Kościsty twardziel

Z zainteresowaniem przeczytałem wypowiedź Bartosza J. Bujaka na temat nauczania informatyki w szkole. Nie mam, co prawda, nic wspólnego z nauczaniem informatyki w szkołach, ale, jako informatyk z wykształcenia, z zaciekawieniem śledzę przebieg dyskusji, jaka od dłuższego czasu toczy się na ten temat w MEN.

Z zainteresowaniem przeczytałem wypowiedź Bartosza J. Bujaka na temat nauczania informatyki w szkole. Nie mam, co prawda, nic wspólnego z nauczaniem informatyki w szkołach, ale, jako informatyk z wykształcenia, z zaciekawieniem śledzę przebieg dyskusji, jaka od dłuższego czasu toczy się na ten temat w MEN.

Kwestią podstawową - według mnie - jest określenie celów nauczania informatyki. Model lansowany obecnie przez, jak ich sobie pozwolę nazwać, "teoretyków" zakłada kształcenie setek, jeśli nie tysięcy, domorosłych programistów wyposażonych w wiedzę pozwalającą na napisanie prostego algorytmu (np. drukowania ciągu liczb), nie potrafiących za to podłączyć monitora do komputera.

Pierwszym pytaniem, jakie nasuwa się w związku z powyżej przytoczonym modelem, jest : "Po co ?".

Nauczanie każdego absolwenta szkoły średniej (ok. 50% społeczeństwa) programowania ma mniej więcej taki sam sens, jak wprowadzenie elementów mechaniki gazów do wymagań stawianych kandydatom na kierowców! Nie oszukujmy się - 99% z nich nie będzie miało w życiu szansy skorzystać z tej umiejętności, za to będzie zmuszone wydać ciężkie pieniądze, aby wziąć udział w trzytygodniowym kursie obsługi komputera, gdzie nauczy się obsługi edytora tekstów czy arkusza kalkulacyjnego.

Jeśli nawet już przyjmiemy, że rzeczywiście każdy maturzysta powinien napisać program rozwiązujący np. problem wież Hanoi, to rodzi się kolejne pytanie: "Kto ma uczyć informatyki w szkołach ?".

Każdy informatyk z łatwością znajdzie wiele bardziej atrakcyjnych finansowo i prestiżowo ofert pracy niż posada nauczyciela w liceum czy technikum (nie mówiąc już o szkołach podstawowych). Skutkiem tego młodzi entuzjaści informatyki są skazani na wysłuchiwanie dokształconych naprędce (dwa semestry po cztery godziny w tygodniu) matematyków, chemików, fizyków itd. Nie mam nic przeciwko nauczycielom, którzy starają się poszerzyć swoją wiedzę, ale nie sądzę, żeby wiedza nabyta na owych kursach pozwalała na rzetelne nauczanie informatyki w szkole. Nie są oni w stanie pomóc uczniom bardziej zaawansowanym ani zainteresować tych, którzy z góry "odpuścili" sobie ten przedmiot.

Reasumując - moim zadaniem - lepszym modelem nauczania byłby model "praktyczny" tzn. nauczanie nie programowania, a umiejętności obsługi komputera w zakresie potrzebnym ludziom w dzisiejszym świecie: edytor tekstów, arkusz kalkulacyjny, poczta elektroniczna i oprogramowanie komunikacyjne, przeglądarka WWW itp.

Komputer - czego nie wszyscy jeszcze rozumieją - nie jest złotym cielcem ale takim samym narzędziem jak samochód, kuchenka mikrofalowa czy telefon. Umiejętność jego obsługi dzisiaj w coraz większym stopniu stanowi o konkurencyjności pracownika na rynku pracy, a w przyszłości o zdolności do funkcjonowania w normalnym, zdrowym społeczeństwie.

Roman Napierała, Wrocław

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200