Kierunek: Wschód

Anatomia przypadku

Pomimo tego okazuje się, że polskie firmy nie są na z góry straconej pozycji. Pozytywnym przykładem jest choćby krakowski ComArch, który ma za sobą udane wdrożenia w Rosji; m.in. dla Carcade Leasing i Reiffeisen Leasing. Jak przyznaje Tomasz Maciantowicz, wiceprezes spółki ds. sektora bankowo-ubezpieczeniowego, początek aktywności firmy na rynku wschodnim to po części efekt przypadku. "Nasi klienci to w dużej mierze grupy międzynarodowe, posiadające spółki- córki w różnych państwach regionu. Po dobrych wdrożeniach w Polsce dostaliśmy pierwsze propozycje współpracy na Wschodzie" - twierdzi Tomasz Maciantowicz. To właśnie spowodowało, że spółka przyjęła strategię podążania ze swoimi produktami w głąb międzynarodowych korporacji, aby docelowo stworzyć regionalny standard usług. Jednak kontakty z miejscowymi odbiorcami udało się nawiązać dopiero w momencie, gdy ComArch zdecydował się założyć w Moskwie swoje przedstawicielstwo. Być może w przyszłości przekształci je w spółkę zależną. Synergicznie pojawiły się pierwsze kontrakty w sektorze telekomunikacyjnym (Białoruś, Ukraina i ostatnio Litwa). Obecnie nad działalnością firmy m.in. na rynku wschodnim czuwa specjalnie powołany w tym celu pion o wdzięcznej nazwie Biuro Operacji Międzynarodowych. Jego pracownicy spędzają "w terenie" 70% czasu pracy.

"Na Wschodzie nadal panuje głód informatyki. Oczywistym warunkiem sukcesu jest posiadanie dobrego produktu i upór w dążeniu do celu, bowiem nie jest to łatwy rynek. Jednak nie mamy się czego wstydzić, gdyż nad produktami rosyjskimi mamy przewagę czasu. Nasze aplikacje i rozwiązania zdążyły już urosnąć i okrzepnąć" - ocenia Tomasz Maciantowicz. ComArch upatruje swoją szansę w reformach przeprowadzanych przez rosyjską administrację publiczną (m.in. emerytalną i sektora ubezpieczeń). Został wybrany przez ECR Rosja (stowarzyszenie grupujące kluczowych rosyjskich producentów) do realizacji kompleksowych projektów elektronicznej wymiany dokumentów pomiędzy rosyjskimi sieciami handlowymi i ich dostawcami. Projekt będzie realizowany wspólnie z jednym z największych integratorów rosyjskich - Korus Consulting.

e-Rosja

Jednak potencjalnie jeszcze większą szansą może być realizowany przez Federację Rosyjską program Elektroniczna Rosja. Do 2010 r. Rosja ma przejść błyskawiczną rewolucję informatyczną, tak by w przyszłości znaleźć się w awangardzie technologicznej. Program będzie miał solidną bazę finansową, bowiem rząd rosyjski chce przeznaczać na niego corocznie kilka procent swojego budżetu. Już obecnie większość zamówień administracji rządowej, będących głównym agregatem popytu na usługi informatyczne, to efekt jego realizacji. By polskie firmy mogły na nim zarobić, muszą otworzyć w Rosji swoje przedstawicielstwa lub też kooperować z lokalnymi przedsiębiorcami.

Program jest realizowany na podstawie ustawy federalnej z 1999 r., określającej zasady dostarczania towarów i usług dla administracji. Według niej firmy niezarejestrowane w Rosji mogą ubiegać się o kontrakty federalne, jeśli ich realizacja przez podmioty krajowe jest niemożliwa lub też nierentowna. A to przy boomie rosyjskiej gospodarki wyjątkowo trudno udowodnić.

Dodatkową zachętą może być wstąpienie Federacji Rosyjskiej na przełomie lat 2004-2005 do Światowej Organizacji Handlu (WTO). Zapewni to stabilność kontaktów biznesowych, bowiem Rosja nie będzie mogła swobodnie, w zależności od swoich bieżących potrzeb, zmieniać zasad współpracy gospodarczej, a polskie firmy będą musiały być traktowane na równi z rosyjskimi.

Jeśli nie Rosja, to kto

Oczywiście nikt nie musi na siłę wchodzić na rynki wschodnie. Nikt nie musi planować czy też realizować ekspansji na jakiekolwiek rynki zagraniczne. Jednak przy zmniejszającej się liczbie dużych krajowych kontraktów i coraz silniejszej konkurencji ze strony firm unijnych istotna będzie dywersyfikacja źródeł zysków - albo rynkowa, albo geograficzna (przy konsolidacji branży specjalizacja prowadzi prostą drogą do wchłonięcia firmy przez większe podmioty). Jeżeli to nie nastąpi, w niedalekiej przyszłości może się okazać, że polska branża IT zostanie przez naturalne mechanizmy rynkowe ograniczona do kilku dużych firm odcinających kupony od wcześniejszych wdrożeń i - najpewniej - będących częścią globalnych koncernów, zaś polski rynek będzie stanowił źródło dochodu dla firm amerykańskich, europejskich oraz możliwe, że i... rosyjskich. Tym bardziej, że rosyjski sektor teleinformatyczny jest coraz bardziej doceniany na świecie. Wystarczy spojrzeć na opublikowany w czerwcu br. w europejskiej edycji BusinessWeek ranking najbardziej atrakcyjnych firm ICT na świecie. Na próżno w nich szukać polskich spółek. Natomiast rosyjski sektor ICT ma w pierwszej dwudziestce rankingu dwóch przedstawicieli (choć co prawda MTS i Vimpelcom to "tylko" operatorzy komórkowi).

Dla Computerworld komentuje Marcin Rączkiewicz, dyrektor regionalny Teleglobe na Europę Wschodnią

Nie tak atrakcyjny

Nas, Polaków, traktują w Rosji jak ludzi Zachodu, ludzi "stamtąd". Widać tu pewne kompleksy wobec tych, którzy przychodzą "z lepszego świata", ale zupełnie podobnie wyglądało to swego czasu w Polsce. Z tego już wyrośliśmy i pewnie podobnie będzie w przypadku Rosji.

Robienie biznesu w Rosji jest trudne głównie z uwagi na kłopoty z płatnościami, potęgowane dodatkowo utrudnieniami legislacyjnymi. Trzeba być gotowym na to, że pieniądze za sprzedane towary czy usługi mogą trafiać dziwną drogą, od jakiś trzecich spółek zlokalizowanych w różnych krajach. Popularną metodą jest wciąż barter. Zawiłość i niejednoznaczność prawa dla nas Polaków nie jest oczywiście czymś nieznanym, ale w Rosji jest ona wyjątkowo dokuczliwa. Wszystko dobrze, dopóki w interesach jest dobrze - gdy kontrahent straci chęć do płacenia, wówczas może stosunkowo łatwo wykorzystać meandry rosyjskiej legislacji do zamaskowania swej złej woli na zasadzie - "Chciałbym zapłacić, ale nie mogę, bo są takie przepisy".

Generalnie w Rosji odczuwa się wielkość tego kraju, ale trzeba być świadomym, że interesy, jakie tam można robić, nie są aż tak wielkie i aż tak rentowne, jak można by sądzić, patrząc na samą mapę.

Ukraina i Białoruś

Rynek białoruski czy ukraiński jest słabiej rozwinięty od rosyjskiego. Brakuje kapitału i masowego zapotrzebowania na usługi informatyczne. Dodatkowo rozwój jest hamowany przez bariery gospodarcze i polityczne (szczególnie na Białorusi). Pomimo tych niesprzyjających warunków polska informatyka pojawia się na tych rynkach. Warto wspomnieć choćby udane kontrakty Softbanku (wdrożenie dla Narodowego Centrum Rozliczeniowego na Białorusi) czy ComArchu (dla telefonii komórkowej).

Tymi rynkami są zainteresowane także inne firmy; wśród nich można wymienić np. Optimusa czy Comp Rzeszów. Wiele małych i średnich firm upatruje na tych bliskich rynkach swojej szansy. Jak ocenia Ihor Maruszeczko, redaktor naczelny internetowego serwisu Ukraina.net.pl poświęconego ukraińskiej gospodarce i kojarzącego przedsiębiorców po obu stronach Bugu, polska aktywność będzie coraz większa. "Od początku roku obserwujemy zwiększone zainteresowanie ze strony polskich firm ukraińskim rynkiem teleinformatycznym, a w szczególności rynkiem telefonii komórkowej i usług internetowych. Wcześniej do naszej redakcji zgłaszały się raczej firmy oferujące pewien zakres sprzętu i traktujące rynek ukraiński jedynie jako miejsce zbytu. Obecnie spotykamy się coraz częściej z pytaniami dotyczącymi ścisłej kooperacji z ukraińskimi firmami, łącznie z możliwością wejścia na rynek i tworzenia własnych przedsiębiorstw" - mówi Ihor Maruszeczko. Jakby na potwierdzenie tych słów w czerwcu br. na Ukrainie powstała spółka-córka ComArchu. Będzie sprzedawała produkty krakowskiej firmy na rynku telefonii komórkowej.


TOP 200