Innowacyjność w czasach nowej ekonomii
- Jakub Chabik,
- 21.05.2014
Paradoksalnie, dystans wobec logiki i kultury dotcomu może okazać się siłą firm nowej generacji. Kto nie ulegnie terrorowi klikalności i oglądalności reklam jako jedynego kryterium powodzenia, może osiągnąć sukces. Wróćmy do Microsoftu, bo to świetny przykład przedsiębiorstwa, które – pozostając poza Kalifornią – dostarczało ciągle świetne produkty. Gigant z Redmond w najtrudniejszych czasach wypłacał akcjonariuszom stałą dywidendę. Powoli, ale konsekwentnie doskonalił swoje flagowe produkty: systemy operacyjne Windows, platformy serwerowe (bazy danych, aplikacyjną, pracy grupowej) i pakiet Office. Równoważył rozwój organiczny i akwizycję, a kiedy już coś kupował, to firmę posiadającą technologie (tak jak Nokia), nie tylko użytkowników (tak jak WhatsApp). W DNA Microsoftu jest inżynierski kult dobrej roboty. Świetnie ilustruje to porównanie dwóch produktów: Google Search i Microsoft Bing. O ile ten pierwszy jest wielką maszynką do zarabiania na produktach reklamowych – linkach sponsorowanych, reklamach kontekstowych, kampaniach i analityce danych – o tyle ten drugi jest sposobem organizacji informacji w przejrzysty i przyjazny sposób. Druga i trzecia dekada może mniej potrzebować komandosów klikalności, a bardziej firm potrafiących wymyślać i wdrażać innowacje na poziomie technologii mikroprocesorowej, architektur urządzeń i systemów operacyjnych.
Nowe otwarcie z publicznymi pieniędzmi
Obok innowacyjności korporacyjnej jest także miejsce na wielkie programy rządowe. Konstatacja ta bierze się z prostego porównania AD 2014 do niedalekiej przeszłości. W roku 1969 cała ludzkość miała do dyspozycji taką samą moc obliczeniową, jaką dzisiaj nosimy w kieszeni. A przypomnijmy, co się wtedy wydarzyło:
- Apollo 11 wystartował, wylądował na Księżycu, a potem bezpiecznie powrócił i wodował na Oceanie Spokojnym, po raz pierwszy zanosząc ludzi na inne ciało niebieskie.
- Rosjanie wystrzelili sondę Wenera 7, która weszła w atmosferę Wenus i przekazywała dane, zanim umilkła, rozbijając się na planecie, na której panuje 90 atmosfer i temperatura ponad 400 stopni, a z chmur spada kwas siarkowy.
- Opublikowano RFC 1, dokument na temat standardów oprogramowania węzła w sieci ARPANET; rok ten uważa się za symboliczny początek internetu.
- Odbył się pierwszy lot prototypu Concorde’a.
Zobacz również:
W artykule opublikowanym w kwietniu 2013 r. w serwisie „Nowy Obywatel” Filip Białek postawił tezę, że jest to wynikiem ułomnego modelu finansowania. Zanikły praktycznie wielkie rządowe projekty – takie jak program Apollo czy badań ludzkiego genomu. Mylnie założono, że model start-upu – opracować technologię, przekuć ją w produkt, znaleźć dopasowanie z rynkiem, skalować się, żyć długo i szczęśliwie – wystarczy. Tymczasem niekoniecznie tak jest. Dowodem na to są porażki w rozwiązywaniu fundamentalnych zagadnień naszej współczesności – np. opracowaniu nieszkodliwych dla środowiska źródeł energii czy pokonaniu chorób nowotworowych.
Innowacja potrzebuje nie tylko Apple’a i Google’a, ale też wielkich rządowych agencji, takich jak NASA i DARPA, tylko jeszcze bogatszych. Potrzebuje przełamania paraliżu instytucji publicznych, zwłaszcza europejskich, które dzisiaj są zmuszane do uzasadniania środków wydanych na badania fundamentalne i muszą permanentnie rywalizować z programami socjalnymi („te pieniądze, które marnujemy na lot na Marsa, moglibyśmy wydać na mieszkania dla biednych”). Paradoksalnie, wzrost napięcia politycznego w Europie może dać pozytywny bodziec technice, zwłaszcza wojskowej. Powinno to przynieść korzyści całej gospodarce.
Żyjemy w niespokojnych czasach. Kierunek ucieczki przed tą niepewnością jest jeden: do przodu. Aby radzić sobie z niepewnością i niestałością, trzeba nauczyć się w nich żyć i wykorzystywać je dla potrzeb firmy.