Krewni i znajomi Melissy

Mój bratanek z Toronto zna się bardzo dobrze na komputerach, toteż kiedy otrzymałem od niego list z nagłówkiem "Ostrzeżenie wirusowe", przez chwilę nie mogłem się zdecydować, czy sobie żartuje, czy pisze poważnie.

Mój bratanek z Toronto zna się bardzo dobrze na komputerach, toteż kiedy otrzymałem od niego list z nagłówkiem "Ostrzeżenie wirusowe", przez chwilę nie mogłem się zdecydować, czy sobie żartuje, czy pisze poważnie.

Komunikat brzmiał: "Jeśli otrzymasz e-mail pt. "Pechowy dzień", natychmiast go usuń. Pod żadnym pozorem nie waż się go otwierać. To bydlę jest naprawdę złośliwe. Nie tylko wymaże ci do czysta twardy dysk, ale usunie wszystkie dyski w promieniu 20 stóp. Rozmagnesuje wszystkie zapisy na twoich kartach kredytowych, przeprogramuje kod do bankomatu, rozreguluje twoje wideo i podrapie płyty kompaktowe. W lodówce przestawi ci regulację temperatury, powodując roztopienie się lodu i zwarzenie mleka. Wirus ten wleje denaturat do twojego akwarium, wypije twoje piwo i zostawi brudne skarpetki na stole w salonie, kiedy oczekiwać będziesz ważnych gości..."

To prima aprilis

W tym momencie mogłem już oczywiście odetchnąć z ulgą i rzucić okiem na kalendarz - no prawda, przecież to 1 kwietnia! Gdy jednak zacząłem przeglądać bieżącą prasę, zdałem sobie sprawę, że satyra jest tylko odzwierciedleniem rzeczywistości. Jeśli nieco przesadzonym, wystarczy trochę poczekać, a życie ją doścignie.

Wirus Melissa został wprowadzony do sieci w piątek po południu. Dziś jest czwartek i nagłówki gazet wołają: "Uwaga: To nie prima aprilis! Bądźcie czujni, czytając e-mail". Melissa, która ma format e-maila z załącznikiem, nie jest na pozór jadowitym wirusem (na pewno daleko jej do "Pechowego dnia") - nie rozregulowuje temperatury w lodówkach ani nie wlewa denaturatu do akwarium, tylko po prostu, po otwarciu załącznika, wysyła 50 kopii samej siebie do osób znajdujących się na liście adresowej twojego komputera. Osoby te otwierają załącznik... i tak dalej, i dalej. Aż wreszcie sieć się zatyka. Na skutek ataku Melissy Microsoft, Lockheed Martin, Korpus Marines i dziesiątki innych instytucji i firm musiały tymczasowo zamknąć swe sieci elektronicznej komunikacji i poddać je "dezynfekcji".

Strach przed wirusem

Obecnie trwa w Internecie pościg za "rodzicami" Melissy, którzy - jak głoszą przecieki - pozostawili po sobie elektroniczne odciski palców i FBI jest na ich tropie. Może wkrótce zostaną zdemaskowani, zatrzymani i ukarani. Co z tego jednak? Jak zauważył niedawno w Washington Post Michael Ruane, po to, by dziś zostać hakerem, nie potrzeba wybitnych kwalifikacji. Wszystkie narzędzia potrzebne do "napsocenia" w sieci są w niej ogólnie dostępne i nawet komputerowi analfabeci mogą "zabawić się" w elektronicznych wywiadowców, szpiegów czy dywersantów. Sukces Melissy już sprowokował serię naśladowców. Według oceny ekspertów, istnieje dziś kilkadziesiąt tysięcy stron internetowych, poświęconych hakerstwu, i co najmniej kilka setek z nich wykazuje złowieszczą "twórczą" aktywność.

Nawet Pentagon, ulubiony cel elektronicznych podchodów, jest obiektem ataku hakerów niemal sto razy dziennie. Dziewięćdziesiąt pięć procent dzisiejszych hakerów to nowicjusze, którzy posługują się oferowanymi przez innych programami, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, jak one działają. Straty przez nich spowodowane, jak wynika z ogłoszonego na początku marca raportu Instytutu Bezpieczeństwa Komputerowego w San Francisco, wyniosły w Ameryce w 1998 r. ok. 123 mln USD.

A przecież znajdujemy się zaledwie na progu nowej cyfrowo-sieciowej ery i entuzjastyczni prognostycy roztaczają przed nami wizję przyszłości, w której większość zakupów będziemy dokonywać w sieci, jeździć po "inteligentnych szosach" samochodami wyposażonymi w satelitarne systemy auto nawigacyjne i mieszkać w "inteligentnych domach". Wyobrażam sobie, że w takim inteligentnym domu wszystkie systemy sterowania i kontroli będą podłączone do lokalnej sieci i jeszcze przed wyjściem z pracy będziemy mogli nastawić ziemniaki na obiad, podnieść temperaturę czy włączyć nastrojową muzykę. Nie mówiąc już o regulacji temperatury w lodówce, zdalnym uruchomieniu wideo czy kontroli jakości wody w akwarium. Tyle, że w tych ostatnich czynnościach wyręczyć nas może z powodzeniem "Pechowy dzień"...

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200