Firma ponad właścicielem

Właściciele i personel przedsiębiorstwa pracuje przede wszystkim na to, aby firma trwała, a dopiero w drugiej kolejności po, aby przynosiła im zyski i satysfakcję.

Właściciele i personel przedsiębiorstwa pracuje przede wszystkim na to, aby firma trwała, a dopiero w drugiej kolejności po, aby przynosiła im zyski i satysfakcję.

Myliłby się ten, kto sądziłby, że organizacja gospodarcza, jaką jest przedsiębiorstwo służy przede wszystkim do tworzenia zysku dla właścicieli, partnerów czy pracowników. W błędzie jest także ten, kto jako przeznaczenie tejże organizacji wskazałby przede wszystkim na zaspokajanie potrzeb klientów. Te wszystkie definicje sensu działalności gospodarczej, potocznie przyjmowane za cele każdego przedsiębiorstwa, są tylko zapisem aspiracji, intencji i motywacji twórców oraz załogi firm i ich ogromnych wysiłków, aby temu wyzwaniu sprostać. A tak naprawdę, każda organizacja - włącznie z biznesową - służy przede wszystkim sama sobie. Jej podstawowym celem jest przetrwanie i rozwój, bez względu na to, czy rzeczywiście dobrze służy ludziom. Organizacja po przekroczeniu pewnego progu zatrudnionych osób zachowuje się trochę jak osobny organizm, niezależny od woli ludzi, a nawet czasem ich sobie podporządkowując. Zysk jest jedynie niezbędnym środkiem do zrealizowania tego nadrzędnego celu firmy, jakim jest trwanie. Krystyna Bolesta Kukułka pisze: "Znajduje to potwierdzenie w niezliczonych przypadkach firm i urzędów, które zmieniają obszar swojej działalności, profil produkcji, formy funkcjonowania, a często nawet podstawowe funkcje, dla zrealizowania której zostały powołane. Zdarza się nawet, że zanika zupełnie pierwotna racja ich istnienia, a one funkcjonują nadal". ("Zarządzanie" pod redakcją A.K. Koźmińskiego i W. Piotrowskiego)

Po pierwsze firma

To wcale nie złudzenie, że organizacja, firma, która się rozwija, zwłaszcza która się bardzo szybko rozwija, coraz bardziej rządzi postępowaniem właścicieli, choć właścicielom wydaje się, że panują nad nią, że wprzęgnęli ją w służbę dla siebie i otoczenia. Interesy organizacji nie muszą być sprzeczne z interesami poszczególnych osób, mogą być harmonijne, jednak w razie różnic konfrontacja między organizacją a ludźmi jest nieunikniona. Norma jest taka, że przedsiębiorstwa nie są już dzisiaj narzędziami w rękach założycieli czy właścicieli. Najlepszym dowodem na to jest oddzielenie własności od zarządzania, które się niemal zupełnie dokonało w zachodnim kapitalizmie. "Każda organizacja rozrastając się i starzejąc, coraz silniej żyje własnym życiem, a zdarza się też, że eliminuje swoich twórców lub odsuwa ich od wpływów i władzy" - stwierdza Bolesta Kukułka. Historia Applea doskonale nadaje się na przykład. Firmę założyli konstruktorzy: Steve Jobs i Steve Wozniak. W przysłowiowym już garażu wyprodukowali pierwszy komputer osobisty, który na rynku osiągnął niebywały sukces. Szybko rozwijającą się firmę, przekształcono w spółkę akcyjną, w której założyciele otrzymali jedynie kilkunastoprocentowe pakiety. W tym samym 1984 r., w którym Apple zanował rekordową sprzedaż sprzętu, 800 tysięcy sztuk, w którym zatrudnił kolejny tysiąc pracowników, zmuszono do odejścia Wozniaka, a rok później odsunięto od wpływów Jobsa. Bowiem obu założycieli Apple interesowało przede wszystkim nieustanne wdrażanie technicznych nowinek. Firmie groziło to utratą równowagi, a także zmniejszało zyski, jakie osiągałaby koncentrując się na podstawowej działalności.

Organizacja broniąc się przed tymi negatywnymi konsekwencjami, wyeliminowała ich bez skrupułów. Można powiedzieć oczywiście, że to ludzie podjęli takie decyzje w swoim dobrze pojętym interesie, innym niż interesy pierwotnych właścicieli. Jednak pozostaje faktem, że postąpili oni tak przede wszystkim dla dobra organizacji, dla jej trwania i rozwoju. Nie powinni mieć wątpliwości, że organizacja i ich wyrzuci za burtę, jeśli okaże się, że w następnym stadium rozwoju, organizacji potrzeba innych ludzi, o innych interesach, którym realizacja będzie harmonizowała z celami organizacji. W przypadku Appla interes założycieli przestał się w pewnym momencie liczyć. A przecież trudno powiedzieć, że wysoki zysk firmy jest większą wartością niż realizowanie nowatorskich pasji ludzi. Jest potrzebne i cenne i to, i to. Jednak w starciu z interesami firmy, ludzie przegrali. Firma rozwijała się nadal.

W Polsce łagodniej

W naszym kraju firmy - inaczej niż inne organizacje: urzędy, instytucje, administracja - nie są tak wyemancypowane. Nie ma żadnych spektakularnych przykładów zwycięstw odniesionych przez dynamicznie rozwijające się przedsiębiorstwo nad swoimi założycielami, choć wiele takich faktów na pewno się zdarzyło, tylko dotyczyło małych organizacji i nie stały się publicznym wydarzeniem. Jednak błędem jest przypuszczenie, że w ogóle nie ma takiego problemu w Polsce: problemu konfrontacji interesów i celów właścicieli z interesami oraz wymogami organizacji - firmy. Wręcz - moim zdaniem - taka konfrontacja jest codzienną rzeczywistością polskich młodych firm prywatnych. (Że jest kluczowym problemem prywatyzacji, czy w ogóle postępowania z państwowymi przedsiębiorstwami to oczywiste, ale stanowi trochę inne zagadnienie i nie będzie rozważane w tym tekście). Przebiega jednak łagodniej i w formach ukrytych, nietypowych najczęściej dla światowego biznesu. Przede wszystkim przejawia się w polemice wokół tego, czy właściciel powinien być menedżerem czy też powinien zarządzanie powierzyć profesjonalistom, ponieważ jego rola skończyła się wraz z powołaniem firmy i wyposażeniem jej w kapitał oraz pomysł na zaistnienie.

Polscy przedsiębiorcy z uporem trwają na stanowisku łączenia tych ról, za co są bezpardonowo krytykowani, i co rzeczywiście ma bardzo wiele wad. Faktem jest, że firma traci na sprawności, ale w każdym stadium rozwoju lub niepowodzeń jest narzędziem woli i realizowania celów przedsiębiorcy. Być może w sposób niedoskonały, ale jest w służbie jej założycieli, a nie tylko swojej. Polski właściciel na ogół dzieli los swojej firmy. W krańcowym wypadku bankrutuje razem z nią. Takie spektakularne przypadki znane są w Polsce (np. Leksztoń, który jako osoba fizyczna był jedynym właścicielem ogromnego imperium i razem z nim znabkrutował. Niewykluczone, że konserwatywna i nierozsądna postawa polskich przedsiębiorców jest sposobem walki z usamodzielniającą się zaborczą organizacją. Firma co prawda i tak ich pochłania, często bez reszty, ale ciągle jest w ich ręku, jest podrzędna wobec człowieka. W Polsce firma częściej niszczy człowieka, dlatego że chce on nad nią panować i w związku z tym poświęca jej cały swój czas, talenty i energię niż dlatego, że eliminuje ich ze swoich struktur, gdy ich cele rozmijają się.

Firma jest wartością

Druga różnica polega na tym, że w firmach które wyemancypowały się spod kurateli swoich założycieli czy właścicieli, menedżerowie skłonni są do traktowania firmy jako wielkiego dobra, wielkiej wartości, niemal narodowej, którą trzeba bronić przed zakusami pazernych, albo po prostu niedostatecznie kompetentnych właścicieli. Jest to postawa cokolwiek romantyczna, zgodna z polską tradycją i warta zauważenia oraz rozbudowania. Być może stanowi rozsądną alternatywnę wobec zachodniej koncepcji "firmowego patriotyzmu", praktykowanej w większości wielkich koncernów lub ponadnarodowych firm średniej wielkości. "Dla mnie planem strategicznym jest zbudowanie firmy, która byłoby w Polsce tym, czym jest General Motors czy IBM w Ameryce, a więc jednym z symboli narodowych. Komuś może się wydawać, że próba uczynienia symbolu z biznesu to szarganie świętości i kolejna sztuczka marketingowa, ale ja uważam, że posiadanie dalekosiężnych wizji to jest po pierwsze dobrym prawem prezesa, a poza tym pomaga także w realizowaniu rzeczy przyziemnych i mniej kontrowersyjnych". - twierdzi Tomasz Sielicki, prezes ComputerLand Poland w "Przeglądzie Organizacji 11/1994. Trzecia różnica zawiera się w celach, jakie realizuje się budując strukturę firmy w Polsce. W naszym kraju przedsiębiorca - menedżer nieustannie wybiera, jakie rozwiązanie formalne wybrać, aby nie utracić kontroli nad firmą, a jednak uczynić ją bardziej nowoczesną i skuteczną na rynku. Drugą jego troską jest podniesienie wiarygodności firmy, podczas gdy zachodnie firmy raczej kładą nacisk na budowę struktury "pod klienta", czyli tak aby być jak nabliżej niego. Dla Polaków jest to dopiero natępny etap. O strukturach firm polskich i zachodnich, czyli elementach, powiązaniach i zależnościach organizacyjnych, napiszemy w następnym numerze.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200