Kultura dialogu

Ukarany pseudonim

Anonimowość powoduje, że czatowiska gromadzą fikcyjne osoby. Co więcej, ta sama postać rzeczywista może bez przeszkód i ponad miarę mnożyć byty, występując pod wieloma aliasami. Powstające w ten sposób nowe przestrzenie socjalne stają się własnymi karykaturami. Dodajmy do tego kolejną cechę omawianej subkultury: bezkarność - nie tylko w wymiarze kodeksowym, ale także społecznym, a nawet technicznym. Cóż może bowiem zdziałać najwyższa teoretycznie kara: wykluczenia z grupy dyskusyjnej, jeśli dotyczy ona tylko ciągu alfanumerycznego, stanowiącego pseudonim, a nie konkretnej osoby?

IM może stanowić skuteczne remedium na prezentowany syndrom. Teoretycznie również ten system może służyć do anonimowej komunikacji każdego z każdym, ale i tu sprawdza się stara, MacLuhanowska zasada, że samo medium już jest przekazem. Forma i jej techniczne ramy rzutują na przekazywane treści. IM znakomicie nadaje się do tworzenia lokalnych społeczności, zarówno w wymiarze prywatnym, jak i gospodarczym. Prognozy i statystyki potwierdzają tę tezę. Według Radicati Group, już za trzy lata z usług aplikacji klienckiej IM będzie korzystać regularnie niemal półtora miliarda ludzi, tj. dziesięć razy więcej niż obecnie!

Niewielkie modyfikacje znanych idei powodują eksplozje nowych zjawisk. Radiowe audycje zachęcające do gimnastyki w takt muzyki były znane i przed II wojną światową. Wystarczyło jednak zmienić muzykę, dodać nieco "ideologii", tudzież uroku Jane Fondy, popracować nieco nad image całości, aby powstał fenomen aerobiku. Ale popularności aplikacji ICQ nie da się wytłumaczyć tylko podobieństwem do wcześniej znanych rozwiązań. W porównaniu z alternatywnymi technologiami, takimi jak SMS, czat czy e-mail, mamy tu do czynienia z nową jakością. IM ma bowiem gwarantować realizację paradygmatu komunikacji, zawsze i wszędzie: always online.

Tu i teraz

W pierwszym momencie brzmi to zaskakująco, wręcz kuriozalnie. Jak to? Nie dość nam grających po kinach czy kawiarniach komórek? Wszędobylsko brzęczących wzywaków i SMS-ów. Megabajtów e-maili, o konwencjonalnych telefonach i automatycznych sekretarkach nie wspominając. Potrzebny nam ten IM? A jednak. Paradoksalnie - to właśnie owa natychmiastowość redukuje stres. Nie czekać z wiadomością do poniedziałku lub na inny dogodny moment. Nie pisać listów elektronicznych, które dezaktualizują się w minutę po ich wysłaniu. Nie męczyć się inwokacją "proszę mówić po sygnale" do bezdusznego automatu.

W paru słowach powiedzieć, co nam leży na sercu, wiedząc, że po drugiej stronie łącza jest aktywny rozmówca - wystarczy przecież rzut oka na listę znajomych (buddy list), zamarkowanych różnymi kolorami, aby wiedzieć, który z nich jest w danej chwili osiągalny. Również w sferze gospodarczej taką formę komunikacji chwalą zarządy firm i ich pracownicy. Badania psychologiczne użytkowników ICQ wskazują na powstanie fenomenu nowych przestrzeni socjalnych. Pracownik, oddzielony od innych biurowymi ścianami, może skoncentrowany pracować, nie czując się osamotniony. Wie, że wokół - choć nie fizycznie - są koledzy. Podobnie jak w mieszkaniu, w którym domownicy znajdują się w różnych pomieszczeniach. Nie widzą się w danej chwili, ale słyszą innych, wiedząc w ten sposób, kiedy ktoś wchodzi lub wychodzi.

Możliwość śledzenia tych zmian w tle działa uspokajająco. IM w wirtualny sposób może zastępować takie tło. Firma natomiast ma prawo wiedzieć, gdzie w danej chwili pracownicy się znajdują, nad jakim problemem pracują, czy życzą sobie, aby w określonym momencie im nie przeszkadzać, czy też można skorzystać z ich wiedzy. Oprogramowanie IM zapewnia takie możliwości.

Dialog pisany

IM-Client to nie tylko rozmowa "tekstowa", lecz również możliwość komunikacji głosowej (voice chat). W praktyce nie jest jeszcze możliwe realizowanie wideo-konferencji, ale jest to kwestia niedalekiej przyszłości (oferenci oprogramowania planują włączanie takich opcji jeszcze w tym roku). Dodajmy, że brak opcji wideo chatu wynika z realistycznego podejścia firm informatycznych, które wiążą jego wprowadzenie z przechodzeniem do kolejnej, szerokopasmowej generacji Internetu. Dziś, w przededniu masowego rozpowszechnienia się DSL i innych technologii szerokopasmowych, IM bywa dla sieci morderczą aplikacją (killer application).

Problemów nie powinien sprawiać transfer plików między dyskutantami: za jednym kliknięciem myszki wędrują w cyberprzestrzeń megabajty danych muzycznych czy graficznych. Dlatego stała komunikacja oznacza także stałą ostrożność. Oprogramowanie IM może bowiem przekazywać więcej informacji, niż życzyłby sobie tego jego użytkownik. Standardowe ustawienia powodują start oprogramowania w momencie bootowania komputera. To z kolei oznacza, że inni "udziałowcy" tej samej buddy list wiedzą, kiedy dany komputer jest włączany i wyłączany. W zależności od dostępnych opcji z zewnątrz można też zobaczyć, jaką stronę WWW przegląda użytkownik.

Niektóre pakiety mają bowiem rozszerzoną funkcję radarową (site-radar), która informuje użytkowników, że właśnie przeglądają tę samą stronę internetową (mogą widzieć się na radarze). Oczywiście, w imię bezpieczeństwa i niewidzialności, tudzież ochrony własnych danych, można te wszystkie opcje wyłączyć i pracować w izolowanym trybie single-stand-alone. Spokój gwarantowany. Pytanie tylko, jak długo taki Robinson z bezludnej wyspy jest w stanie wytrzymać ową nieznośną samotność w cyberprzestrzeni?


TOP 200