Kości zostały rzucone...

Z danych resortu współpracy gospodarczej z zagranicą wynika, że w całym 1993 r. o pozwolenia bezcłowego przywozu komponentów dla przemysłu komputerowego wystąpiły 462 firmy. 30 z nich nie otrzymało takich pozwoleń, z różnych przyczyn. Podstawową był fakt, że firma nie zajmuje się dzialalnością komputerową, lub jej obroty i znaczenie są niezauważalne na rynku, bądź też posiada bardzo znaczącą pozycję, jednak jest ona przedstawicielstwem firmy zagranicznej, nie będąc podmiotem prawnym i finansowym prawa polskiego.

Obawy o "podcinanie skrzydeł" małym, a jednak bardzo prężnym "orłom i sokołom" naszego rynku ujawniły się długo przed wejściem w życie samych kontyngentów. Znając opieszałość urzędników niektóre firmy już w grudniu 1992 r. zaczęły przysyłać do resortu współpracy gospodarczej z zagranicą podania o przydzielenie kontyngentu. Listy te

niejednokrotnie przepojone były obawami, że skorumpowani urzędnicy ministersta bez łapówki nie dadzą zezwolenia. Często, listy te równolegle wysyłane były do Kancelarii Prezydenta RP, do premiera, NIK, Urzędu Antymonopolowego, czy... kurii biskupich. Niejednokrotnie w takich przypadkach, przyznane póżniej kontyngenty, nie dość że nie były wykorzystywane, ale zainteresowani nie odbierali nawet certyfikatów na pozwolenia przywozu. A wydawać by się mogło, że prezesi firm komputerowych to ludzie poważni...

Prawdziwy szturm na pozwolenia zaczął się po 25 stycznia 1993 r., kiedy to Rada Ministrów wydała rozporządzenie o bezcłowym przywozie komponentów dla przemysłu komputerowego. Pozdysponowanie kwot kontyngentu regulowało rozporządzenie nakładające obowiązek wykonania tego przez resort współpracy gospodarczej z zagranicą. Szef tego resortu powołał komisję ds. opiniowania i rozdzielania koncesji w skład której poza przedstawicielami MWGzZ weszli też przedstawiciele: Polskiej Izby Gospodarczej Elektroniki, Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji, Krajowej Izby Gospodarczej, Konfederacji Pracodawców i Ministerstwa Przemysłu.

Szybko okazało się, że nie wszyscy zrozumieli zapis rozporządzenia. Wnioskowali o bezcłowy import komputerów, do którego uprawniony był Komitet Badań Naukowych (praktycznie go nie wykorzystał) i Ministerstwo Przemysłu, które właśnie się komputeryzowało.

Pierwsza poważniejsza wątpliwość jak rozumieć pozwolenia przywozu na unowocześnienie procesu produkcji, czy dotyczy ona tylko producentów (montownie) czy może mieć też zastosowanie dla dystrybutorów (dealerów) rozstrzygnięta została na korzyść tych ostatnich.

Powołana Komisja, która sprawdzała wiarygodność wniosków, przyjęła zasadę, że firma, która chce korzystać z kontyngentu musi się wykazać importem sprzętu w poprzednim roku (na podstawie formularza SAD). Sama suma na cały rok została podzielona na kontyngenty dla poszczególnych komponentów. Nie ustrzeżono się tu błędów, np. w ciągu roku "zabrakło" kwot na import płyt głównych i dokonano tu korekty. Od połowy roku pozwolenia były terminowe, ważne przez trzy miesiące. Służyć to miało dyscyplinowaniu wykorzystania kontyngentu, z czym jak wynika z danych ministerstwa było raczej kiepsko.


TOP 200