Faraon a serwisy informacyjne

Przed kilkoma laty wymarzyłem sobie możliwość łatwego dostępu do takiego systemu komputerowego, który nie tylko dysponuje bazami danych o ogromnych ilościach informacji, ale i pozwala łatwo z nich korzystać. Tak jak to było w wielu filmach sensacyjnych np. w "Błękitnym Gromie". W filmie tym bohater nie tylko ma bezpośredni dostęp do baz, ale i korzysta z nich w owym "Błękitnym Gromie" czyli w helikopterze unoszącym się w powietrzu.

Przed kilkoma laty wymarzyłem sobie możliwość łatwego dostępu do takiego systemu komputerowego, który nie tylko dysponuje bazami danych o ogromnych ilościach informacji, ale i pozwala łatwo z nich korzystać. Tak jak to było w wielu filmach sensacyjnych np. w "Błękitnym Gromie". W filmie tym bohater nie tylko ma bezpośredni dostęp do baz, ale i korzysta z nich w owym "Błękitnym Gromie" czyli w helikopterze unoszącym się w powietrzu.

Obawiam się, że profesjonaliści zirytują się nieco w tym miejscu twierdząc, iż jest to w pełni realne i nic w tym niesamowitego. To prawda. Ale jak wielu z nas na codzień korzysta z owych baz danych w poszukiwaniu autentycznie potrzebnych nam informacji, np. materiałów o komputerowej analizie obrazów Leonarda Da Vinci w informatycznej prasie światowej (na marginesie - bardzo ciekawe opracowanie) lub potwierdzając szczegóły patentów dotyczących implementacji jonów na powierzchniach porowatych? Jak wiele prac habilitacyjnych, nie wspomnę o doktorskich, ma identyczny tytuł (nie wspomnę o treści) z publikacjami w państwie XYZ. Twierdzą, iż jest to nieuchronne, bo podobno nie ma takiego źródła informacji, które szybko i wiarygodnie dostarczy nam informacji na te i wiele innych ważnych tematów.

Otóż pozwalam sobie zaprzeczyć tej tezie informując o ogólnie dostępnych światowych serwisach informacyjnych: * DIALOG. Do dzisiaj, po paroletniej praktyce, niemal codziennie odkrywam nowe obszary zawartości informacyjnej tego światowego serwisu informacyjnego. Piszę o tym dlatego, że przeraża mnie swego rodzaju "syndrom Faraona". Oczywiście mam na mśli "Faraona" B. Prusa, a w szczególności nadmierną władzę, jaką uzyskiwali owi duchowni dzięki wiedzy dostępnej tylko im, nie innym "maluczkim". Tam objawiło się to w "cudzie" zaćmienia słońca, u nas w "cudownych interesach", niestety nie naszych, to znaczy nie osób posiadających dowody osobiste RP.

Jaki ma to związek z DIALOG - em? Olbrzymi! Wystarczy bowiem krótka sesja połączenia z tym serwisem i już nikt nam nie powie, że firma ABC z kraju x jest jedynym i najlepszym partnerem do rozmów na temat kupna wielomiliardowej produkcji lub - co gorzej - jeszcze droższego zakładu budowanego w złych czasach poprzedniej epoki. 90% sprawdzanych firm na Zachodzie - potencjalnych partnerów polskiego biznesu - najczęściej nie istnieje! Bywa, że są to banki z funduszem założycielskim... 100 (sto) USD. Jest coraz więcej bardzo sprytnych "zbawicieli" z Zachodu, którzy okazują się po prostu hohsztaplerami. Jak to jest możliwe? - Brak informacji!

Praktycznie powinien to być koniec nieco przydługiego wstępu, gdyby nie pewna wątpliwość co do opinii potencjalnych sceptyków wyrażających wątpliwość o możliwości praktycznego dostępu do owych wiarygodnych informacji. Twierdzę, iż mówienie o tym, że nie mamy możliwości dostępu do tych informacji, trzeba włożyć między bajki. Potwierdzają to moje codzienne doświadczenia - osoby prywatnej - która łączy się przez domowy telefon z Palo Alto (jedna z miejscowości pięknej Krzemowej Doliny w Kaliforni). Owo połączenie (koszt jednej minuty od 2 do 7 tys. zł.) to kwestia kilku sekund, ewentualnie parę minut) i otwierają się wrota informacji, od wspomnianych doktoratów do "standingu finansowego" firmy w każdym kraju, niestety poza "naszą" czyli postsocjalistyczną Europą". Koszt takiej informacji (poza opłatą za połączenie) - pamiętając o potencjalnym ryzyku naszych decyzji - jest niewielki: od kilkunastu do kilkudziesięciu dolarów (USD).

Wydaje mi się, że jesteśmy za biedni abyśmy mogli pozwolić sobie na jakiekolwiek ryzyko robienia interesów z kimś, kogo znamy z ... jego business card (czytaj wizytówki). Niestety, operacje z tego rodzaju osobami zawierane są nie tylko przez małe firmy, ale także przez banki i wyżej. Dlaczego nie mówiliśmy o tym wcześniej? To jest właśnie syndrom Faraona.

Siadłem przy biurku z zamiarem podzielenia się doświadczeniami korzystania ze światowych serwisów Informacyjnych powstał jak na razie wstęp. Wierzę, iż w najbliższej przyszłości będę miał okazję opisać szczegóły mojej przygody z największym przedstawicielem owych serwisów - DIALOG - em. Mam na myśli subtelności komunikacji z systemem oddalonym o tysiące kilometrów, jego autentyczną życzliwość (nie tylko software), o niewobrażalnych zawartość baz danych (niemal 500, jedną z nich jest np. Reuter). Wszystko to w opozycji do radzących mi - po co o tym mówisz...

Może jednak mają rację? To jest "syndrom Faraona".

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200