Google Drive uwypukla słabe strony publicznych chmur obliczeniowych
- Dariusz Niedzielewski,
- Taylor Armerding,
- 07.05.2012, godz. 09:00
Pod koniec kwietnia koncern Google uruchomił własną usługę przechowywania danych w publicznej chmurze obliczeniowej. Serwis o nazwie Drive wzbudził wiele kontrowersji, głównie za sprawą niejasności w zapisach regulaminowych. Według specjalistów są one jednak zbliżone do tych zawartych w konkurencyjnych usługach (Dropbox, Microsoft Skydrive czy Apple iCloud), a wszelkie wątpliwości wynikają z niedoskonałości i słabego stopnia zabezpieczeń publicznego cloud computingu.
Zagrożona prywatność
Protesty i konsternację analityków wzbudziły zapisy w regulaminie usługi chmurowej Google Drive, dające firmie zbyt dużą kontrolę nad danymi klientów. Koncern zarezerwował sobie prawo do "używania, przechowywania, reprodukowania, modyfikowania, tworzenia dzieł pochodnych (tłumaczeń, adaptacji i innych działań mogących pozytywnie wpłynąć na działanie usługi Drive), komunikowania, publikowania, przedstawiania i dystrybuowania" wszelkiej zawartości znajdującej się na dyskach udostępnianych klientom Google Drive.
Polecamy W 2014 roku zamiast komputerów osobistych osobiste chmury?
Zobacz również:
- Łatwiejsze wyjście z usług Apple - wszystko dzięki prawu UE
- Zewnętrzny dysk, chmura czy dysk sieciowy? Jak zadbać o backup
Tak szerokie uprawnienia są oczywiście poprzedzone jednoznacznym stwierdzeniem, że użytkownik "posiada wszelkie prawa własnościowe i intelektualne do zawartości, którą przesyła, a Google gwarantuje, że to co należy do klienta zawsze pozostanie w jego władaniu."
Nilay Patel, specjalista zajmujący się tematyką usług chmurowych, twierdzi, że język użyty w regulaminie Google Drive jest nieco bardziej restrykcyjny niż ma to miejscu w przypadku serwisów konkurencyjnych. Właściciele popularnej usługi Dropbox zastrzegają jedynie, że "klient daje firmie tylko tyle swobody, ile faktycznie potrzebne jest do prawidłowego funkcjonowania serwisu".
Intuicyjnie, zwroty użyte w regulaminie usługi Dropbox, brzmią bardziej przyjaźnie niż precyzyjne zapisy Google Drive. Według Patela nie oznacza to jednak, że są one lepsze z punktu widzenia użytkownika. Zbyt ogólne stwierdzenia wiążą się bowiem z większą dowolnością ich interpretacji, co może być niekorzystne dla klienta w przypadku powstania konfliktowej sytuacji.
Polecamy Cloud computing i nie tylko - mały słownik usług
"Google wyszczególnia wszystkie prawa, które są koniecznie do poprawnego działania usługi Drive. Dropbox zawiera tylko klauzulę mówiącą o oddaniu przez użytkowników części ich praw, tak, aby serwis mógł działać bez przeszkód. Wymagania te nie są w żaden sposób zdefiniowane." - podkreśla Patel.
Zapisy w regulaminie Google Drive skrytykował również Eric Goldman z High Tech Law Institute (Uniwersytet Santa Clara, USA). Według Goldmana, poziom prawny języka użytego przez ekspertów Google jest wysoce niezadowalający i może wprowadzić zamęt u potencjalnych klientów. "Od tak potężnego koncernu oczekiwalibyśmy bardziej profesjonalnego podejścia." - konstatuje specjalista High Tech Law Institute.
Polecamy Prywatna strona chmury