Jeszcze o liście otwartym do A.F.

Lektura "Listu otwartego do Andrzeja Florczyka", zamieszczonego w nr. 4/94, skłoniła mnie do poniższej próby zwrócenia Pana uwagi na beztroską formę publikowania przez CW opinii skrajnych lub kontrowersyjnych, które bez wątpienia list ten wyraża. Przy poruszaniu ważkich problemów minimum troski Redakcji o reperkusje takiej publikacji jest niezbędne. Może to przybrać formę zaproszenia do dyskusji, komentarza redakcyjnego bądź jednocześnie ogłoszonej - dla zachowania zasady bezstronności - odpowiedzi zainteresowanego. Zdaje Pan sobie z pewnością sprawę, że w przeciwnym razie ew. riposta (o ile nastąpi) będzie zamieszczona z nieuchronnym opóźnieniem. W międzyczasie zawarte w tekście pomówienia bądź interpretacje zaczną żyć własnym życiem. Zasada bezstronności obowiązuje wszystkie szanujące się mass media, do których CW chciałbym nadal zaliczać. Niestety, takie przypadki jak zeszłoroczne "cover story" w postaci żali zwolnionego ze stanowiska dyrektora Departamentu Informatyki Min. Finansów

Lektura "Listu otwartego do Andrzeja Florczyka", zamieszczonego w nr. 4/94, skłoniła mnie do poniższej próby zwrócenia Pana uwagi na beztroską formę publikowania przez CW opinii skrajnych lub kontrowersyjnych, które bez wątpienia list ten wyraża. Przy poruszaniu ważkich problemów minimum troski Redakcji o reperkusje takiej publikacji jest niezbędne. Może to przybrać formę zaproszenia do dyskusji, komentarza redakcyjnego bądź jednocześnie ogłoszonej - dla zachowania zasady bezstronności - odpowiedzi zainteresowanego. Zdaje Pan sobie z pewnością sprawę, że w przeciwnym razie ew. riposta (o ile nastąpi) będzie zamieszczona z nieuchronnym opóźnieniem. W międzyczasie zawarte w tekście pomówienia bądź interpretacje zaczną żyć własnym życiem. Zasada bezstronności obowiązuje wszystkie szanujące się mass media, do których CW chciałbym nadal zaliczać. Niestety, takie przypadki jak zeszłoroczne "cover story" w postaci żali zwolnionego ze stanowiska dyrektora Departamentu Informatyki Min. Finansów, bądź obecny przypadek, mogłyby świadczyć o prowadzeniu przez CW lub IDG Poland jakiejś własnej polityki - bądź też o gwałtownym szukaniu rozgłosu przez publikację "mocnych" (co nie znaczy obiektywnych) tekstów.

Chcę podkreślić, że powyższe zdania odnosiły się wyłącznie do formy publikowania tego typu tekstów. Ale i treść merytoryczna zmusza mnie do kontrwypowiedzi. Ograniczę ją do tych punktów listu p. Cieślaka, w których jestem kompetentny do wypowiadania rzeczowo, a nie emocjonalnie, uzasadnionych opinii.

1. Jest oczywistą bzdurą, że tzw. Umowy Ramowe stanowią jakąkolwiek formułę nakazową dla Administracji Państwowej. Wręcz przeciwnie - ich forma rekomendacji, bez jakichkolwiek sankcji, stanowiła wręcz o jej słabości w wypełnieniu podstawowego swojego celu: zmuszeniu ciał decyzyjnych przetargów dla AP do rozpatrywania również ofert tzw. poważnych partnerów, potencjalnie niewygodnych w przypadku chęci wyboru oferty "znajomych królika" bądź oferty stymulowanej - oględnie mówiąc - pozamerytorycznie. Biorąc udział w wielu takich przetargach jako dystrybutor drukarek Dataproducts miałem okazję przekonać się na własnej skórze, że reguła konkurencyjności - wbrew opinii p. Cieślaka - jest na ogół przestrzegana. To, że mimo wszystko zdarzają się sytuacje mocno wątpliwe (służę przykładami z ostatnich miesięcy) świadczy jedynie nie najlepiej o kompetencji lub uczciwości prowadzących je urzędników państwowych.

Faktem jest, że Umowy Ramowe wymuszają korzystne ceny nawet przy pojedynczych zakupach, co znacznie mogłoby uprościć procedury zakupowe tak, by nie powstawały kuriozalne sytuacje gdy dla zakupu jednego faksu lub komputera ogłasza się... przetarg w prasie (casus MPW). Ponadto, fakt zawarcia takiej umowy obliguje firmy m.in. do zbudowania sieci serwisowych. To, że nie wszyscy decydenci potrafią właściwie ocenić plusy takiej organizacji pracy w Polsce (casus MF) to już wyłącznie sprawy personalne, za którą raczej BI URM odpowiadać nie może.

Negatywne opinie o sprzęcie komputerowym dostarczonym do ZUS i KGP przez jedną z rekomendowanych firm traktowałbym raczej jako przejaw "polskiego piekiełka" a nie dowód tezy. Norma ISO 9000 nie jest oczywiście wyrocznią, ale jednym z pomocnych filtrów, który z definicji pozwala odrzucić w takich rekomendacjach firmy (zachodnie oczywiście) podejrzanej konduity. Skąd zajadłość w nazywaniu ją - wbrew Europie - "zbiorem biurokratycznych bredni"? Czyżby firmy reprezentowane przez p. Cieślaka nie były w stanie sprostać tym wymaganiom? Ma natomiast p. Cieślak rację co do zasadności rozpatrywania innych kryteriów i norm np. TUV, FCC, UL przy ocenie produktów przemysłu komputerowego, tylko że... ocena taka miała miejsce, przynajmniej w odniesieniu do znanego mi przypadku drukarek Dataproducts.

2. Nie wypowiadam się nt. rekomendacji software dla gmin, ale sceptycznie patrzę na powodzenia takich rekomendacji. Wpierw należałoby skończyć ze stereotypem postępowania, gdzie "...każdy równy wojewodzie".

3. Graniczy wręcz z ignorancją sposób oceniania firm i ofert przez p. Cieślaka. Czyżby nie wiedział, że w ocenie liczy się nie tylko cena i nowoczesność proponowanych rozwiązań "dziś", ale również stabilność potencjalnego partnera (czyli jakość i koszt wsparcia długoterminowego), posiadany potencjał badawczy i produkcyjny, koszty eksploatacji systemów? Na określenie "renomowana", firmy rzetelnie sobie zapracowały i wyszydzanie p. Cieślaka nie jest w stanie tego podważyć. Te właśnie aspekty są powodem, że firmy polskie wypadają blado w starciu z potentatami przemysłu informatycznego. Nawet wtedy, gdy mają za sobą dokonania historyczne, jak w przypadku Elwro, ale nikłe możliwości bieżące. Rozumiem, z notki życiorysowej, że p. Cieślak ma emocjonalne podejście do tej konkretnej sprawy, jako że jego interesy były związane z tą firmą. Przedstawiona argumentacja jest de facto nawoływaniem do dotowania Polskiego Przemysłu Informatycznego w złudnej nadziei, że kilka większych realizowanych przezeń kontraktów zasypie przepaść technologiczną dzielącą np. epokę produkcji ODRY w Elwro od współczesnych linii technologicznych produkcji (nie montażu z codziennie innych elementów!) komputerów. Zamiar bardzo patriotyczny, tylko że po drodze każda wpadka ma wymierny wymiar finansowy, a stan kadrowy i potencjał finansowy + wykonawczy wspomnianych firm Etochem lub Elwro jest nieomal gwarancją takich wpadek. Czy fakt, że firmy te nie potrafiły iść np. śladem Optimusa czy Protechu, nie jest wiele mówiący?

Żyjemy w czasach, w których efekty ekonomiczne jakichkolwiek przedsięwzięć zaczynają się wreszcie liczyć. Darcie szat narodowych i inżynierski nos to słabe argumenty w konfrontacji z realiami ekonomicznymi, które kazały np. sprzedać ZWUT. Chyba, że p. Cieślak ma jakieś konkretne propozycje w zanadrzu dla obu wspomnianych zakładów. Wtedy - być może - będzie miał prawo dezawuować decyzje min. Lewandowskiego.

4. Żółte strachy nie zrodziły się z niczego. To efekt kilku lat chaotycznego działania firm i firemek, importujących co popadnie, byle przez chwilę działało i dało zarobić operującym w tym "biznesie" "przedsiębiorczym". Znam przykłady tzw. produkcji polskich dużych firm, których 3 dostarczone składaki - teoretycznie takie same - miały każdy inną płytę główną, inne napędy i dyski. Nie życzę nikomu np. budowy sieci komputerowej w oparciu o takie stacje! To fakt, że dziś duża część światowej produkcji mikrokomputerów pochodzi z Tajwanu, tylko że do Polski importowane były produkty komputerowych manufaktur, a nie wspomnianych przez p. Cieślaka zamkniętych zakładów, o rygorystycznej kontroli jakości.

5. Polski rynek komputerowy krzepnie, są już godni polecenia producenci "składaków" i rzetelne firmy integrujące systemy. Lecz na PC-tach świat komputerów się nie kończy i nie widzę szansy, by w dającej się przewidzieć przyszłości polskie firmy miały w dziedzinie instalacji minikomputerowych/wielodostępnych coś więcej do zaoferowania, niż tylko rzetelny serwis i oprogramowanie.

6. W swoim stosunku do urzędników Cocomu ma p. Cieślak całkowitą rację, tylko czy z tego powodu należy wpadać w jakieś fobie?

7. To oczywiste, że Polska jest nowym, wielkim rynkiem zbytu. Nasze potrzeby są tak wielkie, że raczej bronić się przed zachodnimi komputerami, drukarkami, oprogramowaniem nie ma po co. Racja, należy ograniczać dopływ przestarzałej technologii i remanentów magazynowych. Tyle tylko, że nie firmy z Umów Ramowych za te dostawy są odpowiedzialne. Po co więc demagogiczne zwroty o "oddawaniu Polski w dwie ręce"?

Łączę wyrazy szacunku

dr inż. Wojciech Warski

(Softex)

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200