Globalne przesunięcia

Co u nas?

Jakże żenująco w tym kontekście wypadają nasze niewielkie nakłady na rozwój nauki i nowoczesnych technologii. Wskaźniki te są 3-krotnie mniejsze niż np. w Islandii, kraju z peryferii Europy, do której słusznie usiłujemy wchodzić. Zapominamy jednak, że to wejście jest w gruncie rzeczy naszą wewnętrzną sprawą. Jeśli zbliżymy się do europejskich standardów, to członkostwo w UE będzie formalnością, jak w przypadku Szwedów czy Austriaków, jeśli nie - to możemy na nie czekać latami jak Turcja.

Któż zabrania nam wprowadzenia rozsądnych regulacji prawnych, dawno wymyślonych przez innych? Czy bez Unii nie możemy uczynić naszej telekomunikacji bardziej efektywną, poprzez demonopolizację i prywatyzację? Akurat eksport polskich usług informatycznych można by znacznie zwiększyć. Koszty tworzenia stanowiska programistycznego są mniejsze niż w przypadku typowych działów produkcji przemysłowej. Przetwarzanie danych nie obciąża środowiska naturalnego i da się zorganizować niemal wszędzie, w zwykłych warunkach.

Polskie mięso czy węgiel można zatrzymać na granicy lub obłożyć embargiem. Żaden jednak celnik nie jest w stanie limitować transferu oprogramowania czy przetworzonych danych przesyłanych za pośrednictwem sieci komputerowej, nawet na drugi koniec globu. A wszystko w czasie rzeczywistym i bez "syndromu Świecka" symbolizującego wielogodzinne i bezproduktywne wyczekiwanie.

Praca na zlecenie

Ale wracajmy do teraźniejszości, tym razem do Bombaju. Ten port kojarzy się nam z egzotycznymi obrazkami tragarzy, zawzięcie targających na plecach wory z herbatą. Dziś ich potomkowie zamienili riksze na klawiatury, stając się swoistymi kulisami skomputeryzowanego świata. Miejscowa firma Datamatics specjalizuje się w usługach typu data entry, czyli w ręcznym wprowadzaniu danych do komputerów. Formularze z londyńskich banków, dane klientów niemieckich kas chorych, sprawozdania z badań genetycznych w USA, tony dokumentacji gospodarczej sprowadzane drogą powietrzną ze Szwajcarii - wszystko to musi być wprowadzone do potężnych baz danych.

Skanery nie są w stanie załatwić wszystkiego automatycznie. Sztuczna inteligencja rozpoznająca pismo ludzkie jest ciągle bardziej sztuczna niż inteligentna. A Datamatics daje gwarancje na poprawne wprowadzanie danych z wiarygodnością wyższą niż 99,99% (dosłownie!). W praktyce wiarygodność tę można uznać za 100% - każdy tekst wprowadzany jest do komputera niezależnie przez dwie osoby, dwie inne osoby prowadzą równie niezależną kontrolę, o resztę troszczy się specjalistyczne oprogramowanie porównawczo-korekcyjne. Podobne "cyfrowe porty" (w branżowym żargonie: digiport) powstały na Jamajce i Filipinach.

Opasanie kuli ziemskiej sieciami informatycznymi pozwala na omijanie stref czasowych i programowanie "na okrągło" w trybie zmianowo-sztafetowym. Celują w tym firmy amerykańskie, wykorzystując odległości (w przestrzeni, a tym samym w czasie zegarowym) między wschodnim wybrzeżem USA, Hawajami i Indiami. Wygląda to tak, że na zakończenie dnia pracy programiści z Nowego Jorku przesyłają moduły software'owe do dalszej obróbki kolegom z Honolulu. Gdy ci, powiedzmy o 17, wygaszają swe monitory, w Bangalur jest właśnie godzina 8 rano - znakomita pora, aby programować dalej i przesłać kolejny etap wykonanej pracy do USA późnym popołudniem. W Nowym Jorku jest wtedy właśnie ranek i kółko się zamyka - trzy dni programistycznej pracy w ciągu doby.

Wiadomo, że administrator dużego komputera nie musi siedzieć przy konsoli systemowej aby kontrolować konfigurację. Wystarczy mu odpowiednia emulacja terminalowa na zwykłym PC, który może znajdować się wszędzie, tam dokąd sięga lokalna sieć. Globalne sieci to globalne odległości. Zasobami informacyjnymi Bank America Corp. w San Francisco można równie wygodnie i znacznie taniej zarządzać z Puny czy Hajdarabadu, tam również zlokalizowane są indyjskie centra software'owe - STP (Software Technology Parks).

W ten sposób pielęgnowane są bazy danych firmy ubezpieczeniowej Continental, czy komputery w londyńskich centralach Shella. Wiele przodujących firm komputerowego świata, takich jak DEC czy Hewlett-Packard, oprócz tzw. filii wirtualnych czyli potencjalnych mocy przerobowych uruchamianych dla konkretnego zlecenia, ma w Indiach swoje stałe przedstawicielstwa. Ale globalna wioska informatyczna to nie tylko indyjskie "chaty" połączone z "zagrodami" euroamerykańskich "sołtysów".

Przedsiębiorstwo turystyczne LTU organizuje swoją światową sieć logistyczną i system rezerwacji biletów zatrudniając wyłącznie obcych programistów - w projekcie "Provit" znaczny udział mają specjaliści z Rygi. Nie trzeba dodawać, że Łotysze biorą za swe usługi średnio 4 razy mniej niż porównywalni profesjonaliści na Zachodzie. Siemens-Nixdorf realizuje swe zamierzenia software'owe w Indiach i na Filipinach, ale także w Rosji.

Szanse

Takie wiadomości wskazują także na szanse dla polskich firm software'owych na rynku międzynarodowym. Jest to jednak również ostrzeżenie. Nie liczmy bowiem na to, że bez wysiłku będziemy odcinać europejskie kupony od naszego centralnego położenia na kontynencie. Z Moskwy lub Kijowa można przejechać się infostradą do Berlina czy Paryża, nie zahaczając o Polskę.


TOP 200