Gorące lato w medycynie

Lato, z racji wysokich temperatur, to okres wzmożonej pracy dla lekarzy. Wszystko wskazuje na to, że w tym roku pełne ręce roboty będą mieli także urzędnicy i informatycy odpowiedzialni za rozwój systemów informacyjnych w ochronie zdrowia.

Lato, z racji wysokich temperatur, to okres wzmożonej pracy dla lekarzy. Wszystko wskazuje na to, że w tym roku pełne ręce roboty będą mieli także urzędnicy i informatycy odpowiedzialni za rozwój systemów informacyjnych w ochronie zdrowia.

Wygląda na to, że w tym roku nie ma mowy o "sezonie ogórkowym", przynajmniej w służbie zdrowia. W najbliższych dniach powinniśmy poznać założenia przetargu na Rejestr Usług Medycznych. Realizację nowego projektu - portalu informacyjno-integracyjnego, współfinansowanego z funduszy międzynarodowych - zapowiada także Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia, działające przy Ministerstwie Zdrowia.

Przyzwoite dane, niepełny system

O tym, jakie oczekiwania względem systemów informatycznych ma Jerzy Miller, prezes Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ), mogliśmy usłyszeć podczas konferencji Informatyka w opiece zdrowotnej, zorganizowanej przez tygodnik Computerworld. On sam tak naprawdę nie lubi nazwy Rejestr Usług Medycznych (RUM). Zdaniem Jerzego Millera, sam rejestr już istnieje i z powodzeniem funkcjonuje w NFZ. Gromadzone są w nim na bieżąco, począwszy od stycznia 2004 r., informacje o realizowanych usługach medycznych. Zdaniem Jerzego Millera, chodzi zatem nie o budowę samego RUM-u, ale warstwy dostępowej do zasobów informacyjnych NFZ. Kluczowym elementem jest tutaj zdalny dostęp i uwierzytelnianie korzystających zeń osób i instytucji, przede wszystkim lekarzy i innych pracowników służby zdrowia, aptek, pacjentów i innych podmiotów mających powód, aby uczestniczyć w systemie przepływu informacji w służbie zdrowia.

Jerzy Miller podkreśla, że w społecznej świadomości funkcjonuje zupełnie wypaczony obraz funkcjonowania systemu RUM, postrzeganego głównie poprzez system kart procesorowych. To, czy będzie to Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego, czy też inne rozwiązanie - jak inteligentna płatnicza karta bankowa, telefon komórkowy, czy urządzenie biometryczne - jest, zdaniem prezesa NFZ, rzeczą wtórną. Istotna jest autoryzacja dostępu do zbieranych centralnie danych, a nie gromadzenie informacji o usługach medycznych na karcie czy innym nośniku posiadanym przez pacjenta. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji chce, aby nowy dokument tożsamości był wyposażony w mikroprocesor, na którym mogłyby być zapisywane np. dane medyczne.

Ważne jest także to, aby pacjent miał dostęp do danych. Wówczas bowiem będzie wiedzieć, czy w jego przypadku faktycznie zrealizowano dane usługi. Dziś w rejestrach gromadzone są dane wyłącznie w oparciu o deklaracje jednostek służby zdrowia, co może prowadzić do nadużyć. Jerzemu Millerowi zależy na tym, aby w przyszłości wszystkie usługi były uwierzytelniane przez pacjenta. Jest to wizja, w której pacjent znajduje się w centrum systemu. Realizacja wizji prezesa Jerzego Millera zależy od wielu czynników, przede wszystkim zaś od tego, jak długo uda mu się pozostać na swoim stanowisku.

Gorące lato w medycynie

Jerzy Miller

Niektórzy oponenci obecnych władz NFZ argumentują jednak, że w pierwszej kolejności system informacyjny w służbie zdrowia należy wykorzystać do zbierania informacji o płatnościach, a dopiero potem obudować tę funkcjonalność pozostałymi elementami, dotyczącymi przede wszystkim informacji o usługach medycznych. Z wizją prezesa NFZ nie zgodziła się część autorytetów z dziedziny medycznych systemów informacyjnych, uczestniczących w dyskusji panelowej podsumowującej naszą konferencję. "Narodowy Fundusz Zdrowia zbiera nawet w miarę przyzwoite dane dotyczące kontraktowanych usług, jednak nie oddają one w pełni obrazu sytuacji" - mówi Andrzej Strug, prezes spółki Serum Software i były dyrektor Departamentu Informatyki w Ministerstwie Zdrowia i Opieki Społecznej. "W obecnych systemach brakuje autoryzacji usługi przez pacjenta. Tym, co ma w tej chwili NFZ, jest tak naprawdę oświadczenie świadczeniodawcy o tym, że wykonał usługę" - potwierdza Mirosław Jarosz, współtwórca, wraz z Andrzejem Jaroszem, powstałej jeszcze w połowie lat 90. koncepcji RUM, obecnie pracownik Instytutu Medycyny Wsi i Akademii Medycznej w Lublinie.

Co zatem powinien zrobić Narodowy Fundusz Zdrowia i Ministerstwo Zdrowia? Zdaniem ekspertów, przede wszystkim skupić się na dopracowaniu aktów prawnych, regulujących wymianę danych pomiędzy świadczeniodawcami a płatnikiem oraz stworzeniu uniwersalnego "koszyka świadczeń", który pozwoliłby na choć częściowe uniezależnienie sfery wymiany danych od zmian zachodzących w służbie zdrowia. "Przynajmniej częściowo realizujemy te cele. Nie zapominamy jednak przy tym także o innych systemach, portalach i rejestrach uzupełniających systemy informacyjne ochrony zdrowia" - zapewnia Leszek Sikorski, dyrektor Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia. CSIOZ planuje m.in. budowę portalu, który z jednej strony usprawniłby wymianę danych pomiędzy ministerstwem a placówkami ochrony zdrowia, z drugiej zaś realizował cele edukacyjne i prozdrowotne wobec społeczeństwa.

Sześć programów, mnóstwo możliwości

Projekt, którego zakres przedmiotowy jest właśnie opracowywany, będzie realizowany przy wykorzystaniu funduszy europejskich. Tego typu środki, dostępne w ramach programów eHealth, eTEN, ale także grantów funduszu norweskiego, funduszy strukturalnych, czy grantów naukowych wspierane przez Ministerstwo Edukacji i funduszy wspierających współpracę regionalną, są coraz istotniejszym źródłem finansowania modernizacji w służbie zdrowia.

Zdobycie dofinansowania inwestycji z Unii Europejskiej jest dość trudne, ale nie niemożliwe. Duża liczba funduszy stwarza możliwość równoległego aplikowania z tymi samymi, nieco tylko przemodelowanymi pod cele strategiczne projektami do kilku jednostek równocześnie.

Gorące lato w medycynie

Adam Koprowski

Trudności wynikają przede wszystkim z formalizmu postępowania. "Odkąd staliśmy się członkiem Unii Europejskiej, trudno mówić o jakiejś taryfie ulgowej dla wnioskodawców z Polski. Tym bardziej nie ma co liczyć na argumenty, że wniosek pochodzi z kraju, w którym służba zdrowia jest słabo zinformatyzowana. Oni tego po prostu nie rozumieją" - mówi Adam Koprowski, pełnomocnik dyrektora ds. telemedycyny w Instytucie Kardiologii w Aninie oraz konsultant Komisji Europejskiej ds. projektów eHealth. Jego zdaniem jednak polskie placówki medyczne mają szansę na uzyskanie finansowania. "Projekty muszą mieć nowatorski i najlepiej ponadnarodowy charakter. W ramach programu eHealth promowane są projekty związane z jednym z trzech celów strategicznych, realizujących integrację i współdziałanie medycznych systemów elektronicznych państw UE, założenia europejskiej karty medycznej, a także zapewniających większy dostęp, lepszą jakość i efektywność opieki medycznej poprzez wykorzystanie zaawansowanych systemów elektronicznych" - tłumaczy. "Dlatego też warto szukać silniejszych partnerów za granicą i startować wspólnie z nimi. Najlepiej gdyby wśród nich byli także stabilni finansowo partnerzy biznesowi. Niestety w Polsce firmy komercyjne nie angażują się w tego typu projekty. Jest to o tyle dziwne, że np. centrale firm międzynarodowych, które działają w Polsce, są aktywnymi uczestnikami wielu projektów w służbie zdrowia" - dodaje. Doskonałym przykładem jest Philips, którego europejskie oddziały biorą udział w co najmniej kilku realizowanych równolegle projektach.

Dobrze, jeśli wniosek o dofinansowanie wpisuje się w długofalową strategię rozwoju instytucji. W Krakowskim Szpitalu Specjalistycznym im. Jana Pawła II, który w ciągu ostatnich kilku lat z różnych źródeł (przede wszystkim funduszy strukturalnych oraz Zintegrowanego Programu Operacyjnego Rozwoju Regionalnego ZPORR) uzyskał kilkanaście milionów złotych wsparcia, takim strategicznym programem jest budowa eSzpitala, czyli cyfrowej platformy danych medycznych i telekonsultacji. W ramach tego makroprogramu szpitalowi udało się zdobyć 2 mln zł na stworzenie podstaw systemu, a także dodatkowe środki, z których zakupiono i wdrożono system do elektronicznego zlecania badań laboratoryjnych, zmodernizowano system RIS (NetRAAD) do składowania i prezentacji danych medycznych w postaci elektronicznej, a także jego integrację z głównym systemem szpitalnym InfoMedica.

"Uczestnictwo w tak wielu projektach jest oczywiście dość czasochłonne, jednak w ostatecznym rozrachunku bardzo się opłaca. Daje także możliwość dodatkowego wynagrodzenia dla pracowników, uczestniczących w postępowaniu" - mówi Zbigniew Leś, kierownik Działu Systemów Informatycznych i Ochrony Danych Elektronicznych w Krakowskim Szpitalu Specjalistycznym im. Jana Pawła II. Środki te są na tyle duże, że krakowskiej placówce opłacało się nie tylko stworzyć odrębną komórkę odpowiedzialną za pozyskiwanie funduszy, ale także korzystać z usług wyspecjalizowanych firm doradczych, na które przerzucono część obowiązków biurokratycznych. Niestety, konkurowanie o środki unijne jest na tyle duże, że rosną także ceny usług doradczych. W Polsce honoraria takich firm mogą sięgać kilkunastu tysięcy złotych, płatnych w razie powodzenia projektu. W Europie takie usługi sięgają podobnych sum, tyle że w euro. I nikt nie chce słyszeć o "success fee".

Projekt e-recepty

Jak podaje Gazeta Wyborcza, Narodowy Fundusz Zdrowia planuje jeszcze w tym roku rozpocząć pilotaż systemu elektronicznych recept. Program pilotażowy obejmie dwa wielkopolskie powiaty, a weźmie w nim udział ok. 200 lekarzy. Lekarz, oprócz papierowej recepty dla pacjenta, ma tworzyć również jej elektroniczną wersję. Obie będą miały ten sam numer. Kiedy pacjent przyjdzie do apteki, farmaceuta - korzystając z tego numeru - pobierze z bazy danych Narodowego Funduszu Zdrowia informację, jakie leki przepisano choremu.

W skali Polski dzięki systemowi e-recept można by zaoszczędzić nawet 1 mld zł. Elektroniczne recepty uszczelniłyby bowiem system leków refundowanych (NFZ wydaje na ten cel ok. 6,6 mld zł rocznie) i pomogłyby pozbyć się z rynku fałszywych recept. Wiadomo byłoby także co i komu wypisuje dany lekarz. Ponadto pacjent już u lekarza wiedziałby, ile musi zapłacić za leki, co pozwoliłoby mu od razu wybrać tańszy odpowiednik. Elektroniczne recepty działają już m.in. w Niemczech, Wlk. Brytanii, Skandynawii i Stanach Zjednoczonych.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200