Informacja a władza

Kto ma informację, ten ma władzę. Ta zależność znana jest od zarania dziejów. Bez wiedzy o obywatelach, ich potrzebach czy nastrojach, bez informacji ze świata nie można skutecznie sprawować władzy politycznej. Informacja potrzebna jest także rządzonym, aby mogli uczestniczyć w działaniach instytucji społecznych i politycznych. We współczesnym społeczeństwie informacyjnym znaczenie informacji, dzięki technikom informatycznym, wzrasta niepomiernie. Rodzi jednocześnie wiele nowych problemów.

Kto ma informację, ten ma władzę. Ta zależność znana jest od zarania dziejów. Bez wiedzy o obywatelach, ich potrzebach czy nastrojach, bez informacji ze świata nie można skutecznie sprawować władzy politycznej. Informacja potrzebna jest także rządzonym, aby mogli uczestniczyć w działaniach instytucji społecznych i politycznych. We współczesnym społeczeństwie informacyjnym znaczenie informacji, dzięki technikom informatycznym, wzrasta niepomiernie. Rodzi jednocześnie wiele nowych problemów.

Tak długo, jak sprawowanie władzy opierało się na ustnych rozkazach, spisywanych dokumentach, gromadzonych w jednym tylko miejscu i dostępnych nielicznym, rola informacji była bardzo mała. Dla królewskiej czy dyktatorskiej władzy liczyły się tylko jednakowe środki przekazu. Zbieranie informacji o życiu obywateli, biernych podmiotach władzy, nie miało znaczenia. Istotne co najwyżej były dane o zasobach naturalnych czy poziomie produkcji dla obliczenia i wymierzenia podatków. Ważne było tylko odgórne przesyłanie informacji, informacja oddolna nie była potrzebna do sprawowania władzy.

W nowożytnej Europie na przełomie XVIII i XIX w. zaczęła powoli kształtować się nowa jakość w sprawowaniu władzy i jej związek z informacją. Jak pisze na ten temat wybitny współczesny filozof i teoretyk polityki Jurgen Habermas, ukształtowała się wówczas, głównie w Anglii, sfera publicznej, wolnej i twórczej aktywności obywateli. Zamiast dworu królewskiego i Kościoła - które sprawując monolityczną i najczęściej niedemokratyczną władzę, narzucały obywatelom swoją wiedzę, poglądy i informację - pojawiła się sfera publicznej, racjonalnej i wolnej wymiany informacji. Zaczęło się od debat parlamentarnych publikowanych następnie w niezależnej prasie (nowym medium komunikacyjnym), od bibliotek publicznych, od stronnictw politycznych, które stały się zaczątkiem późniejszych partii politycznych.

Istotą sfery publicznej jest swobodnie wyrażana, kształtowana i komunikowana informacja, która jest niezbędna dla życia politycznego. Chociaż już na początku w sferze publicznej pojawiła się informacja wyrażająca interesy nowych warstw i klas społecznych (kupców, mieszczan, przemysłowców, dysydentów religijnych i politycznych), to jednak funkcjonowała ona swobodnie, była nieodpłatnie dostępna dla wszystkich. Informacja była bowiem uważana za dobro ogólne i wspólne. Partykularny interes traktowano (było to specyfiką dziewiętnastowiecznego światopoglądu i polityki) jako wyraz tego, co powszechne. Sprzyja temu rozwój gospodarki rynkowej, której spraw informacja ze sfery publicznej najczęściej zresztą dotyczyła.

Publiczne, a więc prywatne

W miarę rozwoju gospodarki kapitalistycznej, stwierdza Habermas, informacja ze sfery publicznej coraz częściej zaczynała być traktowana jako towar, mający swoją cenę, tak samo dobry do porównania i wymiany, jak surowce czy produkty. Już pod koniec XIX w. zaczęły powstawać prywatne agencje (np. agencja Reutera) gromadzące informacje dotyczące rynku, sprzedające je zainteresowanym. Tak samo postępowały agencje ubezpieczeniowe, dla których informacja była towarem o kapitalnym, handlowym znaczeniu. Najprężniej rynkową rolę informacji wyrażają jednak giełdy, od towarowych po kapitałowe.

W każdym z tych przypadków informacja o gospodarczym znaczeniu powstawała lub przechodziła przez sferę publiczną. Traciła jednak przy tym charakter bezinteresownych danych, dostępnych w zasadzie dla wszystkich, coraz bardziej się merkantylizowała. Jest bowiem tak, że im bardziej państwo staje się kapitalistyczne, tym mocniej i częściej biznes używa informacji do własnych interesów, zasadniczo różnych od celów publicznych. Cywilizacyjna tendencja rozwoju kapitalistycznego zaczęła przybierać coraz bardziej radykalną postawę, nie do końca korzystną dla tak ważnej sfery życia publicznego.

Zaczęło się w zasadzie od komercjalizacji takich mediów, jak prasa, radio i telewizja, od początku kształtujących i przekazujących informację w sferze publicznej. Media te stały się przedsiębiorstwami kapitalistycznymi, ale nie publicznymi. System prywatnej własności i akcjonariatu nastawił je na zysk, nie na kształtowanie opinii publicznej w imię interesu powszechnego. Sprzedaż informacji może przynieść zyski, informacja więc prawie całkowicie się skomercjalizowała. Jej zbieranie i przekazywanie straciło cechy wczesnego etosu niezależności i odpowiedzialności za nie.

Informacją ze sfery publicznej wkrótce zaczęli interesować się politycy. Dopełnili proces powolnego urynkowienia informacji. W dotychczasowych, ukształtowanych przez rewolucje francuską i amerykańską, stosunkach władzy zaszły zresztą znaczące przeobrażenia. Jedna władza centralna, mająca monopol na informację i wiedzę, została bądź zastąpiona, bądź ograniczona przez władzę przedstawicielską. Powstawały demokracje o niezależnych ciałach ustawodawczych i sądowniczych, a także silnych ośrodkach informacyjnych. Z początku wydawało się, że zwłaszcza media masowe będą silnymi ośrodkami opiniotwórczymi i kontrolnymi wobec władzy politycznej. Ich całkowita komercjalizacja, która dokonała się po drugiej wojnie światowej, przekreśliła jednak te nadzieje. Media zostały skupione w rękach prywatnych bądź państwowych. Najpierw na szeroką skalę zaczęto wykorzystywać do propagandy państwowej radio (czego przykładem była III Rzesza), później telewizję (stało się to w Ameryce w latach 60.). Okazały się one znacznie skuteczniejsze niż prasa wysoko nakładowa.

Politycy szybko zauważyli, że pozyskiwanie poparcia obywateli do ich partykularnych interesów musi rozgrywać się właśnie w sferze publicznej, gdzie można zbierać informację i kształtować poglądy. Bój o tę sferę rozgorzał kolejny raz.

Infowładza

Każda władza szuka swojej legitymizacji, uprawomocnienia. Dawna władza znajdowała je w ciągłości tradycji (wielowiekowych rodów czy dynastii) lub w charyzmatycznych cechach władcy. W nowożytnych czasach przestało to już wystarczać. Doszły kryteria stricte polityczne, jak wybory, konstytucyjne usankcjonowanie, kontrola parlamentarna czy poparcie ze strony władzy samorządowej. W tym wszystkim coraz ważniejsza stawała się informacja. Władza zaczyna się obecnie legitymizować poprzez wiedzę, która staje się coraz ważniejszą podstawą jej sprawowania.

Bez dokładnej znajomości poglądów oponentów, woli wyborców czy decyzji sojuszników i stronników żadna siła polityczna nie jest dzisiaj w stanie sprawować władzy. Dotyczy to zarówno państwa, jak i partii politycznych. Informacja służąca do uzyskania, wykonania i zachowania ciągłości władzy politycznej jest współcześnie niezbędna jak nigdy dotąd.

Związek władzy politycznej z informacją jest złożony i wielostronny. Sama informacja, w znaczeniu jej treści (tego, że dany kod odsyła do jakiejś rzeczy), jest w polityce niezbędna w takim samym stopniu, jak w gospodarce, nauce czy kulturze. Bez informowania się, bez wiedzy nie można działać. Do każdorazowego skutecznego działania potrzebna jest wszakże konkretna informacja z danego źródła, docierająca również do konkretnego odbiorcy, mająca tym samym wartość, w tym wiarygodność, ale też i określoną cenę. O takiej roli informacji mówi się obecnie w tzw. e-gospodarce czy w e-handlu.

Tak samo jest w polityce. Rola i wartość informacji dla polityka i dla obywatela jako wyborcy są jednak w zasadzie odmienne. Dla polityka ważne jest, aby skutecznie i na różne sposoby (za pomocą wielu mediów informacyjnych) oddziaływać na swoich wyborców. Dlatego będzie on zbierał informację o ich poglądach oraz kształtował swój wizerunek przez umiejętny dobór, najczęściej jednak selekcję, informacji. Z kolei obywatel szuka wielu źródeł informacji, zważając na ich wiarygodność, jest wobec nich krytyczny, woli pozostać anonimowy w momencie podejmowania decyzji politycznej.

Są to zatem sytuacje i interesy odmienne. W demokratycznych systemach sprawowania władzy wszystko to odbywa się, jak najczęściej mówią politycy, jawnie i demokratycznie, z zachowaniem równości i wolności, poszanowania wartości obywatelskich. Nie do końca jest to prawda. Technologie informatyczne, które współtworzą dzisiejsze społeczeństwo informacyjne, znacznie komplikują dotychczasowy obraz zależności między władzą a informacją, są w nim zagmatwane.

Kto ma rzeczywistą władzę?

Stopień złożoności technik zbierania, magazynowania,przetwarzania i przesyłania informacji jest tak wysoki, że nikt tego nie jest w stanie od początku do końca zrobić sam, jest to więc udziałem wyspecjalizowanych instytucji, agend rządowych, prywatnych korporacji itp. W ramach gospodarki rynkowej świadczą one usługi na zamówienie, wyceniają wartość informacji, oferują nowe usługi. Robią to dla potrzeb gospodarki, handlu, ale coraz częściej również dla polityki.

Politycy doceniają rolę informacji w swoich kampaniach, koalicjach, strategiach. W swoich działaniach prowadzą intensywny marketing. Stąd też polityka komercjalizuje się, zaczyna panować w niej specyficzna "konsumpcja informacji", bez której nikt z polityków już teraz nie rozpoczyna działalności. Polityk jednak nie jest w stanie sam i bezpośrednio kontaktować się z wyborcą. Mimo że teleinformatyka daje taką szansę, to jednak e-polityka wymaga w wysokim stopniu upośredniczenia, oparcia się na menedżerach czy ekspertach z dziedzin technik informatycznych. W sztabach polityków na razie nie ma samodzielnych instytucji informatycznych (tak jak w biznesie), gdyż kosztowałyby one za dużo, nie byłyby one zresztą potrzebne na stałe. Dlatego na razie politycy będą zmuszeni do "kupowania" wybranych informacji i narzędzi informatycznych, raczej dla nich drogich, lecz będą zmierzali do kupienia... "całej pasieki, a nie tylko słoika miodu", jak mówi stare porzekadło.

Proces ten zaczął się już z całą gwałtownością w stosunku do tradycyjnych mediów, takich jak prasa, radio czy telewizja. Wystarczy przyjrzeć się walce, jaka toczy się w Polsce o udział polityków w ciałach zarządzających publicznymi i prywatnymi mediami. Nietrudno przewidzieć, że podobnie będzie w przypadku sektora informatycznego, głównie Internetu, na który co światlejsi politycy już ostrzą sobie zęby. Walka będzie toczyła się o wpływ (udział w strukturze własnościowej, zarządzaniu czy nadzorowaniu) na firmy czy grupy menedżerskie zarządzające np. portalami, serwisami internetowymi, grupami dyskusyjnymi, sondażem opinii publicznej itp. To one mogą być przysłowiową pasieką.

Ale przecież Internet jest niczyj, jest wspólny - powie każdy, kto choć trochę go rozumie. Jest domeną wolności słowa, wirtualnych stowarzyszeń i obywatelskich postaw. Tak - ale nie chodzi tu o infrastrukturę informacyjną, która nań się składa, lecz o charakter i zakres usług w nim świadczonych. Coraz mocniej zaznaczający się wpływ polityki na Internet nie pozostawia w tej sprawie wątpliwości. Przykłady sprzed lat amerykańskich debat i regulacji prawnych w dziedzinie wolności słowa w Internecie pokazują, że nawet w pobożnym zamiarze ochrony obywateli (przed pornografią czy rasizmem) władza państwowa czy ustawodawcza może faktycznie naruszyć ich wolność (dostępu do dowolnych źródeł informacji).

Oddziaływanie może być zresztą świadome i bardzo dokładnie ukierunkowane, pośrednie i wyrafinowane. Politycy nie będą musieli bezpośrednio tworzyć czy kontrolować informacji. Wystarczy, że będą mieli wpływ na tego, kto je będzie zbierał i przekazywał. W Internecie Orwellowska wizja Wielkiego Brata nie jest możliwa. Biorąc jednak pod uwagę to, co stało się ze sferą publicznej opinii opisaną przez J. Habermasa (którą zawłaszczył i skomercjalizował rynek i gospodarka kapitalistyczna), można stworzyć podobny scenariusz zdarzeń w odniesieniu do najnowszych technik informatycznych.

W pewnym sensie będzie obowiązywać zasada, że ten ma informację, kto ma już silną władzę, zaś poprzez jej informacyjne wzmocnienie będzie miał ją jeszcze większą. Bez wątpienia potwierdzi się w ten sposób legitymizacja władzy przez wiedzę, lecz ta szczególna w społeczeństwie informacyjnym zależność władzy politycznej od informacji nie wyjdzie na dobre dla tak cenionych w demokracji wartości, jak wolność słowa, wielość niezależnych źródeł wiedzy, krytyka władzy przez obywateli czy odpowiedzialność za przekazywaną informację. Po skomercjalizowaniu informacji na politycznej agorze, jaką coraz bardziej będzie Internet, stanie się ona towarem w swoistej konsumpcji polityki.

Polityka, bez której nie ma dzisiaj żadnej z dziedzin życia społecznego i ekonomicznego, zmieni funkcjonowanie informacji w społeczeństwie informacyjnym. Już dzisiaj można zauważyć tego symptomy w Polsce, która ma, jak podnoszono to na ostatnich międzynarodowych spotkaniach na temat społeczeństwa informacyjnego, co prawda duże zapóźnienie w jego tworzeniu, lecz szybko je pewnie nadrobi. Tak przynajmniej mówią niektórzy politycy. Można jednak sądzić, że mają oni na myśli budowę politycznej infrastruktury informacyjnej, którą chcieliby spożytkować wyłącznie dla swoich, partykularnych, ale nie powszechnych celów. Czy idzie im o dobro ogólnospołeczne, o tworzenie autonomicznej, cybernetycznej sfery opinii publicznej, sfery sprzęgającej informację od dołu (obywateli) i od góry (decydentów) w procesie tworzenia nowej wiedzy? Trudno odpowiedzieć jednoznacznie. Więcej jest zastrzeżeń i obaw niż pozytywnych objawów.

Za podstawę oceny kierunku, w jakim zmierzają zmiany na styku polityki i informacji, można uznać rodzaj i charakter stosunków własnościowych w sektorach gospodarki informatycznej. Krótko mówiąc, z tego, kto ma technologie i narzędzia informatyczne, jaki jest to rodzaj własności, jak je sprzedaje, komu udostępnia, po jakiej cenie, jakie czerpie z tego zyski, może wynikać odpowiedź na pytanie, czyją władzę w społeczeństwie informacyjnym wzmocni informatyka.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200