Kukułcze jajo

Kiedy Morris i niemiecki "Klub Komputerowego Chaosu" oczekiwali na rozprawę sądową, pracownicy nowojorskiej kompanii telefonicznej New York Telephone, odpowiedzialni za bezpieczeństwo sieci, od pewnego czasu wiedzieli już, że system komputerowy kontrolujący połączenia został spenetrowany przez hakerów. Co więcej, w sieci telefoniczno-komputerowej toczyła się wojna dwóch hakerskich gangów, z których jeden, działający w Teksasie, zwał się "Legionem zagłady" (Legion of Doom), drugi zaś, którego członkowie pochodzili głównie z ubogich dzielnic nowojorskiego "wewnętrznego miasta", działał pod szyldem "Mistrzów podstępu" (Masters of Deception). Poza okazjonalną kradzieżą numerów kart kredytowych, oba gangi prowadziły na ogół "niewinną" i bezinteresowną działalność. Podsłuchiwały cudze rozmowy lub spinały linie telefoniczne, tak że np. prywatny telefon zamieniał się w linie biura numerów bądź płatny automat, który po podniesieniu słuchawki, informował: "Wrzuć 25 centów".

Co jednak spędzało sen z powiek administratorom sieci telefonicznej, to fakt, że dzięki zawładnięciu "przywilejami superużytkowników" w komputerach kontrolujących połączenia, hakerzy mogli bez trudu (celowo lub przez pomyłkę) wyłączyć z użytku całą sieć. Katastrofa nastąpiła 15 stycznia 1990 r. Defekt komputerów AT&T spowodował chwilowe zawieszenie połączeń międzymiastowych i dotknął kilku wielkich lotnisk rejonu nowojorskiego. Choć po kilku godzinach trudnej pracy udało się technikom ustalić, że Big Crash był wynikiem ich błędu, poczucie zagrożenia ze strony nieobliczalnych hakerów urosło do paranoi. Nad ich głowami zawisła ciemna chmura podejrzenia. Prokurator dał się wreszcie przekonać, że czas wkroczyć...

Aresztowanie "Mistrzów Podstępu" stało się dziennikarską sensacją, tym bardziej że podczas naprędce zorganizowanej konferencji prasowej dziennikarze mogli zadawać pytania także i podejrzanym, znanym pod tajemniczo i złowrogo brzmiącymi hakerskimi pseudonimami: "Acid Phreak", "Phiber Optik" czy "Corrupt". W oczach zgromadzonych dziennikarzy, dla których większości język komputerowych programów był mniej zrozumiały niż chińszczyzna, młodych aresztantów otaczała wciąż aura romantycznej tajemniczości. Podczas konferencji prasowej do prowadzącego śledztwo Dona Delaney z nowojorskiej policji stanowej jeden z dziennikarzy skierował pytanie: "Czy opisałby pan tych ludzi jako geniuszy?" Znany wśród przyjaciół ze swego sardonicznego poczucia humoru, Delaney odrzekł z kamienną twarzą: - "Nie, opisałbym tych ludzi jako podejrzanych".

Kwestia publicznego wizerunku hakerów, która wciąż jest przedmiotem zażartej debaty, musi nawet samego Barlowa stawiać wobec trudnych do rozstrzygnięcia pytań. Ten idealistyczny romantyk sam stał się ofiarą ataku hakerów, kiedy podczas jednej z elektronicznych debat przedstawiciel następnego "zbuntowanego pokolenia" Mark Abene ("Phiber Optik") przedstawił na ekranach monitorów jeden z najbardziej prywatnych - dla większości Amerykanów - dokumentów, czyli jego historię kredytową. Została ona skradziona z doskonale zabezpieczonego komputera firmy TRW. Wspominając ten moment, Barlow, stwierdził, że nigdy w życiu nie był bardziej przerażony.


TOP 200