K@ndydat i jego e-lektora

Kampania wyborcza na urząd Prezydenta RP powoli nabiera rumieńców. Już wszyscy liczący się pretendenci ogłosili zamiar kandydowania. Warto zauważyć, że prezydencka kampania wyborcza właściwie po raz pierwszy odbywa się także w Internecie. Komitety wyborcze opracowały strategię prezentacji kandydata w sieci, kandydaci zaś przychodzą na wirtualne spotkania wyborcze, a specjaliści od marketingu politycznego dostosowują programy nie tylko do nowego medium, ale także do nowego wyborcy - internauty.

Kampania wyborcza na urząd Prezydenta RP powoli nabiera rumieńców. Już wszyscy liczący się pretendenci ogłosili zamiar kandydowania. Warto zauważyć, że prezydencka kampania wyborcza właściwie po raz pierwszy odbywa się także w Internecie. Komitety wyborcze opracowały strategię prezentacji kandydata w sieci, kandydaci zaś przychodzą na wirtualne spotkania wyborcze, a specjaliści od marketingu politycznego dostosowują programy nie tylko do nowego medium, ale także do nowego wyborcy - internauty.

W internetowej promocji nie wystarcza stworzenie dobrej strony WWW. Trzeba jeszcze "dać się znaleźć". Najłatwiejsze zadanie ma obecny prezydent, Aleksander Kwaśniewski. "Z urzędu" należy mu się domena prezydent.pl i trudno wyobrazić sobie, aby którykolwiek z konkurentów mógł wymyślić lepszy adres. Nie mając wyboru, stawiają na własne nazwiska. Serwer komitetu wyborczego Mariana Krzaklewskiego ma więc adreshttp://www.krzaklewski.pl, analogicznie w przypadku Andrzeja Olechowskiego. Jan Łopuszański ma także swoją domenę, ale ograniczenia techniczne (niemożność użycia polskich liter w adresach internetowych) nieco zdeformowały jego nazwisko. Cóż, liczby "ogonków" w nazwisku nikt nie wybiera i należy tylko dziękować Bogu, że ktoś o nazwisku Żołądź nie postanowił kandydować na najwyższy urząd III RP.

Tadeusz Wilecki postawił na skojarzenie. Adres jego strony tohttp://www.wilecki.etna.pl, co można kojarzyć albo z wybuchowym charakterem kandydata, albo z faktem, że - niczym sycylijski wulkan - jest w stanie spoczynku. Andrzej Lepper albo własnej strony nie posiada, albo jest ona trudna do znalezienia.

Generalnie można chyba stwierdzić, że nietrudno trafić na witryny kandydatów. Wpisanie nazwiska kandydata w dowolnej wyszukiwarce powodowało wskazanie oficjalnej strony wyborczej w pierwszej dziesiątce odpowiedzi. To wielka zasługa twórców stron, którzy potrafili tak dobrać zestaw słów kluczowych i zarejestrować je w katalogach, że są one łatwe do znalezienia. Z jednym wyjątkiem wszakże - Aleksandra Kwaśniewskiego. Ale ten jest nie tyle "nieobecny", ile zbyt obecny - jego nazwisko znajduje się w tak wielu źródłach w Internecie, że jego oficjalna strona gubi się w nich.

Część większej całości

Większość kandydatów nie występuje sama. Informacje o nich zamieszczone w Internecie wyraźnie wskazują, że towarzyszy im zaplecze nie tylko polityczne. Strona Mariana Krzaklewskiego akcentuje fakt, że kandydat czuje się częścią swojej rodziny. Informacje prywatne o nim zatytułowane są "Maryla i Marian Krzaklewscy", a na stronie znajduje się także galeria zdjęć przewodniczącego Solidarności wraz z żoną i synami. Lech Wałęsa, mimo posiadania większej liczby dzieci, jako swoją wspólnotę wskazuje przede wszystkim partię. Jego strona znajduje się pod adresemhttp://www.walesa.chdrp.org.pl , co zdaje się sugerować, że w kampanii wyborczej bardziej liczy na partię niż na rodzinę.

Pośrodku znajduje się Jan Łopuszański, dla którego partia jest jednocześnie rodziną. Strona stowarzyszenia Rodzina Polska (http://www.rodzinapolska.pl ) i strona kandydata Łopuszańskiego (http://www.lopuszanski.pl ) są programowo bardzo sobie bliskie. Nie pozostawia też wątpliwości wynik sondażu prezydenckiego przedstawiony na stronie stowarzyszenia - poseł Łopuszański jest bezapelacyjnie na pierwszym miejscu. Niepokoi tylko, że ogólna liczba oddanych głosów wynosi zaledwie 96.

Jedenaście groszy za kandydata

Posiadacze modemów o prędkościach transmisji rzędu kilkudziesięciu Kb/s docenią zwięzłość wypowiedzi kandydatów. Andrzej Olechowski doskonale rozumie potrzeby abonentów TP SA. Jego strona, wraz z grafiką, ma nie więcej niż kilkadziesiąt kilobajtów. Trzeba też podkreślić, że kolorystyka i układ graficzny strony mają równie wiele smaku, co garnitury i krawaty tego kandydata.

Niewiele gorzej wypada Tadeusz Wilecki. W krótkich, żołnierskich słowach charakteryzuje własną osobę: "Silny człowiek na trudne czasy". Stronahttp://www.wilecki.etna.pl zawiera w sumie ok. 50 KB (włącznie ze zdjęciem!). I choć daleko jej do graficznej oprawy strony Andrzeja Olechowskiego, to szybko pojawia się w przeglądarce, co niewątpliwie uczyni generała popularnym wśród surfujących z domowych komputerów.

Pozbawieni umiaru są, niestety, Aleksander Kwaśniewski i Janusz Korwin-Mikke. Strona pierwszego z nich jest przepełniona grafiką, co daje wprawdzie dobry efekt wizualny, ale jest zabójcze dla prędkości transmisji - ponad 100 KB. Strona drugiego zaś wraz z całą grafiką ma prawie 200 KB. Przekracza wszelkie granice przyzwoitości, a przy tym efekt wizualny pozostawia wrażenie chaosu. Strona kandydata UPR ładuje się przez ponad minutę, za co internauta musi zapłacić 11 gr wg stawek największego operatora telekomunikacyjnego. Dziwi szczególnie, że Janusz Korwin-Mikke, jako nieprzejednany liberał gospodarczy, swoją kampanią internetową nabija kiesę monopoliście.

Jak Garfield z Clintonem

Spośród wyborów, które co roku odbywają się na świecie, prawdopodobnie największe znaczenie mają wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. Jednocześnie kraj ten ma najlepiej, oprócz państw skandynawskich, rozwiniętą infrastrukturę informacyjną. Al Gore oraz George W. Bush prowadzą kampanię wyborczą w Internecie równie intensywnie, jak w mediach tradycyjnych - prasie, radiu, telewizji. Strona Ala Gore'a znajduje się pod adresemhttp://www.algore.com, George'a W. Busha -http://www.georgewbush.com.

Problemy polskich kandydatów z nazewnictwem domen nie są obce również amerykańskim kandydatom. Pod adresemhttp://www.gore.com znajduje się firma Gore Creative Technologies Design. Adresuhttp://www.bush.com nie ma. Jest natomiast stronahttp://www.clinton.com: "Mamy tyle wspólnego z prezydentem USA, co kot Garfield z prezydentem Garfieldem"* - informuje firma Clinton Group, zajmująca się inwestycjami.

Dają się też od razu zauważyć zasadnicze różnice między kandydatami z USA i Polski. Pierwsza to przyrostek .com obecny w amerykańskich adresach. Natychmiast budzi on skojarzenie, że kandydat to produkt jak inne, np. proszek do prania czy sok jabłkowy - trzeba go umieć dobrze sprzedać. Druga to znacznie lepsza interaktywność stron kandydatów. Można przypuszczać, że nie tylko w wymiarze technicznym - w Ameryce kandydaci prowadzą kampanie bardziej bezpośrednio, starając się dotrzeć lub napisać do swoich wyborców.

Trzecia wreszcie różnica, zasadnicza, to kampania negatywna prowadzona po drugiej stronie Atlantyku. Rozumiana nie jako wyciąganie "czarnych teczek", ale wyszukiwanie słabych punktów kampanii przeciwnika i polemika z jego programem: "Proponuję strategię obrony, mającą chronić Amerykę; Gore chroni siebie, znajdując nowe uniki" - informuje internautów kandydat republi- kanów. "Program Busha dla pracujących rodziców: pracuj więcej, zarabiaj mniej" - przekonuje aktualny wiceprezydent. Niestety, kandydaci na urząd Prezydenta RP zachwalają przede wszystkim własne przymioty i program, nie polemizując z przeciwnikami. Bez zdrowej kampanii negatywnej wybory prezydenckie wyglądają jak licytacja zalet, przypominając trochę wybory miss.

Po infostradzie do pałacu

Kandydat na prezydenta z ramienia Partii Demokratycznej, Al. Gore, uczynił Internet jednym z podstawowych elementów swojego wizerunku. Jako wiceprezydent popularyzował pomysł globalnej infostrady, a obecnie stara się wykreować na jednego z patro- nów rewolucji informacyjnej. Pod wiele mówiącym adresemhttp://www.algore2000.com/agenda/al_gore_leader_in_technology_issues. pdf znajduje się zapis konkretnych działań, które wiceprezydent i senator A. Gore podjął na rzecz społeczeństwa informacyjnego.

Image nowoczesnego, skomputeryzowanego prezydenta chciałby zapewne wykreować każdy z kandydatów w naszych wyborach. Niestety, chęci nie wystarczą. Uczestniczyłem w dwóch spotkaniach wyborczych i czytałem relacje z kilku innych. Na każdym z nich padało pytanie: "Czy regularnie korzysta pan z Internetu?". Odpowiedź brzmiała zwykle wymija- jąco ("niezbyt często", "moje dzieci korzystają dużo", "nie mam czasu" albo "mój sztab odpowiada na wszystkie e-maile"). Jedynie Marian Krzaklewski, nawiasem mówiąc doktor informatyki, podczas wirtualnego spotkania wyborczego "puszczał oko" do swojego potencjalnego e-lektoratu ("Na- pisałem w życiu więcej programów komputerowych niż większość z was!"), zaś na koniec spot- kania życzył wszystkim: "Oderwania się od komputerów i wyjścia na powietrze", co niewątpliwie świadczy o dobrej znajomości problemów środowiska informatycznego.

Patrząc na witryny kandydatów, trudno oprzeć się wrażeniu, że żaden z nich na razie nie ma pomysłu na aktywną kampanię przez Internet. Stworzyli strony, prowadzą przez nie kampanię "bierną", ale nie traktują internautów jako elektoratu, to znaczy nie kierują do tego środowiska części swojego programu. A przecież środowisko to ma wspólne problemy i oczekiwania! Jednak żaden z kandydatów nie obiecuje rozwiązania najbardziej palących problemów środowisk internetowych: horrendalnych opłat, kiepskiej jakości i trudnej dostępności łączy czy słabej edukacji.

Czasami ignorowanie Internetu przybiera wręcz formy karykaturalne. Na stronie jednego z kandydatów znajduje się informacja o spotkaniu w sali kinowej w małym miasteczku w południowej Polsce, ale brak informacji o spotkaniu w kawiarence Wirtualnej Polski, które kandydat ten odbył dzień później! Dwa miliony polskich internautów pozostają środowiskiem niezauważonym przez sztaby wyborcze i należy mieć nadzieję, że kandydaci zapłacą za to wysoką, wyborczą cenę.

Wiktoria jest blisko

Jest tylko jeden kandydat, który znakomicie rozumie problemy użytkowników sieci. W Internecie można znaleźć kandydatkę całkowicie wirtualną - Wiktorię Cukt. Jest to postać fikcyjna, wykreowana przez grupę artystyczną pod nazwą Centralny Urząd Kultury Technicznej (http://cukt.art.pl ). "Osobowością, która najlepiej rozumie problemy związane z życiem w informacyjnym środowisku, jest ktoś, kto wzrastał w nim od początku, ktoś nierozerwalnie związany ze światem informacji, ktoś kto jest informacją: osobowość wirtualna" - mówi Wiktoria Cukt w swojej deklaracji programowej.

Można traktować to jako happening grupy artystycznej, ale przecież kontakt wielkiego polityka z kilkudziesięciomilionowym elektoratem jest także całkowicie wirtualny. Niewielu z nas będzie miało okazję spotkać Andrzeja Leppera, Andrzeja Olechowskiego czy Aleksandra Kwaśniewskiego osobiście. Skazani jesteśmy na przekazy medialne. Wizerunek kandydata "z krwi i kości" jest wynikiem manipulacji specjalistów od marketingu politycznego na użytek wyborów równie mocno, jak wizerunek kandydata wirtualnego. Wiktoria Cukt jest drwiną z polityków, ale jest też swoistym signum temporis, czasów informacji.

Kliknij i zagłosuj

"Są trzy metody głosowania. Pierwsza - przez aplauz - znaczy, że wszyscy głosują. Druga metoda - kulkami. Są kulki czarne i czerwone, które otrzymuje każdy głosujący (...) I jest trzecia metoda przez podniesienie rąk". Tyle o głosowaniu z klasyki filmu polskiego. Dodajmy, że jest czwarty sposób głosowania - przez klikanie. Wirtualne wybory prezydenckie znajdują się pod adresemhttp://www.prawybory.pl . Można tam wybrać nie tylko kandydatów, którzy oficjalnie rozpoczęli kampanię, czy tych, którzy start odkładają na później, ale także tych, którzy w ogóle nie zamierzają startować.

Gdy piszę ten artykuł, inter- netowe prawybory prezydenckie wygrywa Janusz Korwin-Mikke przed Andrzejem Olechowskim i Gabrielem Janowskim (?). Serwis jest niezależny i starannie dopracowany, co dodaje mu wiarygod- ności. Stąd zapewne wysoka frekwencja - kilkadziesiąt tysięcy odwiedzających miesięcznie.

Biznes jest biznes

Wybory prezydenckie w Internecie są znakomitą okazją do zarobienia dużych pieniędzy. Wstukanie adresuhttp://www.walesa.pl powoduje pojawienie się informacji: "Domena jest własnością firmy NAWIGATOR. Propozycje?". Można się domyślać, że najbardziej istotnym elementem takich propozycji powinna być kwota, jaką proponujący oferuje za odstąpie-nie prawa do używania domeny walesa.pl. Entuzjastów cybersquattingu informuję, że wolne są jeszcze domeny kwasniewski.pl i lepper.pl - może uda się na nich za- robić? Niemałe kwoty komitety wyborcze musiały też zapłacić specjalistycznym firmom za zaprojektowanie, wykonanie i utrzymanie stron domowych poszczególnych kandydatów.

Ciekawą informację zawiera strona Janusza Korwin-Mikke. "Uprzejmie zawiadamiamy, że oznaczenie (hasło) 'PREZYDENT 2000' zostało zgłoszone do rejestracji w Urzędzie Patentowym jako znak towarowy dla towarów i usług (...) Używanie znaku towarowego 'PREZYDENT 2000' bez zgody Konserwatywno-Liberalnej Partii Unii Polityki Realnej jest prawnie zakazane (...) W związku z powyższym, wzywamy do powstrzymania się lub natychmiastowego odstąpienia od używania oznaczenia 'PREZYDENT 2000' w dalszej działalności". Należy dodać, że hasło "PREZYDENT 2000" obecne jest na stronach Mariana Krzaklewskiego, Lecha Wałęsy i Andrzeja Olechowskiego. Ciekawe, czy kandydaci ci zapłacili za prawo do używania hasła, czy liczą na to, że UPR nie zdecyduje się wytoczyć im procesu lub ewentualny proces przegra?

Do jesieni

Kto wygra wybory? Czy Internet będzie w tym przydatny? Czy będziemy świadkami ataków hakerów na strony kandydatów? Czy w Internecie pojawią się materiały dyskredytujące kogoś? Jest także pytanie, czy internauci stanowią zwarty elektorat, tak jak zwarty elektorat stanowią rolnicy, górnicy czy emeryci i czy elektorat ten może przechylić szalę zwycięstwa?

--------------------------------------------------------------------------------

* James A. Garfield, dwunasty prezydent Stanów Zjednoczonych, został w 1881 r., po półrocznym zaledwie urzędowaniu, zastrzelony przez zamachowca. "Osobowością, która najlepiej rozumie problemy związane z życiem w informacyjnym środowisku, jest ktoś, kto wzrastał w nim od początku, ktoś nierozerwalnie związany ze światem informacji, ktoś kto jest informacją: osobowość wirtualna" - mówi w swojej deklaracji programowej Wiktoria Cukt. wirtualna kandydatka na prezydenta, postać wykreowana przez grupę artystyczną Centralny Urząd Kultury Technicznej (http://cukt.art.pl).

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200