Klient, nasz Pan!

20 e-usług w administracji

15%

Polaków korzysta z usług elektronicznej administracji, średnia dla UE to 30%.

Jak więc powinien wyglądać realny Plan Informatyzacji Państwa? Trzeba go zastąpić Systemem Informacyjnym Zarządzania Państwem - postuluje od lat Piotr Kołodziejczyk. W myśl tej koncepcji należy ustanowić jedną, prostą ustawę opisującą - na wzór fiński - sposób wykonywania zadań administracyjnych w postaci elektronicznej. Prawo to winno opisywać sposób postępowania z dokumentami od przyjęcia ich w skrzynce podawczej do przekazania do archiwum dokumentów elektronicznych. Szczegółowe rozwiązania w związku z szybko zmieniającymi się technologiami winny być łatwe do zmieniania, muszą więc mieć rangę rozporządzeń ministra właściwego ds. administracji. Część z nich jest już w obrocie prawnym, lecz brakuje np. przepisów dotyczących archiwizowania e-dokumentów.

Witold Drożdż, podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji, odpowiedzialny za dział informatyzacja widzi jeszcze inny sposób na odejście od obecnej konstrukcji Planu. Gdy w listopadzie br. rząd przyjmie wspomnianą Strategię, to wiceminister zamierza szybko upublicznić PIP w postaci uznania za cel 20 podstawowych usług administracji publicznej. Z nich mają wynikać poszczególne projekty IT.

Koncepcja jest ciekawa, ponieważ wymusza na urzędnikach zmianę podejścia z "siłowego" na perspektywę przeciętnego obywatela. Aby zarejestrować się na wizytę w przychodni, trzeba zmienić prawo zarówno na poziomie zarządzeń kierownika danej przychodni, jak i udostępnić rejestratorkom w przychodni wgląd w elektroniczną kolejkę. Jest to zatem problem organizacyjno-prawny, a tylko w niewielkim stopniu informatyczny.

Drobne usługi, małe budżety

Okazuje się, że usługi w tym stylu są już w zasięgu ręki podwładnych Witolda Drożdża i nie wymagają milionów złotych na systemy teleinformatyczne. Przez kilka lat CEPiK zaspakajał wyłącznie potrzeby informacyjne policji i niewielkiej liczby urzędników. "Chcemy pozwolić wszystkim potencjalnym nabywcom samochodów zawczasu sprawdzić je w Centralnej Ewidencji Pojazdów. Ta prosta internetowa aplikacja połączywszy się również z bazami Systemu Informacyjnego Schengen zweryfikuje, czy aby to auto nie było skradzione za granicą" - mówi Witold Drożdż.

W jego ocenie, lepiej sprawdza się polityka drobnych usług, którymi łatwo zainteresować ludzi. Jedyna wada dla rynku to... małe budżety. Popatrzmy wszak na to przez pryzmat projektu PESEL2. Jeszcze nie tak dawno planowano wydać na niego 200 mln zł. Plan naprawczy przyjęty przez Witolda Drożdża spowodował, że wystarczyło 31 mln zł, aby dane z hierarchicznej bazy Jantar, od 30 lat podstawy PESEL, przeniesiono do relacyjnej bazy danych IBM DB2. Dzięki temu stanie się możliwe świadczenie dwóch usług przewidzianych w programie naprawczym PESEL2: dostępu w formie elektronicznej do wydanych i unieważnionych dokumentów oraz weryfikację danych osobowo-adresowych online.

Pozostaje problem zarządzania portfelem projektów w administracji publicznej. Ale i na to jest sposób. Witold Drożdż powołał państwową jednostkę budżetową - Centrum Projektów Informatycznych, której szefem został dr inż. Andrzej Machnacz, do niedawna dyrektor Biura Łączności i Informatyki KG Policji. Odtąd CPI ma zajmować się budową systemów teleinformatycznych w MSWiA. Tam trafiły największe projekty wynikające z wciąż obowiązującego Planu Informatyzacji Państwa - ePUAP 2, SIS II czy sieć 112. "Nie wykluczam, że jeśli CPI upora się ze swoimi głównymi projektami, to być może zasadne stanie się przekazanie doń wszystkich projektów teleinformatycznych administracji rządowej" - rozważa Witold Drożdż. Zasadne tak, o ile na pierwszym planie będzie człowiek i jego potrzeby. Czy tak się stanie, przekonamy się w następnych latach.

Dla Computerworld komentuje Krzysztof Głomb, prezes Stowarzyszenia Miasta w Internecie

Głównym powodem zasadniczego niedorozwoju e-usług publicznych w Polsce nie jest brak inwestycji w rozwiązania elektronicznej administracji. Nie jest, bo na pseudo-usługi publiczne wydaliśmy w ostatnich 10 latach blisko 300 mln zł! Zajmujemy od lat ostatnie miejsca w stawce krajów Unii Europejskiej, bowiem po pierwsze - nie potrafimy zbudować i upowszechnić spójnej architektury systemów IT państwa (to zadanie rządu) oraz po drugie - nadmiernie koncentrujemy się na wdrażaniu projektów, których głównymi odbiorcami są urzędnicy, a nie mieszkańcy czy przedsiębiorcy (to częsty błąd samorządów).

Polacy nie są zainteresowani e-administracją, są natomiast - administracją skuteczną i sprawnie ich obsługującą. W mediach często słyszymy o systemach nazywanych "cyfrowymi urzędami", których wdrożenie ogłaszają nam dumnie samorządy. Błędem byłoby jednak sądzić, że dzięki nim możemy załatwić w pełni jakąś sprawę w urzędzie bez wychodzenia z domu. Badania pokazują zresztą, że Polacy zdecydowanie chętniej skorzystaliby z prostych usług, jak np. rejestracja online w przychodniach niż zastępowali - zwłaszcza na wsi - dobrze znaną panią Krysię "z gminy" jakimś elektronicznym automatem.

Na inwestycje w e-usługi w latach 2007-2015 zapisano w budżetach regionalnych miliardowe dotacje z funduszy UE. Dobrze byłoby najpierw dowiedzieć się, jakich usług Polakom potrzeba, a potem wydawać na nie publiczne pieniądze. Na razie wiedzy takiej - z ręką na sercu - nie mają ani samorządowcy w regionach, ani zarządzający projektami rządowymi.


TOP 200