Interesy w sieci w sieci

Nadmiar optymizmu traktowany jest, oczywiście, przez niektórych proroków zbliżającej się zagłady, jak niebezpieczna trucizna, i nietrudno znaleźć głosy "rozsądku", przywołujące litanię możliwych katastrof natury społecznej, ekologicznej lub politycznej, które staną na drodze do realizacji podobnej utopii. Do bardziej wyważonych zaliczyć można np. trzeźwy artykuł Petera Beinerta w październikowym numerze tygodnika The New Republic, który rozpoczyna się od następującego cytatu: "Rynek finansowy stał się tak międzynarodowy i tak współzależny z produkcją i wymianą handlową, że (...) władze polityczne i wojskowe nie mają właściwie nań żadnego wpływu (...) Ten mało znany fakt, będący głównie skutkiem nowoczesnych warunków technologicznych (szybkość komunikacji prowadząca do wzrostu złożoności i wrażliwości systemu kredytowego), sprawił, iż współczesne międzynarodowe problemy polityczne są zasadniczo odmienne od tych, jakie znamy z przeszłości". Cytat ten, którego autorem jest brytyjski laureat Pokojowej Nagrody Nobla Norman Angell, pochodzi z jego książki Wielka iluzja, wydanej w 1910 r. Iluzją tą - wg N. Angella - miała być rzekoma groźba konfliktu zbrojnego w Europie, spowodowana ekspansją niemieckiego militaryzmu. W nowych ekonomicznych warunkach globalnej wymiany wojna w Europie stała się po prostu nie do pomyślenia...

Gospodarczy "boom"

Pytanie, czy historia ma zwyczaj się powtarzać i czy jest ona właściwym narzędziem przewidywania przyszłości, pozostawmy jednak filozofom. Zapomnijmy w ogóle o futurologicznych wizjach przyszłości i przyjrzyjmy się teraźniejszości. W tym celu możemy posłużyć się źródłem - może nie zawsze w pełni bezstronnym, ale na ogół uważanym za miarodajne - ogłoszonym w połowie kwietnia sprawozdaniem amerykańskiego Ministerstwa Gospodarki (Department of Commerce) na temat stanu krajowej ekonomii. Według raportu, komputery i Internet były istotnie sprawcami radykalnej transformacji amerykańskiej gospodarki w ciągu ostatnich pięciu lat. Technologiczne nowinki - począwszy od word processing, poprzez elektroniczną inwentaryzację, laserowe skanery w supermarketach, do internetowych zakupów - przyczyniły się do wzrostu wydajności pracy i podniesienia jakości usług. W przemyśle elektronicznym, obecnie wytwarzającym w Ameryce 8% produktu narodowego (ponad 660 mld USD rocznie), powstało 7,4 mln nowych wysoko opłacanych miejsc pracy, wzrost w tym sektorze był zaś dwukrotnie większy niż w innych sektorach gospodarki.

W ostatnich latach ruch w Internecie podwajał się w ciągu kolejnych 100 dni i obecnie spośród ok. 100 mln jego światowych użytkowników ponad 60 mln stanowią Amerykanie. Korzystają oni z Internetu przy zakupie akcji, książek, cygar czy kwiatów. W czasie, gdy Azja przechodzi głęboki kryzys gospodarczy, a Europa boryka się ze społecznymi kosztami niedawnych politycznych przemian i przerostem rządowej kontroli, Ameryka - w znacznej mierze dzięki Internetowi - zwiększa swą ekonomiczną przewagę nad resztą świata. Ameryka, oświadczył minister gospodarki William Daley, który przedstawił sprawozdanie dziennikarzom, zbiera owoce szybkiego rozwoju "gospodarki elektronicznej". Technologiom informatycznym Ameryka zawdzięcza 25% swego gospodarczego wzrostu w ostatnich pięciu latach. Internet sprawił również, że inflacja (3,1% w 1997 r.) była o 2% niższa niż byłaby bez stosowania elektronicznej komunikacji.

Telefon - sposób na życie

Przy próbach adaptacji do nowego "technologicznego środowiska" szczęście sprzyja najlepiej przygotowanym. Przygotowanie zaś oznacza m.in. istnienie właściwej infrastruktury technicznej, prawnej i organizacyjnej. Rozpowszechnieniu się radia i telewizji pomogła np. wcześniejsza elektryfikacja domów, wzrost sieci komputerowej zaś był ułatwiony przez istnienie radia, telewizji i telefonu. Gotowość do wdrożenia nowości ma jednak także psychologiczny aspekt. Trzeba umieć dostrzec szansę i wykazać pomysłowość w jej urzeczywistnieniu. W procesie ekonomicznej eksploatacji Internetu przewaga Amerykanów nad resztą świata jest zarówno natury technicznej, jak i psychologicznej. Odbiornik radiowy ma dziś 99% amerykańskich domów - dokładniej, w przeciętnym domu znajduje się prawie sześć odbiorników radiowych. Ile z nich ma moja rodzina, nawet nie umiem powiedzieć bez dłuższego zastanowienia. Wiem, że każdy z naszych trzech budzików i dwóch samochodów ma radio, ale poza tym pewnie jeszcze z pięć leży gdzieś w kącie. Telewizory są częścią umeblowania 98,3 domostw i znów - jak w przypadku radia - granica "pełnego nasycenia" została osiągnięta i przekroczona (jeśli ktoś nie ogląda telewizji, jest to raczej wynikiem ideologicznego wyboru niż ekonomicznego upośledzenia). W przeciętnym statystycznym amerykańskim domu jest nie jeden, lecz 2,2 telewizora. Posiadanie telefonu jest jednak nieporównanie istotniejszym warunkiem wkroczenia w erę Internetu. Telefon - w odróżnieniu od radia i telewizji - ma także ważne praktyczne zastosowanie i nad tymi ostatnimi ma tę istotną przewagę, że umożliwia komunikację dwustronną. Amerykanin bez telefonu - a takich jest w tym kraju ok. 5% - jest pariasem. Powiedzieć można, że ktoś, do kogo nie można zadzwonić, skazany jest na społeczną marginalizację.


TOP 200