Gartner: zaczyna się bitwa o kontrolę nad infrastrukturą IT

Sytuacja będzie się zmieniać w kolejnych latach. Pojawią się narzędzia umożliwiające automatyczne monitorowanie poboru energii w poszczególnych porach dnia, miesiąca i roku. Kolejnym krokiem będą narzędzia umożliwiające zaplanowanie optymalnego poboru energii przy wykorzystaniu najkorzystniejszych stawek i rozplanowaniu obciążeń serwerów pod kątem oszczędności. Analitycy Gartnera są zdania, że systemy monitorowania obejmą wkrótce już nie tylko wydajność i niezawodność serwerów, ale i ich zużycie energii. W miarę upływu czasu koszty utrzymania serwerów będą coraz bardziej znaczące w stosunku do kosztów ich zakupu, co spowoduje przyhamowanie tempa wzrostu centrów danych. Serwery blade są znakiem czasów, przykładem serwerów "skomponentyzowanych", uzupełnianych pamięcią i procesami zależnie od potrzeb.

Nie ma ucieczki od serwisów społecznościowych

Przez wiele lat Gartner przekonywał, że firmy powinny racjonować swoim pracownikom dostęp do serwisów społecznościowych i ograniczać nieodpowiedzialne czy rzutujące na produktywność wykorzystanie narzędzi Web 2.0. Tej jesieni Gartner przyznał, że serwisy społecznościowe na tyle mocno wrosły w schematy wykorzystania sieci przez użytkowników, że jeśli nawet dział IT zdecyduje się na odcięcie Wikipedii, Facebooka i Twittera, użytkownicy znajdą sposoby na obejście zakazów. Tym razem firma analityczna zaleca ustalenie zasad korzystania z tego rodzaju serwisów w godzinach pracy, monitorowanie aktywności pracowników, włączenie firm w obieg Web 2.0 i wykreowanie "społecznego wymiaru" korporacyjnych stron.

To ostatnie jest, być może, najtrudniejsze. To, z czym firmy zmagają się w tej chwili, to stworzenie spójnego wizerunku we wszystkich mediach, za pomocą których kontaktują się z klientami, partnerami, obecnymi i przyszłymi pracownikami. Ilość kanałów komunikacji oraz ilość aktorów biorących udział w komunikacji (dziś reprezentantem firmy na zewnątrz jest tak naprawdę każdy pracownik widoczny w sieci) wydatnie zwiększyły ból głowy specjalistów od marketingu, próbujących zaprezentować firmę w dobrym i w miarę zunifikowanym świetle. O ile instytucje off-kulturowe znakomicie odnalazły się w nowym, społecznościowym świecie, o tyle tradycyjne korporacje wyglądają w sieciach społecznościowych jak ktoś, kto wyszedł na lodowisko z wrotkami na nogach.

Bitwa użytkowników o prawo do serwisów społecznościowych jest w gruncie rzeczy potyczką nie tyle technologiczną, co kulturową. Po jednej stronie stoją ci, którzy uważają, że w pracy nie ma miejsca na prywatne relacje, a próby naginania tej zasady prowadzą do spadku produktywności i, mówiąc wprost, oszukiwania pracodawcy oraz kradzieży jego pieniędzy. Skłonni są wręcz twierdzić, że firma, która nie ogranicza dostępu pracowników do serwisów społecznościowych i niepożądanych aplikacji, nie jest warta zaufania rynkowych partnerów i klientów. Po drugiej stronie są osoby przekonane, że pracownicy pozbawieni narzędzi utrzymywania sieciowych relacji znajdą substytuty, które w podobny sposób odbiją się na pracodawcy;


TOP 200