Jak Urząd kupuje system?

Paradoksy i pułapki

Szanowny Zamawiający Urzędnik musi poważnie analizować wszystkie oferty i może do woli systematyzować konstelacje tworzone w pośpiechu. W praktyce głównym kryterium stała się łatwo sprawdzalna cena zakupu, z pominięciem: trudnej do ujęcia efektywności rozwiązania, trudniejszych do oszacowania kosztów pośrednich (integracji, eksploatacji, także zbędnych serwerów), niedostrzeganych i słabo mierzalnych utraconych korzyści (transferu wiedzy i nowoczesności, możliwości rozbudowy).

Obserwacją strategiczną jest stwierdzenie jakościowej niezgodności ustawy o zamówieniach publicznych z niematerialnym systemem zarządzania jako przedmiotem zamówienia.

Nawet NIK poległ w walce z wiatrakami przy zamówieniach publicznych. Ostatnio sąd nakazał Izbie podpisanie kontraktu z Najtańszym Oferentem na system obiegu dokumentów, którego wdrażanie uznano za zasługujące na unieważnienie procedury.

Szczegółowy opis zadania i rzetelna jego wycena może powstać po kilku miesiącach pracy wspólnych zespołów zakontraktowanego wykonawcy(który dawno zadeklarował cenę w ofercie) z zamawiającym (który, wykorzystując sytuację, nierzadko do bólu rozszerza zakres zamówienia).

Komunikacja czy separacja?

Główną cechą zakupów złożonych systemów nabywanych przez administrację Stanów Zjednoczonych jest bardzo głęboka wymiana informacji i stałe współdziałanie zamawiającego z potencjalnymi dostawcami. Podstawę polskiej ustawy o zamówieniach publicznych stanowi całkowita separacja stron. Separacja jest uproszczonym trybem realizacji równości podmiotów gospodarczych.

Kompleksowe, zintegrowane systemy zarządzania są zadaniem organizacyjnym, wspomaganym przez oprogramowanie. Zakres funkcji oprogramowania podlegający wdrożeniu, czyli przedmiot zamówienia, będzie znany po zamknięciu fazy projektowania systemu, czyli w kilka miesięcy po zawarciu kontraktu.

Zamawiający jest tu bezsilny, a oferent - ryzykantem. Na dziesiątki szczegółowych pytań od oferentów zamawiający przeważnie odpowiada wymijająco. Równie dobrze zamiast standardowego "tak jak w SIWZ" mógłby odpowiadać "nie garb się". Służby prawne dokonujące zamówień publicznych na rzecz zamawiającego wpadają w rutynę i nie mają wiedzy, co jest ważne, a przy tym sprawdzalne przy nietypowym zamówieniu.

Z całą mocą twierdzę, że separacja stron jest zwykle pozorna, a utrzymywanie tej zasady przy zakupie niedookreślonym ze swej natury kosztuje państwo i podatników zbyt drogo. Co nie znaczy, że mam gotową receptę.

Pazerność i nieskuteczność

Paradoksalnie pognębianie konstelacji i wyrywanie dla Urzędu jeszcze większego kawałka tortu w ramach oferowanej ceny nie jest działaniem na korzyść Urzędu, jak też nie dowodzi zachowania należytej staranności przez Urzędnika. Skutkiem takiego korzystania z okazji jest rozpływanie się projektu na dziesiątki dodatkowych kierunków i nieosiąganie głównych celów projektu w planowanym czasie. Jeśli cena była niska, a tak bywa w przetargach, to zwiększanie pracochłonności zadania wymusza drastyczne oszczędności w innych obszarach. Najłatwiej oszczędzać na zaniżaniu kwalifikacji pracowników (studenci? - ależ tak!) oraz na żmudnych procedurach testowania i kontroli jakości. Czy ktoś może wskazać niedobudżetowany projekt informatyczny, który został zrealizowany bez negatywnych skutków dla zamawiającego?

Z przezorności i braku umiejętności sformułowania innych wymagań, Zamawiający rozbija cenę na liczne składniki (licencja, wdrożenie, szkolenia, cena dodatkowych dniówek konsultantów, cena asysty technicznej, liczba miesięcy gwarancji, liczba bezpłatnych dniówek opieki powdrożeniowej, cena składników sprzętowych i czegokolwiek tam jeszcze) i udaje, że ma kryteria zróżnicowane. Opozycja w samorządzie i NIK w urzędzie nie postawią mu zarzutu, a to jest najważniejsze.

Najtaniej kupuje się na bazarze i są to zwykle dobra jednorazowego użytku. Mając trochę szczęścia, użyje się ich aż dwa razy: po raz pierwszy i ostatni. Procedury dotrzymano, Najjaśniejsza zapłaci. Dobrze, że istnieją "watchdogs" z Ruchu Wolnego Oprogramowania (http://www.isoc.org.pl/wiki/ ) mający chęć i ambicje pilnowania przetargów informatycznych i propagowania dobrych przykładów. Z Janosikiem pokazali, co potrafią.

Nie mam nic przeciwko konkursowi cenowemu, lecz jedynie po uprzednim odrzuceniu, w selekcji wstępnej, wszystkich oferentów niewiarygodnych i produktów o niepewnej jakości i trafności wobec potrzeb.


TOP 200