Kto posiada informatykę

Pytanie tytułowe tylko z pozoru jest bez sensu. Informatyka, czyli dyscyplina naukowa zajmująca się kodowaniem, przetwarzaniem i przesyłaniem danych oraz techniczną stroną urządzeń, metod i systemów do tego służących, jest również dziedziną gospodarki. Podlega tym samym prawom ekonomicznym. Rządzą nią stosunki własnościowe, jest przedmiotem zarządzania, podlega regulacjom prawnym, ma swoje koszty, zyski, straty, stosują się do niej cykle koniunkturalne, można ją prognozować. W tym sensie ten, kto posiada lub wpływa na którykolwiek z sektorów informatyki, ma strategiczną władzę w społeczeństwie i państwie, decyduje o ich przyszłości.

Pytanie tytułowe tylko z pozoru jest bez sensu. Informatyka, czyli dyscyplina naukowa zajmująca się kodowaniem, przetwarzaniem i przesyłaniem danych oraz techniczną stroną urządzeń, metod i systemów do tego służących, jest również dziedziną gospodarki. Podlega tym samym prawom ekonomicznym. Rządzą nią stosunki własnościowe, jest przedmiotem zarządzania, podlega regulacjom prawnym, ma swoje koszty, zyski, straty, stosują się do niej cykle koniunkturalne, można ją prognozować. W tym sensie ten, kto posiada lub wpływa na którykolwiek z sektorów informatyki, ma strategiczną władzę w społeczeństwie i państwie, decyduje o ich przyszłości.

Terminy "cyfrowa ekonomia" czy "informatyczna gospodarka" są już w powszechnym użyciu i charakteryzują istotne strukturalne przeobrażenia gospodarki światowej i przodujących gospodarek narodowych. Technologie informatyczne oparte na mikroelektronice i komputerowych systemach telekomunikacji uczestniczą w procesach przemysłowej produkcji, zarządzaniu, handlu, wojskowości. Spełniają wobec nich rolę sterującą i wspomagającą. Jednakże z racji tego, że samo planowanie czy wdrażanie najnowszych systemów informatycznych wymaga coraz większych nakładów finansowych i ludzkich, ich rozwój jest obecnie jedną z najszybciej i najbardziej dynamicznie rozwijających się dziedzin gospodarki światowej. Informacja jest coraz częściej zasobem gospodarczym o większym znaczeniu niż surowce naturalne, siła robocza czy kapitał finansowy.

Z ekonomicznego punktu widzenia systemy informatyczne i poszczególne technologie informatyczne mają takie samo znaczenie gospodarcze, jak tradycyjne dziedziny gospodarki - przemysł, motoryzacja, budownictwo, komunikacja i transport. Informatyka jest w wielu krajach kołem zamachowym gospodarki, czynnikiem ich dynamicznego rozwoju. Weszła w tryby klasycznych mechanizmów gospodarki rynkowej - powstawania wartości dodanej, równoważenia podaży i popytu czy też kosztów produkcji i sprzedaży, podnoszenia innowacyjności i konkurencyjności, pozyskiwania kapitału, generowania i maksymalizowania zysków, obecności na giełdach, podlegania zmianom koniunktur światowych, w tym również kryzysom.

Na ekonomiczną stronę rozwoju informatyki należy zatem patrzeć ze szczególną uwagą, gdyż jest ona strategicznym sektorem gospodarki, decydującym o stanie społeczeństwa, państwa. Trzeba jednak śledzić nie tylko techniczną stronę zjawiska, wyrażającą się we wskaźnikach pamięci komputerów, zasobności baz danych czy szybkości przesyłania bitów w sieciach komputerowych. Poza tą spektakularną stroną informatyki, którą zauważa się najłatwiej, istnieje również druga strona zjawiska - procesy ekonomiczno-finansowe, które decydują o jej rozwoju i nabierają coraz większego znaczenia.

Ekonomika informatyki

Za główne elementy ekonomiki informatyki należy uznać: źródła i sposoby finansowania informatycznych badań podstawowych (przeprowadzanych w ośrodkach akademickich i wielkich korporacjach), sposoby ich wdrażania w przemyśle, stosunki własnościowe w firmach i przedsiębiorstwach produkujących technologie informatyczne i dostarczających odpowiednie usługi, sposoby pozyskiwania przez nie kapitału, metody zarządzania nimi oraz rodzaje ich akcjonariatu, proporcje kapitału krajowego i zagranicznego w informatycznym sektorze gospodarki, regulacje prawno-fiskalne, a także państwowo-rządowa strategiczna kontrola nad rozwojem informatyki. Za podstawę oceny kierunku, w jakim zmierzają zmiany w informatyce, trzeba zatem uznać rodzaj i charakter stosunków własnościowych w poszczególnych sektorach gospodarki informatycznej (głównie w badaniach podstawowych, wdrożeniach, produkcji, usługach).

Z tego, kto dysponuje technologiami i produktami informatycznymi, jaki jest to rodzaj własności, jak się je sprzedaje, komu udostępnia, po jakiej cenie, jakie czerpie się z tego zyski, wynikać może odpowiedź na pytanie, jaki jest rzeczywisty stan informatyki i jej rola w gospodarce. Jest to również okazja do udzielenia odpowiedzi na pytanie stricte polityczne: kto zyska na rozwoju informatyki, czyją władzę w gospodarce ona wzmocni - sektora prywatnego (z udziałem kapitałów obcych) czy państwowego? Krótko mówiąc, kto będzie rządził w społeczeństwie informacyjnym dzięki strategicznemu dysponowaniu technologiami informatycznymi?

Kto inwestuje w informatykę?

Informatyka, patrząc na jej niezbyt długą historię, rozwinęła się dzięki podstawowym badaniom naukowym z pogranicza logiki, matematyki, teorii informacji i komunikacji, cybernetyki oraz dziedzin technik elektrycznych i elektronicznych. Składa się na nią kapitał myślowy genialnych teoretyków i inżynierów, takich jak Alan Turing, John von Neumann, Howard Aiken, John Mauchly czy Wallace Eckert. Bez pieniędzy nic nie dałoby się jednak skonstruować, dlatego nakłady finansowe armii amerykańskiej, akademickich ośrodków naukowych czy takich korporacji, jak IBM, znacząco stymulowały rozwój informatyki i przemysłu komputerowego.

Jest tak do dzisiaj. Bez olbrzymich inwestycji kapitałowych w badania podstawowe ze strony państwa czy prywatnych korporacji nie można wyobrazić sobie żadnego ze znaczących wynalazków czy produktów informatycznych. Państwa i rządy, w miarę możliwości, ale także odpowiednio do ich wizji gospodarczych i politycznych, finansują i administrują rozwojem infrastruktury informacyjnej swoich gospodarek. Środki z budżetu narodowego decydują o skali i tempie rozwoju podstaw informatyki. W tym też sensie państwa - a w zasadzie rządy kierujące się określoną polityką, interesem publicznym i narodowym - posiadają (jeśli można tak stwierdzić) informatykę. Mają one na nią niejako monopol. Jest ona dobrem narodowym.

Zachodzi tu analogiczna sytuacja do tego, co dzieje się w innym sektorze gospodarki, jakim jest telekomunikacja. Można to przeanalizować na przykładzie telefonii (jednej z ważniejszych dotychczas informacyjnych infrastruktur gospodarczych), której rozwojem i finansowaniem od początku zajmowały się poszczególne państwa w ramach tzw. monopolu naturalnego. Jest on jednak obecnie zmieniany, gdyż sektor ten podlega intensywnej prywatyzacji. Skutkiem tego rozwój technik telekomunikacyjnych (które są obecnie rozwijane wyłącznie na bazie technologii informatycznych) podlega specyficznym przemianom, włącznie z ich strukturalnym ograniczeniem.

Intensywny rozwój technologii informatycznych bez wątpienia napotka też bariery. Powstaną one nie tyle na skutek wyczerpania się samej techniki (cyfrowe technologie zdają się wciąż nie mieć granic ich doskonalenia), ile ograniczeń, jakie technice informatycznej postawi ekonomia. Jest to zresztą dość typowa sytuacja, z jaką spotyka się rozwój każdej z technik, kiedy po okresie intensywnej wynalazczości i innowacyjności (zwłaszcza gdy następuje masowa produkcja i rynkowa sprzedaż) pojawiają się naturalne tendencje minimalizacji kosztów (wymuszane głównie przez konkurencję), które prowadzą do zahamowania rozwoju. Z uwagi na konieczność zwiększenia niezawodności działania technicznych urządzeń pojawia się obawa firm produkcyjnych wobec ryzykownego intensyfikowania rozwoju technicznego. Z taką sytuacją mamy do czynienia właśnie w sektorze telekomunikacji, który wychodząc do większości krajów (zaczęło się to najwcześniej w USA, trwa obecnie w zachodniej Europie, dotrze wkrótce i do Polski) z tzw. monopolem naturalnym zaczyna np. urealniać ceny usług, które dotychczas nie były do końca powiązane z kosztami. Znamiennym tego przykładem jest krach finansowy międzynarodowego systemu satelitarnej telefonii cyfrowej Iridium, który nastąpił ze względu na niewspółmierność technicznej i ekonomicznej strony przedsięwzięcia.

Podobnie może być z informatyką, która była (i jest jeszcze) obszarem niejako monopolu naturalnego. Będzie ona coraz częściej miejscem ścierania się strategicznych (politycznych i cywilizacyjnych) interesów państw i rządów z typowo ekonomicznymi interesami prywatnych przedsięwzięć. Aspekt techniczny, w tym naturalne bariery rozwoju, zacznie zderzać się ze wskaźnikami ekonomicznymi, w tym również interesami politycznymi głównych uczestników gospodarki cyfrowej. Niekoniecznie musi na tym zyskać interes publiczny, a więc dostępność tanich, niezawodnych usług informatycznych, np. Internetu. Właśnie Internet może być miejscem ścierania się tych tendencji i interesów.

Kto płaci i zyskuje?

Gospodarka informatyczna to zatem coraz częściej dominacja kapitału prywatnego. W zasadzie mają w niej udział zarówno wielkie koncerny i korporacje ponadnarodowe, np. IBM, Sun, Intel czy Microsoft, jak i małe firmy zakładane w garażach przez entuzjastów rozpoczynających działalność z kilkoma dolarami w kieszeni (w rzeczywistości giganci rynku komputerowego najczęściej startowali jako ci drudzy).

Prywatny kapitał jest obecnie największym wygranym w informatycznej gospodarce. To prywatne, ponadnarodowe korporacje informatyczne najwięcej w niej inwestują i uzyskują też największe zyski. Państwa czy rządowe instytucje im nie dorównują. Nie jest to zresztą nic niezwykłego, gdyż jest tak samo w innych dziedzinach gospodarki, gdzie następuje prywatyzacja, będąca warunkiem efektywności gospodarki.

Dominująca rola prywatnego kapitału w sektorze informatycznym jest umacniana także dlatego że informatyka jest podstawą większości gałęzi gospodarki, od przemysłu i telekomunikacji, aż po media i rozrywkę. Nie jest możliwe rozwijanie ich bez technologii informatycznych, dlatego dominujący w nich kapitał prywatny intensywnie i na olbrzymią skalę inwestuje w ich rozwój, co jeszcze bardziej intensyfikuje rynkowe mechanizmy informatyki. Tendencja ta wywołuje jednak niezbyt korzystne efekty, gdyż wymogi rynkowe (wzmożony i sztucznie niekiedy kreowany popyt na pewne usługi) nie zawsze właściwie ukierunkowują techniczny rozwój. Niektórzy (Józef Lubacz i Roman Galar w monografii W drodze do społeczeństwa informacyjnego) zauważają, że plany budowy infrastruktury ISDN nie do końca odpowiadają potrzebie natychmiastowej informacji. "Nasze przyszłe rozeznanie roli i funkcji usług informacyjnych jest wciąż dość ograniczone. Założenie, że powszechnym pragnieniem jest otwarcie się na natychmiastową i wszechstronną informacyjną interaktywność, jest co najmniej naiwne". Rynkowe mechanizmy nie zawsze muszą być korzystne dla informatyki. Jest to coraz wyraźniej podnoszone w dyskusjach nad neoliberalnym charakterem współczesnej gospodarki, w której stary dylemat "rynek czy państwo" jeszcze raz nabiera znaczenia.

Państwo wycofuje się jednak z bezpośredniego udziału kapitałowego w informatyczny sektor gospodarki, gdyż jest to dla niego zbyt wielki ciężar. Jest to jednak paradoksalne, ponieważ tylko państwo i jego planistyczno-statystyczne agendy dysponują środkami do strategicznego planowania i pobudzania rozwoju informatyki. W efekcie państwo poprzestaje w tej dziedzinie na regulacjach prawnych i kontroli np. fiskalnej. Dzięki temu informatyka jest coraz bardziej poddawana prawom rynku, a nie wpływom państwa. To zarówno dobrze, jak i źle.

Kto może stracić?

Przegranych i stratnych w tej sytuacji jest wielu. Informatyka jako czołowa dziedzina gospodarki coraz częściej podlega zmienności koniunktury ogólnoświatowej. Nie jest odporna na krachy finansowe czy stagnację ekonomiczną, którym podlega tak samo, jak inne gałęzie gospodarki światowej. Niemniej wciąż charakteryzuje się największymi wartościami wskaźników ekonomicznych.

Ostatnie spadki notowań firm z sektora e-gospodarki na giełdzie NASDAQ dają jednak wiele do myślenia. To nie tylko naturalne dla globalnej gospodarki rynkowej zmiany hossy na bessę, lecz znaczące przeobrażenia, jakim światowa gospodarka informatyczna zaczyna podlegać. Należy z tego wyciągnąć odpowiednie wnioski. Pozostawienie informatyki w domenie wolnorynkowej gry kapitałowej, gdzie okresowe zwyżki notowań giełdowych przyciągają na krótki okres kapitał (nawet bardzo wielki), nie oznacza automatycznie postępu, innowacyjności i konkurencyjności produktów i usług firm z tzw. nowej gospodarki. Ten kapitał idzie w niewłaściwą stronę i nie jest spożytkowywany w samej informatyce, np. w jej badania podstawowe, takie jak nowe techniki kodowania czy protokoły transmisji danych. W efekcie tego przegranymi takiej gry mogą być konsumenci produktów i usług informatycznych, czyli obywatele i państwo, które nie podoła swojej roli strategicznego podmiotu sterującego rozwojem informatyki.

Tak jest w gospodarce światowej, a jak jest w Polsce? Rozbieżności w tych sprawach są w zasadzie takie same, przy czym ustrojowe przeobrażenia nie do końca sprzyjają właściwemu rozwojowi informatyki. Można to zaobserwować na przykładzie naukowej koncepcji programu "Pionier: Polski Internet Optyczny", który opracowała grupa naukowców skupionych wokół sieci teleinformatycznej POL-34 (CW 9/2000). Ten projekt budowy do 2005 r. nowoczesnej infrastruktury informatycznej ma w założeniach stworzenie nie tylko samej sieci teletransmisyjnej, lecz również bogatych aplikacji w takich dziedzinach, jak nauka, edukacja (zdalne nauczanie), opieka zdrowotna (telemedycyna), ochrona środowiska, administracja rządowa i samorządowa.

Z racji stopnia zaawansowania technicznego i kosztów (sięgających 700 mln zł) budowy drugiego polskiego Internetu jest to przedsięwzięcie i państwowe, i komercyjne, jak twierdzą autorzy. Dla państwa jest to okazja do budowy ważnej dla niego, strategicznie bezpiecznej sieci administrowania krajem, a dla ośrodków naukowych - prowadzenia badań obliczeniowych. Stwarza też możliwość "zrobienia interesu" dla prywatnych przedsiębiorców, którzy nie zawsze są w stanie przeznaczyć tak wielkie środki, które nie zwrócą się zbyt szybko. "Pionier" wydaje się zatem projektem, który może połączyć to, co państwowe, z tym, co publiczne, a także z tym, co prywatne. "W rezultacie infrastruktura teleinformatyczna nauki stanie się infrastrukturą narodową, dostępną dla administracji publicznej, usług i przemysłu" - powiedział jeden z projektodawców "Pioniera". Powodzenie tego przedsięwzięcia może być testem nie tylko na rzeczywistą skuteczność informatyki jako nauki, ale również jej ekonomiczną efektywność. Zależy to również od politycznych decyzji, śmiałej wizji decydentów. Słowem, to szczególny sprawdzian dla układu ekonomicznych i politycznych sił w społeczeństwie informacyjnym.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200