Jak tester z testerem

Koniec wojny niemiecko-brytyjskiej

Nie wiedzieli państwo, że taka wojna jeszcze niedawno trwała?

No proszę, a układ pokojowy podpisano ledwo 3 grudnia! Najpierw trochę historii. Otóż w 1998 r. ruszył brytyjski projekt szkoleń i certyfikacji dla testerów pod auspicjami BCS/ISEB. Bardzo szybko okazało się, że pomysł chwycił nie tylko w Zjednoczonym Królestwie, ale także w wielu innych krajach. Do dziś w szkoleniach na certyfikat podstawowy (SW Testing Foundation Certificate) uczestniczyło ok. 18 tys. osób!

W tej sytuacji naturalnie podobne pomysły pojawiły się i w innych krajach. Niemieckie ASQF (ale nie tylko ono) zaakceptowało i zmodyfikowało koncepcję ISEB, i zaczęło oferować własny certyfikat, co w końcu doprowadziło do konfliktu, który wszedł aż na drogę sądową! Ten stan rzeczy nie sprzyjał działaniu założonej w listopadzie 2002 r. (podczas EuroSTAR w Sztokholmie) międzynarodowej organizacji ISTQB. Krótko: kilka tygodni temu ISTQB i ASQF podpisały wreszcie porozumienie, które otworzyło drogę do długo oczekiwanej możliwości: wspólnego, międzynarodowego certyfikatu umiejętności dla testerów, jednolitego, ale dostępnego w językach poszczególnych krajów.

W tej sprawie nie musimy mieć żadnych kompleksów: Polish SW Testing Board istnieje, działa w ISTQB i niedługo pewnie będziemy mogli zdawać po polsku egzaminy na międzynarodowe certyfikaty ISTQB. Oczywiście, ci którzy wcześniej zdobyli certyfikat ISEB, nie będą musieli zdawać ponownie egzaminu!

O chorobie współuzależnienia

Lee Copeland, znany amerykański guru, często bywa na europejskich konferencjach. Co kilka lat powraca jego świetny referat pt. Kiedy pomoc nie pomaga: testowanie jako choroba współuzależnienia. Współuzależnienie to w psychologii określenie sytuacji, kiedy jedna osoba dobrowolnie bierze na siebie niezdrową odpowiedzialność za to, co inna osoba powinna robić sama. Taki syndrom "matki-Polki". Prostymi, pełnymi starannie ukrytego bólu zdaniami opisuje Lee historię swego syna, który jest narkomanem. Przez lata Lee tkwił ze swym synem w związku współuzależnienia: płacił za niego grzywnę, ukrywał go przed policją, przywoził nieprzytomnego do domu, dopóki nie uświadomił sobie, że w ten sposób tylko przyczynia się do utrwalenia kłopotów syna! Z bólem - bo to proces bardzo bolesny - zdecydował się przerwać tę sytuację, pozwolić, by syn sam ponosił pełną odpowiedzialność za swoje czyny.

Testerzy często grzęzną w sytuacji niezdrowego współuzależnienia. Pozornie "dla dobra firmy", przez "lojalność wobec kolegów" i z wielu innych powodów:

  • testują, mimo braku specyfikacji wymagań

  • usiłują testować oprogramowanie niespełniające kryteriów minimalnej jakości

  • dają się wciągać w grę zwaną "ping-pongiem zgłoszeń błędów"

  • akceptują uciążliwości pracy w nadgodzinach, w święta, którymi sami płacą za niedbalstwo i niefrasobliwość innych

  • godzą się rozpoczynać testowanie dopiero wtedy, gdy jest na to dramatycznie zbyt późno

  • godzą się podpisywać zgodę na dostawę produktów niedostatecznie przetestowanych...

  • ...a potem pełnić rolę kozłów ofiarnych, gdy u klienta sypią się awarie

  • pod naciskiem kierownika projektu obniżają priorytety zgłoszonych błędów tak, by produkt "nagle" zaczął spełniać wymagane kryteria jakości zezwalające na dostawę.
Czy służą w ten sposób rzeczywiście dobru firmy? Oczywiście, nie. W ten sposób tylko pomagają utrwalić złe metody, niefrasobliwe maniery i złe projekty. Takie jest smutne, wciąż aktualne przesłanie referatu mądrego Lee Copelanda.

Adresy i odnośniki

TOP 200