Gwałtowne przebudzenie

Odpowiadając na pytania coraz liczniejszej rzeszy klientów, poszukujących korzystnej oferty dotyczącej transmisji danych, operator posługiwał się starą formułą linii dzierżawionych: jest ona na tyle elastyczna, że mieści się w konwencji zwykłych linii telefonicznych. Dzięki temu firma telekomunikacyjna nie musiała zajmować się sygnałami czy protokołami, które płyną jej siecią abonencką. Wystarczyło wybrać odpowiednie łącze oraz zapewnić mu wysoką niezawodność (co i tak wchodziło w obowiązki operatora), aby wywiązać się z zadania wobec klienta. Wywiązać, bo przecież nie zadowolić: klient musiał się zwracać do firmy trzeciej, która dzięki odpowiednim urządzeniom (zazwyczaj modemom) uzyskiwała połączenie. Kiedy łączność psuła się, co zdarzało się dość często, bo i urządzenia były jeszcze niedoskonałe i linie bardziej zawodne niż dzisiaj (analogowe!), nie było wiadomo kto zawinił. Każda ze stron obwiniała drugą, odsyłając klienta - "od Annasza, do Kajfasza."

Telekomunikacji na pomoc

To spowodowało, że zaczęły powstawać firmy zajmujące się wyłącznie transmisją danych i zapewniające klientowi odpowiedni serwis, a operatorzy telekomunikacyjni zaczęli zauważać klientów, chcących transmitować dane. Jedni uzupełniali drugich: ci pierwsi zapewniali kompleksową obsługę teleinformatyczną klientów, włącznie z budowaniem okablowania strukturalnego; natomiast operatorzy tworzyli komórki zajmujące się transmisją danych lub - ogólnie rzeczy biorąc - usługami. Zarysował się podział na sieci lokalne i rozległe.

Dla klientów nie miało to większego znaczenia, bo i tak większość transakcji przeprowadzana była przez sieć lokalną, a łączność międzywęzłowa pozostawała na uboczu głównego nurtu. Cyfryzacja sieci i wzrost doświadczenia spowodowały, że operatorzy telekomunikacyjni zaczęli szybciej reagować na potrzeby klientów. I choć łączność była coraz lepszej jakości, to techniczne środki jej realizacji były oparte w głównej mierze na analogowych łączach 14 000 kbit/sek lub 19 200 kbit/s bądź powstających sieciach multiplekserów cyfrowych niskiego poziomu (udostępniających kanały do 64 kbit/sek). Na łącza szybsze nie było ani zapotrzebowania, ani możliwości technicznych (działały zbyt małe strumienie telekomunikacyjne). W tym czasie standardem sieci lokalnej był już Ethernet (10 Mbit/sek).

Operatorzy telekomunikacyjni nie zauważali możliwości skorzystania z kanałów 2 Mbit/sek łatwo dostępnych w teletransmisji. Koncentrowali się raczej na rozbudowie sieci multipleskerowej oraz wdrażaniu usługi ISDN, która - z wyjątkiem kilku państw (Niemcy, Francja) - do dziś nie jest szeroko rozpowszechniona. Zainwestowano duże pieniądze w budowę sieci specjalistycznych (multiplekserowa, pakietowa). W tych warunkach nie ma powodu, aby 2 Mbit/sek były tanie, skoro są pod ręką niższe przepustowości. Duża podaż kanałów 2 Mbit/sek niechybnie spowodowałaby obniżenie cen za usługi i zmusiłaby operatorów do rozbudowy urządzeń transmisyjnych. Utopia? Nie, dziś ponad połowa ruchu transmisyjnego przez Atlantyk, to ruch generowany przez największą sieć transmisji danych - Internet.

Prędkość w Internecie

Internet przeżywa dzisiaj wspaniały rozwój: nie ma firmy komputerowej, która by ignorowała jego istnienie (te, które to zrobiły, już dzisiaj nie istnieją); nie ma instytucji rządowej, kwestionującej jego pożyteczność, nie ma firmy telekomunikacyjnej, która by nie zdobywała na nim pieniędzy. Tak więc z pozoru niekomercyjna sieć jest olbrzymią maszynką do robienia pieniędzy.

Powszechna demonopolizacja sektora telekomunikacyjnego w naszej części globu spowoduje, że ceny spadną, a jakość połączeń wzrośnie. Czy więc jutro dostaniemy transmisję szerokopasmową, o której każdy marzy? Czy jest to możliwe w naszym kraju, w którym jeszcze do niedawna (a może nawet do dziś?) telefon postrzegany był jako luksus? Wszystko wskazuje na to, że tak. Nasz telekomunikacyjny monopolista uzupełnia wielkimi krokami zaległości sprzed lat, powstają jak grzyby po deszczu spółki prywatne, wiele instytucji kładzie własne światłowody.

W ciągu kilku najbliższych lat wiele się wydarzy na rynku telekomunikacyjnym: za 5-7 lat możemy obudzić się w zupełnie nowej rzeczywistości. I na pewno lepszej.


TOP 200