Kamień milenijny

Codziennością podczas targów, konferencji, spotkań stały się upominki reklamowe. Aby podnieść znajomość marki i zaciekawić swoją ofertą, firmy umieszczają swe logo na różnorakich przedmiotach. Natomiast internauci otrzymują prezenty multimedialne, np. wygaszacze ekranu. W konsekwencji pojęcie gadżetu reklamowego sięga już ponad produkty materialne.

Codziennością podczas targów, konferencji, spotkań stały się upominki reklamowe. Aby podnieść znajomość marki i zaciekawić swoją ofertą, firmy umieszczają swe logo na różnorakich przedmiotach. Natomiast internauci otrzymują prezenty multimedialne, np. wygaszacze ekranu. W konsekwencji pojęcie gadżetu reklamowego sięga już ponad produkty materialne.

Lala może mieć czarne lub rude włosy. Być w majtkach lub bez. Stanik? Niepotrzebny. - Niech Lala założy tę czerwoną sukienkę! I Lala w try miga zakłada na swoje nagie, atrakcyjne ciało suknię z ogromnym dekoltem. Nie podoba się? To niech Lala pokaże swoje wdzięki od nowa. Tak w skrócie wygląda zabawa Lalą v. 2.0, interaktywnym upominkiem od Radia Zet. By ubierać i rozbierać Lalę, wystarczy przeglądarka internetowa.

To chyba jeden z nielicznych prezentów, który w nowym stuleciu będą mogli otrzymać oficjalnie urzędnicy państwowi. Projekt Kodeksu Służby Cywilnej, zbioru standardów postępowania w administracji publicznej, zakłada, że urzęd nik "nie wymaga oraz nie przyjmuje - bezpośrednio lub pośrednio - jakichkolwiek korzyści materialnych lub innych osobistych, z wyjątkiem zwyczajowych, drobnych materiałów reklamowych czy okolicznościowych o charakterze powszechnie nie budzącym zastrzeżeń; w przypadku wątpliwości odmawia przyjęcia prezentu i informuje o próbie wręczenia go przełożonemu".

Moralności nie można zadekretować. Wyobrażam sobie, ile będą musiały się nagłowić firmy, aby przygotować upominek, tzw. gift, mieszczący się w obyczajowej normie, do przyjęcia przez urzędnika i przedsiębiorcę, dziennikarza i przeciętnego klienta, skoro świat przedmiotów przemienia się w wielki gadżet, gdzie wszystko może być biznesowym prezentem: pudełko aspiryny, krawat albo... podbierak na ryby?

B2B i B2C

Fachowcy od marketingu dzielą żartobliwie upominki na dwie kategorie. Pierwsza z nich to "Business to Business": eleganckie prezenty - skórzane portfele, zegarki dobrej klasy, zestawy biurkowe itp. - na których widnieje subtelne logo firmy, wręczane przy różnych okazjach np. prezesom, menedżerom, politykom. O masowości można mówić w przypadku "Business to Customer", którymi są wszelkiego rodzaju gadżety rozdawane np. podczas targów - jak długopisy czy breloczki. Gadżetem może być wszystko, na czym można umieścić logo, nazwę lub hasło reklamowe firmy. Specjaliści od reklamy dzielą gadżety na istniejące na rynku od dawna (evergreen) oraz oryginalne (custom made).

Pomysłowość ludzka nie zna granic. Trzeba tylko dopasować prezent do okoliczności i możemy bawić się w Św. Mikołaja. Załóżmy, że np. zakończyliśmy sukcesem wdrożenie skomplikowanego systemu informatycznego. Kierownictwo projektu i szefowie firm spotykają się na uroczystej kolacji. Czy miły wieczór ma zepsuć kiepski upominek? Bynajmniej - prezes od prezesa musi otrzymać jakieś gustowne cacko. Kolekcjonuje pióra wieczne dla snobów firmy Mont Blanc? Przyjaźń w biznesie nie ma ceny. Uwielbia dobre trunki? Nie żałujmy grosza na wina z najlepszych piwnic Francji lub Hiszpanii! Pali cygara? Na pewno się ucieszy z przycinarki do cygar, zaś skromne logo naszej firmy będzie przypominało mu naszą współpracę...

Polowanie na gadżety

A właściwie dlaczego poważne firmy tyle przykładają wagi do logo na torbie lub na koszulce albo na etui? Zostawmy antropologiczne dumania w stylu "Do ut des" (daję, abyś dał - wręczam Tobie prezent i liczę, że od Ciebie też coś dostanę) - dobrze dopracowane na podstawie obserwacji obyczajów weselnych. Przyjmijmy w uproszczeniu, że 1) Każdy sposób promocji firmy jest dobry; 2) Ty mnie lubisz, ja Cię lubię, proszę, oto miły drobiazg na pamiątkę. Ot, taki jest zwyczaj - trzeba dawać.

Skrzętnie z tego zwyczaju korzysta lud (w żargonie customer, a po naszemu - klient). Nie ominie na targach żadnego stoiska, by nie wziąć długopisu, breloczka, balonika, cukierka, chorągiewki, instrukcji obsługi jakiegoś urządzenia (ewidentnie przez pomyłkę), butelki wody należącej do hostessy i cokolwiek innego w zasięgu ręki. To tzw. odkurzacze. Niektórzy niecierpliwi wystawcy, by zauroczyć swoimi produktami jak największą liczbę zwiedzających, rozrzucają na prawo i lewo gadżety jak wędkarz przynętę dla ryb.

W Hanowerze na targach CeBIT bywalcy wnikliwie przyglądają się tłumom: ten niesie rakietę tenisową, tamten wymachuje kijem bejsbolowym (i nie wygląda na dresiarza...), znowu ktoś inny paraduje dumnie w kowbojskim kapeluszu, odbijając piłkę do koszykówki. Gdy oko bywalca dostrzeże atrakcyjny upominek i wybada, kto jest taki hojny, nogi same niosą myśliwego ku zwierzynie. Zaczyna się polowanie na gadżety. Koncern XYZ w hali nr 1 rozdaje superpraktyczne siodełka, idealne do odpoczynku w kolejkach po następne upominki. Konstrukcja jest banalnie prosta: zwykłe siodełko rowerowe zamontowane na teleskopowej rurze, łatwe do składania i noszenia na plecach (specjalny pasek). Niestety, aby otrzymać prezent, wystawca żąda wypełnienia ankiety - trzeba ujawnić dane osobowe. Trudno. Miłość do gadżetów jest silniejsza. Po chwili kolejny osobnik podpiera się na siodełku z logo XYZ.

W sztuce zdobywania danych osobowych przodują Amerykanie. Wiedzą, że ludzie kochają upominki, ale nie zawsze im wystarczy wizytówek, by potwierdzić swoją obecność na stoisku. Toteż na konferencyjnych plakietkach (tzw. badge) drukują kod kreskowy, aby wystawcy mogli za pomocą ręcznego skanera stwierdzić, kto zacz. Gdy łowcy gadżetów dochodzą do stoiska, dumnie wypinają pierś (bo zobaczyli atrakcyjne gadżety - gumowe kulki, świecące, gdy odbije się je od ziemi) i krzyczą: "Please, scan me!". Transakcja nie trwa dłużej jak kilkanaście sekund. Ci mają upominek do kolekcji, tamci adres.

Choinka

Niestrudzonymi łowcami gadżetów są niestety... dziennikarze. Spojrzę w lustro. Rzeczywiście, przemieniam się w słup reklamowy. W szafie z trudem udaje mi się znaleźć koszulkę bez logo jakiejś firmy. Czapka? - uff. Na szczęście bez logo (chociaż czapki z daszkiem to ulubiony obiekt pracy gadżetologów). Szorty? Nie widać, ale chyba jakieś logo tam jest. Dobrze, że na konferencje prasowe przychodzę w marynarce. Inni koledzy po piórze nie mają takich skrupułów i są wystrojeni jak choinki reklamowe. Plecak z logo telefonii komórkowej, koszulka producenta baz danych, bluza od sprzedawcy systemów ERP, długopis z fabryki ceramiki sanitarnej itd. Notabene te ostatnie gubię nałogowo, bo po co się do nich przywiązywać, jeśli jutro dostanę nowy...

Trzy miesiące temu wielki sukces medialny odniósł PTK Centertel. Sala w ekskluzywnym warszawskim hotelu Bristol pękała w szwach - dziennikarze zajmowali każdy centymetr podłogi, ponieważ krążyła plotka, że firma "na gifty" przeznaczyła telefony komórkowe, obsługujące GPRS. Rozczarowanie było okrutne - wręczano tylko długopisy firmowe.

Żeby zapobiec na przyszłość tego typu sytuacjom, proponuję wprowadzić klasyfikację upominków i z góry zaznaczać na zaproszeniach, jakiej kategorii będą wręczane prezenty (patrz ramka). Urzędnicy państwowi i politycy będą mogli wcześniej przemyśleć, czy mogą przyjąć "gift", zaś dziennikarze ustalić, ile osób z redakcji ma się udać na daną konferencję.

List do klienta

Upominkiem tysiąclecia, który nigdy nie trafi do rejestru korzyści i nie wzbudzi posądzeń o korupcję, jest pewien ubiegłoroczny prezent. W liście do obdarowanego czytamy: "Nasz Kamień Milenijny spełnia najwyższe wymagania funkcjonalne i jest objęty najszerszą gwarancją zgodności z Rokiem 2000. Gwarantujemy, że będzie on działał 1 stycznia 2000 r. i później nawet wówczas, gdy sprzęt i oprogramowanie z nim współpracujące oraz wymieniające z nim dane będzie niezgodne z Rokiem 2000". Ofiarodowca zakładał, że Kamień Milenijny stanie się nieocenionym narzędziem walki o codzienny byt, idealnym do polowania na zające i wygrzebywania korzonków z ziemi. "Wyjątkowo wytrzymała konstrukcja gwarantuje sprawne funkcjonowanie przez wiele lat" - głosi stosowna gwarancja.

Fakt. Minął rok od tego wydarzenia, zaś kamień - zgodnie zresztą z instrukcją - służy "jako gustowny przycisk do tej tony papierzysk walających się po Twoim biurku, jako argument przy negocjowaniu podwyżki z szefem, do przygotowywania kiszonych ogórków i kapusty, a także jako środek wyrazu we wszelkiego rodzaju demonstracjach bezrobotnych informatyków wyrzuconych z tych firm, których systemy okazały się nie przygotowane do Roku 2000".

Szkoda, że inne prezenty nie mają tak praktycznego zastosowania. No właśnie - od jednego z portali otrzymałem rybę. Żywą. Niestety, nie jest to karp, tylko złota rybka. Podobno spełnia życzenia...

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200