Jeśli SCO przegra...

Ewentualna porażka SCO będzie oznaczać więcej niż tylko powrót do status quo sprzed sporu z IBM. Wyzwoli eksplozję open source.

Ewentualna porażka SCO będzie oznaczać więcej niż tylko powrót do status quo sprzed sporu z IBM. Wyzwoli eksplozję open source.

Przeświadczenie o kruchości dowodów jest tak powszechne, że mało kto bierze na poważnie scenariusz, w którym sąd orzekający w sporze z IBM mógłby przyznać rację SCO Group. Nierealne wydaje się, by mała firma z amerykańskiej prowincji, która - w opinii specjalistów - nie przedstawiła jeszcze żadnych przekonywających materiałów na potwierdzenie swoich zarzutów, mogła z dnia na dzień zachwiać równowagą rynku i zniweczyć dorobek społeczności open source. Jednak to właśnie ten mało realny scenariusz najsilniej pobudza wyobraźnię analityków i uczestników forów dyskusyjnych. Nikt natomiast nie zadaje sobie trudu, by szukać odpowiedzi na pytania o skutki przegranej SCO. Warto zastanowić się, czy ewentualne oddalenie zarzutów SCO będzie mieć jakiekolwiek znaczenie dla rynku, czy też tylko utrwali układ sił sprzed marca ub.r.

Wszystko na jedną kartę

Sprawa o rzekome pogwałcenie przez współpracujących z IBM twórców Linuxa praw autorskich należących do SCO pozwoliła firmie wyjść z głębokiego cienia. Konflikt z IBM, a pośrednio z całą społecznością open source przyczynił się do doraźnej poprawy kondycji finansowej. Ni stąd, ni zowąd zaczęły się zgłaszać firmy chcące kupić licencje na technologie związane z Unixem, do których prawa ma SCO. Dzięki pieniądzom uzyskanym ze sprzedaży licencji - głównymi klientami były Microsoft i Sun Microsystems, co dodatkowo pobudza wyobraźnię części opinii wietrzącej w całej sprawie spisek bogatych producentów walczących z rozdawnictwem oprogramowania - SCO może finansować kosztowne przygotowania do procesu (tylko w ub.r. rachunki prawników opiewały na kwotę 9 mln USD).

Jeśli zarzuty postawione IBM nie znajdą uznania w ocenie sądu, wówczas sukces SCO będzie krótkotrwały. W tym kontekście przedstawione do tej pory dowody nie wróżą dobrze przyszłości firmy. Nie ma wątpliwości, że ewentualna przegrana będzie końcem SCO, która w najlepszym wypadku zmieni właściciela, a wraz z nią pakiet praw autorskich związanych z Unixem.

Opatentowane zwycięstwo

W razie porażki SCO plony zbierze IBM. Jednak nie dlatego że uniknie miliardowych odszkodowań, których domaga się SCO. Po wygranym procesie IBM stałby się ikoną rosnącego w siłę ruchu open source. Zapewniłby sobie pozycję i zaufanie środowiska, których nie przysporzyłyby mu nawet kolejne miliony przeznaczone bezpośrednio na finansowanie rozwoju Linuxa.

I tu pojawia się paradoks. Z jednej strony IBM afiszuje się ze swoim zaangażowaniem w open source, z drugiej zaś bardzo rygorystycznie strzeże praw twórczych w dziedzinie oprogramowania. Dział IBM Software zgłasza patenty we wszystkich przypadkach, w których dopuszczają to przepisy. Roczne przychody IBM z odsprzedaży praw patentowych sięgają miliarda dolarów! "Dostrzegamy pewne problemy związane ze sposobem, w jaki IBM prowadzi politykę patentową. Długofalowa strategia tej firmy nie jest korzystna dla rozwoju open source" - komentuje Bruce Perens, właściciel firmy doradzającej amerykańskim przedsiębiorstwom w dziedzinie open source. Opinia o tym, że z czasem IBM stanie w obliczu konfliktu interesów i z animatora open source może się przeistoczyć w przeciwnika ekspansji wolnego kodu źródłowego, nie jest odosobniona.

Pytania na przyszłość

Spór wywołany przez SCO jest pretekstem do szerszej dyskusji na temat zasad panujących w świecie oprogramowania. Zagmatwany stan faktyczny konfliktu odkrywa skomplikowane i mało przejrzyste mechanizmy, które współcześnie rządzą ochroną praw twórców oprogramowania (temu zagadnieniu jest poświęcony artykuł Trzecia droga na str. 36). Problemy te - gdzie zaczyna się i kończy kontrola twórcy programu - dają o sobie znać szczególnie wyraźne tam, gdzie dochodzi do styku oprogramowania komercyjnego i otwartego. Nie ma złudzeń, że takich sytuacji będzie coraz więcej.

SCO, podnosząc argumenty przeciwko popularnym w świecie open source licencjom GPL (General Public License), reprezentuje punkt widzenia przeważającej większości producentów oprogramowania niechętnych publikowaniu kodu źródłowego. O ile wygrana SCO posłużyłaby utrwaleniu tego stanu, o tyle porażka byłaby bodźcem pobudzającym rozwój Linuxa i innych podobnych projektów open source. "Jeśli SCO przegra proces, w przyszłości będzie znacznie trudniej komukolwiek wystąpić z podobnymi roszczeniami. To dobra perspektywa dla rozwoju Linuxa" - mówi Juergen Geck, dyrektor ds. technologii w należącej do Novella firmie SuSE Linux AG.

Latem 2003 r. prezes SCO zarzucił Linusowi Torvaldsowi, że ten nie sprawdza, czy programiści tworzący Linuxa nie naruszają cudzych praw własności. Nawet jeśli okaże się, że w tej konkretnej sprawie roszczenia SCO były bezpodstawne, to wyrok sądu nie rozwiąże rzeczywistego problemu "wyciekania" kodu z projektów komercyjnych do open source. Otwartym pytaniem pozostaje, czy i jak powinny działać mechanizmy samokontroli w ramach społeczności open source, zapobiegające złym praktykom i narażające na szwank dobre imię tysięcy uczciwych programistów.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200