Informatycy czytają coraz więcej

Jaka jest granica opłacalności?

Trzeba wydać minimum 1-1,5 tys. egzemplarzy jednego tytułu. Chyba że ma się do czynienia z wyjątkowo specjalistyczną książką, dotyczącą specyficznego, używanego przez nieliczną grupę osób oprogramowania, np. niektóre bardzo drogie programy firmy AutoDesk. Wtedy można wydać, powiedzmy, 500 egzemplarzy, bo i tak nie będzie więcej zainteresowanych tematem. Siłą rzeczy jednak cena musi być wtedy wyższa.

Na polskim rynku działa ponad dziesięć wydawnictw zajmujących się książką informatyczną. Kilka z nich wydaje powyżej pięćdziesięciu książek rocznie. Kilka funkcjonuje na poziomie dziesięciu pozycji rocznie. Jedno, dwa próbują wydawać same starannie wybrane hity, np. o hakerach.

My postawiliśmy na wszechstronność. Chcemy szeroko odpowiadać na potrzeby czytelników. Musimy mieć więc szeroką ofertę. Chodzi nam o to, aby jak najrzadziej odsyłać klienta do konkurencji. Klient musi mieć u nas możliwość wyboru, znalezienia tego, co go interesuje, co jest mu potrzebne. Obecnie mamy w ofercie 250 tytułów. Uważamy, że jeśli klient kupi u nas jedną książkę, to weźmie też drugą i trzecią, a potem może jeszcze wróci po czwartą i piątą. Takie działanie kosztuje, bo trzeba np. zainwestować w magazyny. Ale też i procentuje lojalnością czytelników.

Mówił Pan o słabej sieci księgarskiej. Jak obecnie wygląda dystrybucja książek informatycznych w naszym kraju? Z czym się wiążą największe problemy?

Wydawców książek komputerowych dotykają te same problemy, które są utrapieniem całego rynku książki w Polsce. Nie sprzyjające są przepisy podatkowe. Koszty druku można sobie odliczyć dopiero po sprzedaniu książki, a hurtownicy czy księgarze niechętnie kupują książki, wolą brać je w komis.

W Polsce nie ma porządnego rynku hurtowego. Funkcjonuje bardzo dużo małych hurtowni, które konkurują ze sobą na ograniczonych obszarach i które z różnych przyczyn ustawicznie bankrutują (od początku tego roku padło sześć takich hurtowni). Wydawcom trudno jest wówczas odzyskać zainwestowane pieniądze. Potrzebne byłyby duże sieci dystrybucji książek. Niedobrze, gdyby był monopol, ale z pewnością 5, 6 dużych, sprawnych hurtowni poradziłoby sobie lepiej niż 50-60 niewielkich składów z książkami. Wydawcy nie musieliby wtedy rozdrabniać swoich nakładów. Ryzyko też z pewnością mogłoby się rozkładać równo - na wydawców, jak i hurtowników i księgarzy.

Kto pisze dla Pana książki o informatyce? Jakich autorów Pan preferuje? Czy woli Pan wydawać tłumaczenia czy zamawiać książki u polskich autorów?

Wydajemy tyle samo książek tłumaczonych i pisanych przez rodzimych autorów. (Chociaż, gdyby przeliczyć na liczbę stron, to więcej byłoby stron tłumaczonych - głównie z wydawnictw amerykańskich i niemieckich.) Polscy autorzy rekrutują się głównie spośród nauczycieli szkolnych i akademickich. Mamy stałych autorów, a niektórych z nich, choć wydali już u nas po 5, 6 książek, w ogóle nie znamy. Wszystko załatwiamy przez Internet, tak jak np. z autorem piszącym u nas o Linuxie, a mieszkającym w Białymstoku.

Ile może zarobić u Pana autor książki informatycznej?

Zazwyczaj jest to 12-15% ceny zbytu. Płacimy sukcesywnie, w miarę postępów w sprzedaży. Czasami umawiamy się z autorem na konkretną sumę za całość nakładu, ale wtedy znów całe ryzyko jest nasze!

W USA wykształciła się grupa autorów, którzy specjalizują się w pisaniu książek informatycznych i bardzo dobrze na tym zarabiają. U nas wciąż jeszcze stanowiska informatyków w firmach są bardziej atrakcyjne finansowo niż zajmowanie się pisarstwem. Jest już jednak grupa osób, które utrzymują się tylko z pisania, tłumaczenia i prowadzenia kursów komputerowych.


TOP 200