak bezwzględne?

- Całkowicie. A dla firmy tak dużej jak nasza nie do pomyślenia były jakiekolwiek próby omijania takich ustaleń.

- Tym niemniej rynek ten był dla Was interesujący?

- Tak. I w chwili, kiedy wolno nam było sprzedawać nasze produkty, pod koniec 1990 r. po raz pierwszy opracowaliśmy strategię wejścia na nowo otwarte rynki w tej części Europy. Trzeba było rozpoznać ich specyfikę. Z jednej strony zadaniem naszym było znalezienie lokalnych firm dystrybutorów, tzw. IMC - Independent Market Companies, które na dostatecznie wysokim poziomie reprezentowałyby nas, a z drugiej strony, żeby umiały poszerzać naszą ofertę w sposób interesujący dla tego rynku. My np. uważamy, że wszystkie Macintoshe muszą być komputerami w pełni przystosowanymi do języków używanych lokalnie. Jest to jeden z najważniejszych aspektów każdej naszej strategii.

- Kiedy z reguły rozpoczyna się pracę nad taką lokalizacją?

- Natychmiast po tym, jak znajdziemy lokalnego IMC. Stawiamy przed nim bardzo ważne zadania. Nie chodzi przecież tylko o przenoszenie pudeł ze sprzętem, ale przystosowanie klawiatur, przetłumaczenie podręczników, opracowanie odpowiedniego kształtu czcionek, a także - co może najważniejsze - pełne zlokalizowanie (tu: spolonizowanie) systemu operacyjnego Macintosha: Mac OS. Mimo zakazów sprzedaży Macintoshy znaleźli się w tym kraju ludzie, którzy kupili sobie te komputery na Zachodzie i od dawna z wielkim entuzjazmem zajmowali się nimi. Po pewnym czasie zdobyli wiedzę na poziomie eksperckim.

- Czy to oni znaleźli Was, czy też Wy ich odszukaliście?

- To trudno powiedzieć. Po prostu zbiegły się nasze drogi.

- Jakie są inne obowiązki IMC?

- Poza pracami związanymi z lokalizacją, IMC powinien zapewniać odpowiednią informację o naszych produktach i ich wysokiej jakości. Musi również tworzyć i rozwijać coś, co my nazywamy Federacją Apple. Dopiero ta Federacja stanowi sieć niezależnych resellerów naszych produktów. SAD Ltd., jak każdy IMC, nie sprzedaje produktów Apple bezpośrednio użytkownikowi końcowemu. Musi jedynie dbać o stworzenie sieci dealerów obsługujących wszystkie te obszary rynku, w których mamy szanse odnieść sukces. Np. muszą znaleźć resellerów dla edukacji, rynku DTP czy dla rynku związanego z zarządzaniem. Federacja składa się z ok. 100 resellerów na całym świecie. Oni sprzedają nie tylko produkty Apple, lecz są również tzw Third Party Distributors - oferują produkowane przez firmy trzecie wyposażenie uzupełniające do naszych komputerów, a więc np. kolorowe skanery, czy drukarki, a także programy aplikacyjne. Sam Apple nie zajmuje się bowiem żadną z tych dziedzin.

- Czy to znaczy, że Apple Computer nie angażuje się zupełnie w nadzór prac lokalizacyjnych innego niż systemowego softwaru swoich IMC?

- Oczywiście, że się angażuje. Chodzi o to, żeby poza zlokalizowanym systemem operacyjnym weszła pewna liczba podstawowych programów o charakterze ogólnym - horyzontalnym. Dzięki umowie z firmami softwarowymi z USA te aplikacje będą już niedługo spolonizowane.

- Czy dotychczasowe prace nad polonizacją wpłynęły na cenę Macintosha?

- Nie. Jedyną rzeczą, która wpłynęła na jego cenę, jest cło.

- Czy firma ma jakąś skonkretyzowaną wizję klienta na polskim rynku?

- Po pierwsze już podpisaliśmy umowę na dostarczenie 500 sztuk Macintoshy dla polskiego szkolnictwa. Dostawa nastąpi latem tego roku.

- Czy mógłby Pan ujawnić wysokość tego kontraktu, a przy okazji powiedzieć, jakie były obroty Apple w Polsce w ubiegłym roku?

- Nie, takich rzeczy my nie ujawniamy. Natomiast mogę powiedzieć, że sprzedaliśmy o wiele więcej, niż oczekiwaliśmy. Pierwszy transport, poprzez SAD Ltd, dotarł tu dopiero w sierpniu 1991 r. Rozpoczynaliśmy z zaledwie jednym dealerem. Teraz mamy IMC z grupą 10 resellerów. W 1992 r. zamierzamy co najmniej podwoić sprzedaż. Co do szkolnictwa, to finansowych danych nawet nie znam.

- Jaki typ komputerów otrzymają szkoły?

- Będzie to głównie Macintosh Classic. Poza programami przeznaczonymi do opracowywania własnych aplikacji dostarczymy także cały zintegrowany pakiet edukacyjny Great Works, produkcji Symantecu, bardzo dobrze znany na rynku amerykańskim, a zawierający między innymi arkusz kalkulacyjny, procesor tekstu, grafikę itp. Sądzimy, że będziemy gotowi z lokalną wersją do końca kwietnia. Potem przystąpimy do lokalizacji dalszych produktów, np. programów pomocniczych do nauki matematyki, fizyki, statystyki itd.

- A co poza szkolnictwem?

- Znacie Państwo francuskie wydawnictwo Hersant, które wydaje wiele czasopism w Polsce? Wiem, że posiada ono tu już teraz ok. 250 komputerów Macintosh. Trzeba pamiętać, że Apple zajmuje pierwsze miejsce na świecie jeśli chodzi o udział w komputeryzacji wydawnictw. I to wszędzie, nawet w Japonii, a więc jesteśmy w tej dziedzinie bardzo konkurencyjni. Zaczęliśmy współpracę z polskimi wydawnictwami i zamierzamy ją kontynuować.

- Czy mógłby Pan sprecyzować, jaki jest udział wykorzystania Macintoshy w różnych dziedzinach życia?

- Trudno ocenić jak jest na całym świecie. To się zmienia. Przecież komputer używany przez rok do jednego celu może potem zmienić przeznaczenie. Według mojego rozeznania, w Europie ok. 50% naszych komputerów używanych jest w małych i średnich przedsiębiorstwach, natomiast ok. 20% sprzedajemy dla potrzeb edukacji. Mało powiedziałem jeszcze o podstawowym zastosowaniu naszych komputerów w biurach. A lubią nas tam, ponieważ jesteśmy najłatwiejszym komputerem na świecie. Nauka pracy z Macintoshem jest bardzo krótka, a więc tańsza dla przedsiębiorstwa.

- W USA 70% komputerów szkolnych to Macintoshe. Tymczasem komputer używany do nauki informatyki nie powinien być, oczywiście, zbyt trudny w obsłudze, żeby nie stawiać uczniom zbyt wysokich barier do pokonania, ale nie powinien też być nadmiernie uproszczony, bo to ogranicza dostęp do problemów podstawowych. Wszyscy specjaliści z Zachodu, przyjeżdżając do naszego kraju, bardzo chwalą naszych programistów. A przecież uczyli się oni na koszmarnej jakości sprzęcie. Czy nie sądzi Pan, że nie zdobyliby swej wiedzy, gdyby uczyli się na takim sprzęcie jak Macintosh?

- Panowie mówicie o kilku setkach bardzo dobrych programistów. A tymczasem Apple myśli o milionach użytkowników, którzy nie mają zamiaru programować.

- Ale czy ustawianie poprzeczki nauczania zbyt nisko nie odbija się na poziomie wiedzy, którą wynosi uczeń ze szkoły?

- To zależy, co się ma na celu. Macintosh jest w założeniu narzędziem służącym do osiągania wielu różnych celów. Prostota obsługi Macintosha umożliwia uczniowi uzyskanie od komputera więcej, oferuje mu większe możliwości zastosowań, poszerzając w ten sposób jego horyzonty i pozwalając używać tego narzędzia w sposób bardziej twórczy. Im narzędzie jest lepiej zaprojektowane, tym więcej można nim zrobić. Myśmy zaprojektowali to tak, żeby zgłoszenia wszystkich programów były do siebie podobne. Jeśli ktoś nauczył się jednego z nich, każdy następny będzie mu się wydawał znajomy. Dzięki temu pracownik w biurze może być naprawdę wydajny ze swoim komputerem. Chciałbym tu położyć nacisk właśnie na szerokie możliwości, jakie daje użytkownikowi Macintosh. Jest wiele sygnałów świadczących o tym, że np. w biurach użytkownicy Maców, mając do dyspozycji cały szereg wzajemnie konsystentnych i łatwych do opanowania aplikacji, wykorzystują swój komputer bardziej efektywnie niż użytkownicy IBM PC. A to oznacza większą mobilność firmy i lepsze efekty jej działania.

W żadnym wypadku nie można uznać, że łatwość obsługi może stanowić wadę komputera, zwłaszcza jeśli tej łatwości towarzyszą możliwości zastosowań, dostępne szerokim kręgom użytkowników.

- Kilka lat temu na rynku obecnych było wielu niezależnych producentów, którzy rozwijali własną architekturę logiczną komputerów osobistych - Sinclair, Amstrad, Commodore, Spectravideo i kilka innych. Dziś firmy te albo zniknęły z rynku, albo przestawiły się na klonowanie IBM PC. Apple jest jedynym wyjątkiem od tej reguły. Czy macie Panowie absolutną pewność, że to właściwa strategia? Może przyjęcie standardu IBM przyniosłoby Wam jeszcze większy sukces?

- Jestem zdumiony tym pytaniem. Właśnie nasz rynkowy sukces świadczy o tym, że przyjęliśmy właściwą linię postępowania!

- Przyznajemy, że pytanie jest nieco prowokacyjne...

- Sukces Macintosha jest dowodem na kilka rzeczy. Fakt, że utrzymaliśmy rynek mimo niezgodności z IBM PC, świadczy o tym, że nasz system operacyjny, z jego graficznym interfejsem do użytkownika, jest po prostu najlepszy. Proszę spojrzeć, co się dzieje na rynku komputerów osobistych od 1984 r., gdy wprowadziliśmy Macintosha, jedyny w świecie mikrokomputer z systemem operacyjnym tego rodzaju. Ostatnio nawet Microsoft zrobił coś, co może nie jest zupełnie tym samym, co nasz system, ale bardzo go przypomina. Od początku dbaliśmy o komfort użytkownika nie tylko przez łatwy w obsłudze system, ale również poprzez dobrze opracowane instrukcje i podręczniki. Mimo że nasz produkt bardzo się różnił od wytworów konkurencji, ludzie docenili Macintosha, zaś ci, co go kupili, w sposób trwały przyjęli go za swój sposób myślenia o komputerze w ogóle. Proszę spojrzeć na dzisiejszy rynek komputerów osobistych - ponad 15% w skali globalnej należy do Apple! Chyba jest to powód do dumy?

Nietrudno zgadnąć, co by się stało, gdybyśmy porzucili linię Macintosha i przestawili się na klonowanie PC. Wystarczy rzut oka na rynek PC i jego klonów w 1991 r. - IBM poniósł straty i reorganizuje się, Compaq poniósł straty i zmienia dyrektorów, wszyscy producenci PC, w sumie ponad 300, mają kłopoty. Oni muszą ostro konkurować między sobą i wykrwawiać się nawzajem. A Apple jest tylko jeden!

- A dlaczego nie pojawiają się klony Macintosha?

- Macintosh jest bardzo dobrze zabezpieczony przed klonowaniem, a my nie udzielamy licencji produkcyjnych. Było kilka prób podrobienia Maca, m.in. na Tajwanie, ale zdusiliśmy je w zarodku - zgodnie z prawem, które zastrzegliśmy sobie. Nie dopuścimy do tego, by na rynku pojawiły się kiepskie Macintoshe!

- Niedawno Apple podpisał z IBM umowę o szeroko zakrojonej współpracy, która obejmuje m.in. wypracowanie systemowej zgodności produktów obu firm. Czy częścią Waszej motywacji nie był przypadkiem lęk przed skutkami pewnej separacji od ogólnych tendencji rozwojowych i idącej w ślad za tym groźby marginalizacji, osłabienia Waszej pozycji na rynku?

- Odpowiedź na to pytanie jest zawarta w treści naszej umowy z IBM. Składa się ona zasadniczo z pięciu punktów. Pierwszy punkt mówi o wspólnych pracach rozwojowych nad oprogramowaniem sieciowym, by sprzęt Apple'a lepiej się komunikował ze środowiskiem komputerów IBM-u, by użytkownik Macintosha mógł swobodnie penetrować systemy zbudowane na maszynach IBM. Drugi punkt, obejmujący również porozumienie z Motorolą, ma na celu nasze wejście z zaawansowaną technologię mikroprocesorów typu RISC. Jak Panowie wiecie, RISC jest podstawą konstrukcji stacji roboczych o wielkiej wydajności. W ramach tego punktu porozumienia IBM, Motorola i Apple będą wspólnie pracować nad wdrożeniem, także do przyszłych Macintoshów, nowych procesorów RISC, które zaczną wchodzić na rynek począwszy od 1993 r. Trzeci punkt mówi o szerokim wejściu Apple'a w to, co skrótowo jest określane jako środowisko systemów otwartych. Oczywiście mam na myśli środowisko UNIX-u. Mamy zamiar zbudować stacje robocze RISC, pracujące pod kontrolą nowych Unixowych systemów operacyjnych, o nazwie AUX - Apple Unix - oraz AIX - IBM Unix. Pozwoli to nam na dobre wejść w świat Unixu, czyli w coraz bardziej rozrastający się rynek stacji roboczych dla potrzeb nauki, inżynierii i businessu. Czwarty punkt porozumienia dotyczy multimediów. Na jego podstawie powołano już do życia firmę KALEIDA, będącą wspólnym przedsięwzięciem Apple'a i IBM. Firma ta zajmuje się rozwojem sprzętu i oprogramowania dla potrzeb tego wszystkiego, co jest określane wspólnym mianem multimediów, czyli integracją głosu, obrazu, dźwięku, tekstu, muzyki itd. Ostatnim punktem porozumienia, najbardziej wszechstronnie zresztą dyskutowanym podczas negocjacji, jest powołanie drugiego joint venture - jest nim firma TALIGEN, której zadaniem jest opracowanie zupełnie nowego systemu operacyjnego dla lat dziewięćdziesiątych. Ma on być zorientowany obiektowo. Obie strony są zdecydowane prowadzić te prace z dużym rozmachem, by pierwsze wersje nowego systemu pojawiły się jak najszybciej.

- Sieci, RISC, Unix, multimedia, nowy system operacyjny - to są równie dobre powody, by związać się z konkurencyjną dla IBM grupą ACE, do której przecież należą bardzo poważne firmy. Dlaczego więc jednak IBM?

- Woleliśmy się związać z napotężniejszą firmą świata, jaką jest bez wątpienia IBM. Apple wspólnie z IBM mają realną szansę opracować prawdziwie nową technologię oraz wprowadzić standardy obowiązujące w ostatniej dekadzie stulecia. Mamy ambicję tworzyć rzeczy, które będę miały dostęp do wszystkich, na całym świecie. Nasze porozumienie gwarantuje udzielanie licencji innym firmom pod warunkiem, że będą one w stanie sprostać naszym wymaganiom jakościowym. W naszej opinii grupa ACE nie jest w stanie stworzyć przyszłości przemysłu komputerowego. Do ACE należą firmy, których dorobek w przeważającej mierze polega na kopiowaniu cudzych opracowań i które tak naprawdę nie wniosły nic istotnie nowego do technologii komputerowej.

- Uważa Pan więc, że konsorcjum złożone z takich gigantów jak Microsoft, DEC, SUN, Compaq i wielu innych, nie jest w stanie sprostać koncernowi IBM, zwłaszcza gdy połączy on swoje siły z firmą Apple?

- Po prostu nie da się podważyć faktu, że IBM jest najpotężniejszą komputerową firmą świata. Każde konsorcjum tworzone poza IBM musi być niepełne i niereprezentatywne, niezależnie od tego, czy to się komuś podoba, czy nie.

- Czy sojusz z IBM oznacza, że Apple ma zamiar zająć się również budowaniem dużych komputerów?

- Zdecydowanie nie. My zajmujemy się tylko komputerami osobistymi. Oczywiście, granica pomiędzy coraz silniejszymi komputerami osobistymi a stacjami roboczymi, coraz bardziej się zaciera. Zwłaszcza gdy będziemy do nich wprowadzać technologię RISC. Można więc powiedzieć, że zaczniemy trochę penetrować rynek stacji roboczych. Ale nie mamy żadnych planów wchodzenia na teren minikomputerów i mainframe'ów. Nasza strategia przewiduje skupienie się na spełnianiu oczekiwań użytkowników naszego sprzętu, na udostępnianiu mu coraz szerszych możliwości, coraz większej mocy obliczeniowej i zapewnianiu mu coraz większego komfortu pracy, a nie na szukaniu nowych terenów do podboju.

- Dziękujemy bardzo za rozmowę.

Gilles Mouchonnet, ur. we Francji, ukończył wydział Gospodarki i Finansów Uniwersytetu Paryskiego, a także słynny Instytut Nauk Politycznych. Następnie pracował w Exxon Office Systems, Data General France i Price Waterhouse. W 1981 r. rozpoczął pracę w Apple France, jako dyrektor działu finansowo-administracyjnego. Od 1983 r. pracował w Apple Computer Europe, początkowo w dziale kontroli (Europa), a następnie jako dyrektor regionalny dla Afryki, rejonu Śródziemnomorskiego i Środkowego Wschodu - obszary te, wraz z ZSRR, leżą również w strefie zainteresowań Apple Europe. Obecnie jest dyrektorem Apple, zajmującym się koordynacją działań strategicznych 18 oddziałów IMC podległych Apple Europe.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200