Kochać albo nienawidzić

Otwarcie o zagrożeniach

Jednym z najczęściej słyszanych zarzutów pod adresem Microsoftu jest to, że firma wspiera tylko jedną serwerową platformę sprzętową, a oferta jej oprogramowania nie wykracza poza świat Windows. Wiadomo doskonale, od czego zależy punkt widzenia... Microsoft poczytuje przywiązanie do jednego systemu i jednej architektury jako atut, przeciwstawiając go rozdrobnionemu i skłóconemu światu Unixa.

Kryzys Unixa, coraz silniejsza pozycja Intela, a także połączenie dwóch sojuszników Microsoftu - HP i Compaqa przybliżały perspektywę opanowania przez Windows serwerów w takim stopniu, jak udało się to na stacjach roboczych. Poparcie Linuxa przez firmy silnie zantagonizowane z Microsoftem zburzyło ten porządek. Konkurenci Microsoftu wykreowali Linuxa jako alternatywę dla Windows i uwiarygodniają ją swoim autorytetem. Relacje między dwoma zwaśnionymi obozami obrazują wypowiedzi, takie jak prezesa firmy PeopleSoft, który przyrównał promowaną przez Microsoft koncepcję .Net do azbestu szkodzącego informatyce na poziomie korporacyjnym. PeopleSoft podjął decyzję o przeniesieniu całości swojego oprogramowania na Linuxa.

Przez długi czas Microsoft starał się nie zauważać w swoim otoczeniu Linuxa. Pytania o systemy operacyjne open source przedstawiciele firmy zbywali mało konkretnymi dykteryjkami o wątpliwym, wręcz szkodliwym modelu Linuxa, blokującym innowacje. Dzisiaj Microsoft nie próbuje już nikogo nabrać, że Linux nie jest poważnym konkurentem. Na ataki stara się odpowiadać argumentami. "Tak długo nasza pozycja na rynku nie będzie zagrożona przez Linuxa ani żaden inny system operacyjny, jak długo będziemy innowacyjni. Na razie to twórcy open source starają się skopiować to, co zrobił Microsoft, a nie na odwrót" - mówi Tomasz Bochenek, dyrektor polskiego oddziału Microsoftu.

"Czerpiemy nauki ze świata linuxowego" - twierdzi Steve Ballmer. Przez ostatni rok z Redmond wyszło kilka inicjatyw potwierdzających jego słowa. Pierwszym ruchem była decyzja o odtajnieniu wybranym dużym klientom fragmentów kodu Windows. Do tego nurtu zaliczyć należy również akcję trustworthy computing, której owocem miała być radykalna poprawa jakości oprogramowania Microsoftu, a w efekcie podniesienie bezpieczeństwa.

O tym, jak przejmują się Linuxem szefowie Microsoftu, mieliśmy okazję przekonać się przed tygodniem, kiedy New York Times ujawnił treść e-maila wysłanego przez wiceprezesa do swoich podwładnych. W liście nakazał im przeciwdziałanie wkraczaniu Linuxa do instytucji publicznych i rządowych na całym świecie. Wiceprezes zachęcał menedżerów do udzielania klientom rabatów, a nawet upoważniał do bezpłatnego udzielania licencji, jeśli Windows staje w bezpośredniej konkurencji z Linuxem. Sprawa wywołała oczywiście oburzenie ze strony środowisk open source.

Trafiła kosa na kamień

Widząc, że bez względu na przeciwności Windows Server i Itanium miarowym krokiem zmierzają ku 64-bitowym centrom danych, Microsoft na krótką chwilę zwrócił się ku nowym wyzwaniom - rynkowi gier komputerowych i telefonii komórkowej. Na pierwszym Microsoft mierzy się z Sony, godnym siebie rywalem. Na razie firma Billa Gatesa płaci wysokie frycowe. Niepokoją nie tylko straty, ale i malejące przychody ze sprzedaży konsoli Xbox. Nie łatwiejsi przeciwnicy czekają na Microsoft na rynku oprogramowania telefonii komórkowej - Nokia, Motorola, Siemens. Zapowiada się pasjonująca rywalizacja.

Podczas ostatniej wizyty w Polsce Steve Ballmer został zapytany przez uczestniczącego w spotkaniu klienta, co tak naprawdę jest ważne dla Microsoftu? Czy nie stoi w sprzeczności produkowanie konsoli do gier i poważnego systemu dla wielkiego centrum danych. W czym Microsoft naprawdę chciałby się specjalizować? "Jako firma, znamy się na produkcji oprogramowania. Jeżeli pojawia się zapotrzebowanie na oprogramowanie w serwerze, samochodzie lub w konsoli, to my je po prostu robimy" - odpowiedział dyrektor Microsoftu.

Dołek pod Linuxem

SCO Group udzieliła Microsoftowi licencji na technologie związane z systemem Unix.

Umowa uprawnia Microsoft do korzystania z kodu źródłowego i patentów będących własnością SCO Group. W oficjalnym oświadczeniu czytamy, że dzięki kupnu licencji Microsoft czyni zadość prawom autorskim należącym do SCO. Na tej podstawie nie sposób wywnioskować prawdziwych przesłanek porozumienia firm, a w zgodnej opinii analityków umowa ma "drugie dno". Jej warunki finansowe objęto tajemnicą.

Część zwolenników Linuxa odczyta posunięcie SCO jako zdradę. SCO, jeszcze pod szyldem Caldera (niedawno firma wróciła do starej nazwy), była jednym z najbardziej zagorzałych stronników Linuxa. Brak sukcesów w adaptacji modelu open source na gruncie biznesowym skłonił kierownictwo firmy do porzucenia Linuxa, a nawet odwrócenia się przeciwko systemowi. Pierwszym sygnałem był złożony niedawno pozew, w którym SCO domaga się od IBM miliarda dolarów odszkodowania za naruszenie jej patentów. Zarzuca nieuprawnione wykorzystanie przez IBM, głównego promotora technologii rozwijanych w modelu open source, fragmentów kodu Unixa w systemie operacyjnym Linux. W posiadanie spornego kawałka kodu IBM miał wejść w trakcie wspólnych prac nad Monterey, ostatecznie nie dokończonym projektem 64-bitowego Unixa dla intelowskiego procesora Itanium.

Microsoft w przeszłości licencjonował już technologie unixowe od ówczesnego ich właściciela AT&T, ale zrezygnował z przedłużenia umowy, gdy okazały się one nieprzydatne do realizacji dalszych planów. Po co więc Microsoft ponownie kupuje coś, co nie jest mu potrzebne? Analitycy rynku IT nie mają wątpliwości, że zawarcie umowy z SCO jest wyrazem poparcia dla działań prawnych przeciwko IBM, a w szerszym kontekście przeciwko wszystkim propagatorom Linuxa. Może chodzić o podważenie wizerunku Linuxa i "wolnego oprogramowania", jako rozwijanych w zgodzie i z poszanowaniem praw autorskich.


TOP 200