Każda firma musi działać jak start-up

Pozostańmy na chwilę przy Samsungu i jego krajowym konkurencie LG, który na fali innowacji destrukcyjnej stał się międzynarodowym gigantem. Wspomniana fala wystąpiła na rynku producentów telewizorów, gdy do masowej produkcji weszły płaskie wyświetlacze LCD. Doskonale przygotowani na ten fakt Koreańczycy dosłownie zdmuchnęli z podium dotychczasowych liderów w produkcji telewizorów - Philipsa, Sony i Panasonica. Dziś Philips częściowo wycofał się z rynku, zaś największe zalety Sony i Panasonica w postaci fabryk na terenie Japonii okazały się kulą u nogi obu producentów. Kto jednak 10 lat temu przewidziałby, że konsumenci nie będą skłonni dłużej dopłacać do znaczka Made in Japan? Swoją drogą, ciekawe, na ile uważnie producenci japońskich aut obserwowali przypadek Sony i Panasonica? Właśnie w tym roku Kia wyprzedziła Toyotę w liczbie sprzedanych aut w Europie.

Sukces usypia

Jakie wnioski płyną z wiedzy o dotychczasowych start-upach? Przede wszystkim to, że na rynku przetrwają te przedsiębiorstwa, które będą zdolne podważyć własną pozycję rynkową, swoje największe osiągnięcia, produkty i innowacje. Zanim zrobi to ktoś inny. Ten sposób myślenia jest kultywowany w USA, gdzie startuje najwięcej nowych przedsiębiorstw, z których gros jest następnie przejmowanych przez dominujących graczy. Kto się spóźni - płaci wysoką cenę.

Aby pokazać, czym grozi gapiostwo, wróćmy na chwilę do branży fotograficznej i spójrzmy na wyblakłą gwiazdę Kodaka czy upadek Polaroida. Obie firmy zderzyły się z górą lodową w momencie, gdy na rynek weszła technologia fotografii cyfrowej - chociaż dla żadnej z nich nie było to szczególne zaskoczenie. Nagle okazało się, że potężna pozycja na rynku, kilkudziesięcioletnie tradycje, wiedza i doświadczenie to za mało w starciu z innowacjami wprowadzonymi na rynek przez producentów z Dalekiego Wschodu.

Podsumowując, gospodarka, w której start-upy mają swój znaczący udział, może uchodzić za dynamiczną, innowacyjną i nastawioną prowzrostowo. Wielką zaletą start-upów jest wnoszenie na rynek innowacji destrukcyjnej - przyczynia się do faktycznych zmian, które w ostatecznym rozrachunku zazwyczaj są korzystne dla uczestników tegoż rynku - zarówno tych w postaci klientów detalicznych, jak i korporacyjnych.

Czy mnożenie start-upów jest receptą na sukces rynkowy? Oczywiście, nie jest, tak jak malowanie trawy na zielono nie jest dobrą receptą na elegancki trawnik. Jednak tworzenie warunków, które zachęcają do zakładania nowych, innowacyjnych mikrofirm, nie tylko w obrębie gospodarki internetowej, to w wielu krajach przyjęty standard. To żaden luksus w czasach, gdy bardziej pewne jest to, że za 10 lat obecnie dobrze prosperujące przedsiębiorstwo zniknie z rynku, niż to, że utrwali lub powiększy swój stan posiadania.

Andrzej Lemański jest specjalistą ds. marketingu internetowego i PR w firmie Rafko oraz współpracownikiem Zakładu Komunikacji Społecznej w Instytucie Socjologii Uniwersytetu w Białymstoku.


TOP 200