Koczowanie wsród obrazów

Z profesorem Andrzejem Gwoździem, kierownikiem Zakładu Filmoznawstwa i Wiedzy o Mediach w Instytucie Nauk o Kulturze Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, rozmawia Andrzej Gontarz.

Z profesorem Andrzejem Gwoździem, kierownikiem Zakładu Filmoznawstwa i Wiedzy o Mediach w Instytucie Nauk o Kulturze Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, rozmawia Andrzej Gontarz.

Co to jest imagologia? Coraz częściej pojęcie to pojawia się w rozważaniach o współczesnej kulturze i cywilizacji.

W najszerszym ujęciu jest to nauka o "życiu" obrazów - o sposobach ich istnienia w różnych mediach, o ich funkcjonowaniu w rozmaitych kontekstach kulturowych, cywilizacyjnych, antropologicznych i społecznych. W niektórych krajach, np. w Austrii, występuje już jako wyodrębniona formalnie dyscyplina akademicka, w innych, takich jak Polska, jest uprawiana w ramach badań nad kulturą i mediami. Jednym z powodów jej pojawienia się jest gwałtowny rozwój mediów elektronicznych i cyfrowych technik komunikacji posługujących się w głównej mierze przekazem obrazowym. Istnieje po prostu potrzeba wnikliwego opisu i analizy sytuacji, która w związku z tym się wytworzyła.

Panuje przekonanie, że dzisiejsza "cywilizacja obrazkowa" jest przeznaczona głównie dla mało wymagającego odbiorcy masowego. Krytycy twierdzą, że operuje bardzo uproszczonymi formami wyrazu, co może doprowadzić niemal do upadku kultury. Podstawowym zarzutem pod jej adresem jest zniszczenie rangi słowa drukowanego, uważanego za ostoję tzw. kultury wysokiej. Obraz, w porównaniu z tekstem, jest powierzchowny, szczątkowy, nie zawiera tak bogatego ładunku intelektualnego...

Rozstanie z "galaktyką Gutenberga" rzeczywiście stało się faktem. Weszliśmy, jak powiada Bolter, w "galaktykę Turinga". Żyjemy w cywilizacji obrazu. Nie znaczy to jednak, że automatycznie jest ona gorsza. Oznacza jedynie inny sposób naszego funkcjonowania w świecie, powstanie nowego układu kultury, inną hierarchię kodów kulturowych.

Nie można powiedzieć, że dzisiaj słowo zostało wyrugowane z obiegu kul- turowego. Ono przyjęło inną, medialną postać, przyjęło formę obrazu. W przypadku techniki komputerowej mamy w zasadzie do czynienia z obrazem słowa. Piśmienność, rozumiana jako manualne albo mechaniczne generowanie kształtu słowa, została zastąpiona elektronicznym tworzeniem obrazu. Dla komputera jest bez różnicy, czy wyświetla na ekranie literę czy układ graficzny. W obu przypadkach używana jest ta sama technologia zerojedynkowa. Kiedyś drukowanie odbywało się w inny sposób niż malowanie.

Jakie inne sytuacje i zjawiska mają decydujące znaczenie dla wyodrębnienia nowej formacji kulturowej i cywilizacyjnej?

W epoce, w której żyjemy, coraz częściej i chętniej tam wykorzystuje się wizualizację, gdzie kiedyś wystarczyły słowa. Posługiwanie się obrazami jest już dzisiaj w wielu przypadkach niemal koniecznością. Są one potrzebne nie tylko w celach rozrywkowych czy reklamowych. W wielu sytuacjach ułatwiają czy wręcz umożliwiają poznawanie świata, dają narzędzia do skutecznego funkcjonowania w nim. Typowym przykładem jest zdjęcie rentgenowskie. To dzięki naświetleniu kliszy promieniami X możemy posiąść wiele cennych informacji o stanie zdrowia pacjenta, informacji niemożliwych do zdobycia na drodze opisu słownego. To samo dotyczy tomografii komputerowej, rezonansu magnetycznego, makrofotografii czy symulacji komputerowych. O ile łatwiej nieraz uchwycić zależność między różnymi danymi statystycznymi, gdy przedstawi się je w formie tabel, wykresów czy kolorowych diagramów. Cywilizacja audiowizualna i komputerowa oferuje nam dzisiaj cenne, nie znane w epoce druku, możliwości poznawcze. Wizualizacja daje szansę dotarcia do wielu nie znanych dotąd danych technologicznych, dotyczących chociażby ludzkiego ciała czy materii nieożywionej.

Kultury obrazu nie można więc sprowadzić tylko do seriali telewizyjnych, gier komputerowych i billboardów?

Nie, absolutnie nie. Generalnie dzisiaj trzeba mówić raczej o kulturze ekranu. O kulturze ekranu i o kulturze piśmienności - wtedy są to godne siebie, równowartościowe paradygmaty. W dzisiejszym świecie mamy do czynienia z różnymi ekranami - kinowymi, cyfrowymi, elektronicznymi, ale także i ekranami miast, reklam itp. Każdy z tych ekranów wymaga od nas określonego typu dyspozycyjności, predyspozycji, kompetencji czy wiedzy. Jedne służą celom lepszym, inne gorszym. Czy tak samo nie jest jednak i ze słowem pisanym, z literaturą. Przecież tekst również może być użyty zarówno w dobrych, jak i złych zamiarach. Zawsze tak było. Jakościowo w tym układzie niewiele w gruncie rzeczy się zmienia.

Musimy więc nauczyć się posługiwać obrazem, tak jak nauczyliśmy się korzystać ze słowa pisanego?

Tak, trzeba wychowywać świadomych, aktywnych uczestników kultury obrazu. Trzeba uczyć umiejętności odczytywania obrazów, umiejętności korzystania z nich w różnych sferach życia społecznego. Chodzi o to, żeby nie uciekać od obrazów, z góry nie nastawiać się do nich negatywnie, lecz kształcić i przygotowywać ludzi do uczestnictwa w tym nowym układzie kulturowym. Musimy mieć świadomość zarówno jego wartości i znaczenia, jak i wad czy zagrożeń z jego strony. Jest wiele przesłanek, które zadają kłam temu, jakoby obraz oddziaływał tylko powierzchownie, nie zawierał głębszych, poznawczych treści. W wielu przypadkach nie potrafimy, być może, jeszcze do nich dotrzeć, rozpoznać ich. Sposobów radzenia sobie z tekstem, jego interpretacji, odczytywania uczyliśmy się przez wieki. Teraz musimy wypracować także podobne metody określania znaczeń i funkcji obrazów. To nieprawda, że do obcowania z obrazami nie jest potrzebna wiedza i wykształcenie. Proszę zauważyć, że sytuację na monitorze ultrasonografu potrafią właściwie zinterpretować tylko odpowiednio przygotowani specjaliści.

Jakie są podstawy tej edukacji? McLuhan twierdził, że środek przekazu sam jest przekazem. już medium przesądza o sposobie widzenia i przedstawiania rzeczywistości. Jaką wizję świata będzie nam narzucał komputer?

Jeżeli mówimy o obrazach, to mamy na uwadze komputer jako hipermedium - medium mediów, które łączy w jednym organizmie technicznym możliwości wszystkich mediów. Komputer, który jest jednocześnie kinem, wideo, maszyną sztuki internetowej itd. Dlatego ta wizja świata na pewno nie będzie spójna. W tak skomplikowanej, niejednorodnej metamaszynie nie ma miejsca na jedną wizję świata.

Kończy się epoka wiarygodności obrazu poświadczonej obiektywizmem taśmy filmowej. W klasycznej teorii filmu kamera była aparatem, który otwierał się na rzeczywistość materialną, rejestrował ją. Rejestracja była filarem estetycznym kina. Można było, oczywiście, ten świat rejestrowany jakoś do tej rejestracji przygotowywać, "podrasowywać", nawet fałszować, ale w ostatecznej instancji zawsze na taśmie znalazło się to, co było przed kamerą. Jak powiadał Andre Bazin, ontologia świata i ontologia obrazu filmowego to te same ontologie w dwóch stanach skupienia. W tej chwili za sprawą komputera mamy do czynienia z bardzo wyraźnym cięciem, które prowadzi do tego, że autorytet rzeczywistości przed kamerą całkowicie znika. Obraz w komputerze może być dowolnie i na wiele sposobów obrabiany i przekształcany. Paradoks polega na tym, że wiele obrazów komputerowych respektuje prawdopodobieństwo znaku fotograficznego, ale w gruncie rzeczy należą one już do zupełnie innego porządku. Zdjęcia cyfrowe niejednokrotnie mogą bardzo dokładnie, jeszcze lepiej niż taśma światłoczuła, odwzorowywać poszczególne elementy rzeczywistości, ale ich zestawienie tworzy już zupełnie inną, nową rzeczywistość. Rzeczywistość, która rządzi się własnymi prawami.

Tylko "udają", że przedstawiają prawdziwy, realny świat?

To bardzo wyraźnie widać np. w filmach Spielberga. Pojawiające się tam kadry nie odnoszą się do żadnej obiektywnej rzeczywistości, chociaż są bardzo realne, nadrealne wręcz, hiperrealne. Komputer daje możliwość dostosowania obrazu do wymogów fotograficznej realności, przedstawienia go jak dobrego, tradycyjnego zdjęcia, ale jednocześnie też skłania do wykraczania poza tę realność, w stronę hiperrealności. Są z tym związane niewątpliwie ogromna przyjemność i radość. Możemy swobodnie się odnosić do naszych najróżniejszych wyobrażeń o świecie, tworząc jednocześnie obrazy, które nie mają faktycznych odniesień w nim, nie istnieją poza medium cyfrowym.

Jak w takim bardzo zindywidualizowanym, rozdrobnionym światopoglądowo świecie ma wyglądać edukacja? Jak przygotowywać ludzi do życia społecznego i uczestnictwa w kulturze?

Kończy się rozumienie edukacji jako dostarczania wszystkim jednolitego kanonu wiedzy, która jest transformowalna i którą można przekazywać z pokolenia na pokolenie. Właściwie dzisiaj nie mamy już z tym do czynienia. To, co próbujemy jeszcze utrzymać w starych ramach, to tylko fikcja spójności. Podmiotowość współczesnego człowieka jest podmiotowością fraktalną, mozaikową, składa się z różnych, poskładanych kawałków jak fragmenty potłuczonego szkła. Nie jest już podmiotowością zespoloną, scaloną, lecz rozstrzeloną, rozsypaną po różnych sferach naszej cywilizacji, kultury, czasoprzestrzeni. Jesteśmy jakby ulepieni z różnych cząstek, nasza osobowość składa się z wielu subpodmiotowości. Nie ma czegoś takiego jak jeden, spójny podmiot o wyraźnym przypisaniu jednemu miejscu i czasowi. W dzisiejszym układzie kulturowym tak wiele się zmieniło, że pozytywistyczny model edukacji musi być już odesłany do lamusa. Dzisiaj raczej trzeba się uczyć adaptacji, dostosowywania do złożonej i wielorakiej oferty, jaka płynie z mediów, niż stania na straży spójnej, jednakowej dla wszystkich, mającej wyraźny początek i koniec wizji człowieka i człowieczeństwa.

Czy stajemy się kulturowymi nomadami?

Z pewnością. W pojęciu nomadyzmu nie ma jednak, jak sądzę, nic zdrożnego, nic niewłaściwego. Strategia nomady polega na tym, by na każdą, konkretną okazję znaleźć najlepsze, najbardziej optymalne miejsce. Adaptuje się tam, gdzie będzie miał więcej wody pitnej, gdzie jest bardziej żyzna gleba, gdzie łatwiej da się wyżywić trzodę. Nomadyczną osobowość ma już dzisiaj z pewnością znaczna część młodego pokolenia. Dla nich normą jest bycie w wielu miejscach naraz: dzisiaj tu, jutro tam. Może za cenę takiego tradycyjnego oswajania, zagospodarowywania przestrzeni... Ale przecież wszyscy dzisiaj też udajemy się do wybranego, konkretnego miejsca, a nie podróżujemy. Nie ma już przestrzeni pomiędzy, która kiedyś tworzyła smak podróży, smak podróżowania, poznawania tego, co jest po drodze. Chcemy być albo tu, albo tam, nigdy między. Samochód, pociąg czy samolot zawożą nas do określonego, wcześniej wybranego miejsca. Nawet, jeżeli udajemy się w celach turystycznych, to naszym zadaniem jest bycie przede wszystkim w poszczególnych, oddzielonych od siebie punktach. Tak wygląda dzisiaj nasze uczestnictwo w kulturze, która oferuje olbrzymie bogactwo wyboru, szczególnie kultura audiowizualna. Komputer, łącząc w jednej technologii różne media, daje olbrzymie możliwości poruszania się po tej ofercie.

Jedne formy aktywności kulturalnej nie wykluczają innych. Ta sama osoba równie dobrze może używać komputerowego edytora tekstu, korzystać z serwisów internetowych, słuchać muzyki z CD, oglądać telewizję, chodzić do kina i opery, czytać książki i rozmawiać z innymi. To jest ta nasza współczesna, fraktalna dyspozycyjność, która pozwala nam wybierać to, co w danych okolicznościach jest dla nas najkorzystniejsze czy najbardziej atrakcyjne. Jesteśmy nomadami, szukamy kontaktu ze światem poprzez sięganie po różne, gotowe propozycje i możliwości, które w dużej mierze oferuje współczesna kultura audiowizualna. I właśnie m.in. imagologia ma wskazywać, jak to umiejętnie czynić.

Żeby wiedzieć, jak obronić się przed manipulacją za pomocą obrazów? To często zdarza się dzisiaj np. w reklamie, od ukrytych podtekstów nie jest też wolny przekaz telewizyjny.

W każdym z obrazów jest zawarty pewien program - w tym sensie, że te obrazy czemuś służą, wyrażają jakąś intencję. Jest to ewidentne w przekazach reklamowych, bo tam nadawca oczekujący naszej określonej reakcji jest łatwy do ustalenia. W innych klasach obrazów nie jest tak rozpoznawalny, aczkolwiek w obrazach tych również bardzo wyraźne są ślady nadawców. Żyjemy w epoce obrazów, które nieustannie chcą od nas pewnych spodziewanych, oczekiwanych zachowań. Ale tak jest w gruncie rzeczy ze wszystkimi wytworami kulturowymi.

Pięknym przyczynkiem do imagologii jest film Wima Wendersa Lisbon story. Jego bohater, reżyser, w Lizbonie kręci film klasyczną kamerą filmową. W pewnym momencie dochodzi do wniosku, że obraz miasta rejestrowany tą metodą nie oddaje jego prawdy. Zastanawia się, co ma w tej sytuacji począć? W końcu zawiesza na plecach kamkorder (cyfrowy aparat rejestrujący, będący także magnetowidem) i nie patrząc w obiektyw rejestruje po prostu wszystko, co znajdzie się przed obiektywem, nie kontrolując obrazu. Doszedł bowiem do wniosku, że w momencie gdy przykłada oko do obiektywu kamery, oko to czyni ze świata przed kamerą świat interesowny, nacechowany ideologicznie. Świat taki traci niewinność i staje się do zapisu na taśmie jakby przygotowany. Obraz rejestrowany przez kamerę na plecach jest natomiast obrazem niewinnym, w miarę obiektywnym. Jest w tym założeniu pewna iluzja, ale jednocześnie też wyobrażenie, jak można uniknąć tej ideologiczności i interesowności obrazu. Trzeba by go przestać oglądać. W praktyce jest to raczej niewykonalne, musimy więc uczyć się krytycznego odbioru przekazów obrazowych, by umieć ustrzec się ewentualnych pułapek w nich zawartych.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200