Kradzione nie tuczy

W połowie marca odwiedził Polskę pracownik Autodesk SA, a zarazem wiceprzewodniczący europejskiego oddziału Business Software Alliance (BSA) - Charles Harris.

W połowie marca odwiedził Polskę pracownik Autodesk SA, a zarazem wiceprzewodniczący europejskiego oddziału Business Software Alliance (BSA) - Charles Harris.

BSA jest organizacją założoną w 1988 r. przez takie firmy jak Aldus, Autodesk, Lotus, Microsoft i WordPerfect, celem ochrony praw autorskich oprogramowania wykorzystywanego komercyjnie. BSA działa we wszystkich krajach poza USA, gdzie istnieje już kilkanaście tego rodzaju innych stowarzyszeń. Szczególnym zainteresowaniem darzy te kraje, w których utrzymuje się duże zagrożenie piractwem komputerowym. Wbrew pozorom nie tylko w Ameryce Południowej, na Dalekim Wschodzie i w Europie Wschodniej. BSA ma również duże problemy np. w Australii i w Europie Zachodniej. Tu na czoło wysuwają się Niemcy. Być może jest to wynik połączenia z NRD, bo w ciągu ostatnich dwu lat piractwo właśnie w Niemczech najwyraźniej rośnie. Podobna tendencja zaznacza się w Hiszpanii i Grecji. Odwrotną natomiast tendencję obserwuje się we Włoszech i Wlk. Brytanii. BSA szacuje, że w samej Europie, wskutek piractwa, producenci oprogramowania tracą rocznie ok. 6 mld USD, przy obrotach w skali światowej rzędu 43 mld USD w 1990 r. Trzeba pamiętać, że nakłady na produkcję są tu wbrew pozorom również wysokie i liczą się w miliardach dolarów. W samej Europie, według Software Industry Bulletin, zatrudnienie w latach 1989-1990 w branży profesjonalnych twórców i sprzedawców programów wzrosło o 47% do 13.230 ludzi.

Pozytywnym pozaeuropejskim przykładem podniesienia poziomu ochrony własności intelektualnej jest Malezja, która w październiku 1990 przystąpiła do Berneńskiej Konwencji na rzecz Ochrony Prac Artystycznych i Literackich, a następnie zmieniła też swoje wewnętrzne prawodawstwo w tym zakresie. Dzięki temu została ona obecnie usunięta z listy partnerów "softwarowo niepewnych" prowadzonej przez ministerstwo handlu USA.

Charles Harris odniósł się do obecnej sytuacji w dziedzinie ochrony oprogramowania w naszym kraju. Stwierdził, że nie możemy myśleć o poważnym traktowaniu nas przez zachodnich partnerów do czasu, aż polskie prawo nie będzie na tyle silne, by dochodzenie własności intelektualnej stało się możliwe dzięki odpowiednim mechanizmom i służbom.

Jak te służby miałyby wyglądać? W wielu krajach nikogo już nie dziwią pracownicy z jednostek policji softwarowej, która ma uprawnienia do "rewizji" twardych dysków instytucji. Rewizje są raczej rzadkością, gdyż nie wykrycie inkryminowanych programów obciąża kosztami przestojów oskarżyciela. Jednakże już sama obecność takiej grupy wpływa pozytywnie na uczciwość użytkowników. Wystarcza wówczas telefon z propozycją nie do odrzucenia w rodzaju: "wiemy, że używacie naszych aplikacji, czy nie zechcielibyście ich kupić?". W 90% "propozycja" taka jest przyjmowana. Tymczasem np. dystrybutor Autodesku w Polsce - Aplikom 2001, zna co najmniej kilku doskonale prosperujących nielegalnych instytucjonalnych użytkowników programu AutoCAD, których dyrektorzy na takie propozycje, co najwyżej, wesoło zachichoczą.

Rzadko pomaga argumentowanie, że software nieudokumentowany jest produktem niepełnym, a często nawet mało wartościowym. Mimo to BSA apeluje również do poczucia uczciwości nielegalnych kopistów. Stara się przekonać, że mimo iż kradzież programu jest mniej potępiana przez samych sprawców niż np. kradzież srebrnych łyżeczek z bankietu, to przecież nie przestaje przez to być pozbawianiem kogoś wyników jego pracy - w tym wypadku intelektualnej.

Warto na marginesie zauważyć, że w naszym kraju lekceważenie wartości intelektu ma co najmniej kilkudziesięcioletnią tradycję i nawet najlepszym naukowcom godziwe sprzedanie swojego dorobku w ojczyźnie sprawia trudności. Świat jednak rozwija się zbyt szybko, żebyśmy mogli sobie pozwolić na długie pielęgnowanie takich przyzwyczajeń. Tym bardziej, że doświadczenie wskazuje, iż kraj wzbogaca się naprawdę tylko wtedy, gdy liczba złodziei w nim maleje.

Rok 1992 ma być przełomowy jeśli chodzi o działania na rzecz ochrony oprogramowania. Połączone wysiłki komórki GATT: TRIPS (Trade Related Intellectual Property), agendy ONZ WIPO (World Intellectual Property Organization) i oczywiście BSA powinny doprowadzić do ustalenia treści załącznika do Konwencji Berneńskiej, regulującego prawa obiegu oprogramowania, ze szczególnym uwzględnieniem zasad jego kopiowania.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200