Komórki wielorazowego użytku

Z utylizacją tonerów i kartridży rynek sobie świetnie poradził. Recykling telefonów komórkowych natomiast dopiero raczkuje.

Z utylizacją tonerów i kartridży rynek sobie świetnie poradził. Recykling telefonów komórkowych natomiast dopiero raczkuje.

Niedawno we Lwowie odbyły się pierwsze mistrzostwa Ukrainy w nietypowej konkurencji, którą był... rzut telefonem komórkowym. Uczestnicy nie musieli w tym celu korzystać z własnych aparatów. Ponad 500 komórek dostarczył organizator imprezy - salon sprzedaży aparatów NTON. Aparaty te zdobył w ramach akcji promocyjnej wymiany "starego na nowe" i w ten sposób postanowił pozbyć się niechodliwej nadwyżki. Impreza odbyła się na miejskim stadionie, zaś przestrzegania reguł pilnowali sędziowie lekkoatletyczni. Po trzech eliminacjach wyłoniono ośmiu finalistów. Niestety, żaden z nich nie pobił rekordu świata w tej konkurencji, który ponoć został ustanowiony kilka lat temu w Finlandii i wynosi 66,72 m. Nie pomogła nawet nagroda w wysokości 5 tys. USD oferowana przez sponsora za taki wyczyn. Finaliści otrzymali zestawy komórkowe na karty pre-paid.

Miliard komórek do wyrzucenia

Ten sportowy sposób na utylizację telefonów komórkowych nie wzbudziłby raczej zachwytów obrońców środowiska. Aparaty są zbudowane z wyrafinowanych materiałów - tworzyw sztucznych, ceramiki, zawierają też metale, takie jak nikiel, ołów, złoto czy pallad i tantal - i warto szukać sposobu na ich recykling. Wynika to chociażby z cen surowców. Bez tantalu, srebrno-szarego metalu, wydobywanego w Australii i Centralnej Afryce, nie doszłoby do rewolucji w miniaturyzacji telekomunikacji i rozwoju rynku telefonii komórkowej. W roku 1997 za funt tego proszku płacono 40 USD, dziś cena kształtuje się na poziomie 350 USD.

Jeśli założymy, że na świecie jest 1,1 mld użytkowników telefonii komórkowej, są zaś użytkownicy, który przechowują w szafach po kilka starszych lub popsutych modeli aparatów, łatwo policzyć, że do odzyskania są tysiące ton złomu. Szacuje się, że tylko Brytyjczycy wyrzucili na śmieci ponad 90 mln telefonów komórkowych. Skoro w Polsce jest ok. 14 mln abonentów trzech operatorów komórkowych, można domniemywać, że 1/3 z nich ma drugi aparat. Trzyma go bądź z sentymentu, bądź nie wie, co z nim zrobić.

Od strony formalnej obowiązują przepisy w zakresie ochrony środowiska i gospodarowania odpadami (ustawa z dn. 11.05.2001), które po pierwsze nakazują przedsiębiorcom przygotować Plan Gospodarki Odpadami, po drugie przekazywać do utylizacji zepsute urządzenia elektryczne i komputerowe, w tym również aparaty komórkowe. O dziwo, działy księgowości, które jeszcze nie tak dawno traktowały telefony jako tzw. środek trwały z powodu znacznej wartości, wciąż zalecają użycie młotka jako jedyną metodę pozbywania się ich.

Pojawiły się jednak firmy, które nie tylko działają na rynku wtórnym i oferują odkupione aparaty, lecz także wykorzystują sprawne części, np. w systemach monitoringu. Niełatwo je znaleźć, ale poszukać warto. Przy większych partiach (powyżej pięciu sztuk, co w dużych firmach jest małą liczbą) cena skupu rośnie. Taki przedsiębiorca ujednolica stawkę za aparaty uszkodzone i sprawne, kalkulując, ile jest w stanie odzyskać materiałów. Istotne są np. układy nadawania.

I tym razem - podobnie jak przy tonerach i kartridżach - do nadmiernej liczby zużytych aparatów na rynku przyczynili się producenci i operatorzy. Pierwsi prześcigają się w promowaniu nowych modeli. Komórka przestaje być wyłącznie telefonem, jest gadżetem, "biżuterią" i wyróżnikiem pozycji w hierarchii społecznej. Toteż nowy aparat działa na wielu jak narkotyk - muszą go mieć. Nikt nie zastanawia się, co zrobi ze starym.

"Oddam dziecku lub opiekunce", "zostawię na pamiątkę" - oto najczęstsze pomysły. Operatorzy natomiast przyzwyczaili użytkowników, że można mieć wyrafinowane urządzenie techniczne warte kilkaset lub kilka tysięcy złotych za złotówkę, ewentualnie kilkadziesiąt złotych. Dotowanie aparatów przez operatorów spowodowało, owszem, boom na rynku, zwłaszcza wzrósł popyt na telefony pre-paid, lecz obniżyło radykalnie przychód operatora z wykonywania połączeń w przeliczeniu na osobę tzw. ARPU. Przyczyna? Telefon trzeba mieć, ale niech to inni do nas dzwonią.

Operatorzy poszli zatem po rozum do głowy: podwyższyli radykalnie cenę pakietów startowych pre-paid, co siłą rzeczy zastopowało przyrost w tym segmencie usług, i usiłują negocjować z producentami, aby oni też partycypowali w kosztach pozyskiwania klienta. Słowem, by obniżyli ceny aparatów. A jest o co kopie kruszyć, bo dla przykładu: jeden z naszych operatorów zamawia u producenta telefony w partiach po sto kilkadziesiąt tysięcy sztuk. A jedna partia wystarcza mu na niecały miesiąc.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200